Strony

czwartek, 25 czerwca 2015

WYNIKI KONKURSU NA RECENZJĘ MIESIĄCA CZERWCA :)

Okładka książki Szczygieł
W konkursie na recenzję miesiąca czerwca wygrała recenzja książki amerykańskiej pisarki Donny Tartt "Szczygieł", nadesłana przez autorkę o pseudonimie "Megera". Serdecznie gratuluję i zapraszam do lektury :)


Autor: Donna Tartt
Wydawnictwo: Literanova
Data wydania: 30 kwietnia 2015
Tłumaczenie: Jerzy Kozłowski
Ilość stron: 844
Nagroda Pulitzera





„Szczygieł” to ponad 800-stronicowa powieść, która powstawała przez 10 lat! Obszerne dzieło jak na „miniaturzystkę” (tak o sobie mówi Donna Tartt). Autorka podobno potrafi godzinami przestawiać jeden przecinek. Tym większy ciężar czuje na sercu recenzent – ocena tak ogromnego nakładu pracy, treści płynącej z duszy, oszlifowanej językową precyzją - to nie lada odpowiedzialność.
Amerykański bestseller opowiada historię Theo Deckera, któremu cudem udaje się przeżyć wybuch w Metropolitan Museum of Art. W zamachu terrorystycznym ginie jego matka. Przed śmiercią dzieli się z synem emocjami, jakie budzi w niej ulubiony obraz pędzla XVII-wiecznego holenderskiego artysty Fabritiusa (w rzeczywistości obraz należy do zbioru muzeum Mauritshuis w Hadze). Tragiczny zbieg okoliczności, poczucie winy i osamotnienie sprawiają, że Theo traktuje śmierć matki jako cezure życiową. Od tego momentu dzieli świat na dwie rzeczywistości: przed i po śmierci matki.
Powieść staje się poetyckim studium żałoby. Od zaprzeczenia, przez rozpacz, po depresję. Czas niezbędny by pogodzić się z nową sytuacją to okres dla 13-letniego chłopca niezwykle burzliwy, pełen zamętu i niepokojów. Theo spotyka na swojej drodze ludzi, którzy pragną mu pomóc, jednak nie potrafią go zrozumieć i wysłuchać, potęgując poczucie izolacji i osamotnienia. Nieprzepracowana żałoba osieroconego nastolatka skutkuje całkowitym przewartościowaniem. Theo zostaje wyrwany z utartej przez matkę bezpiecznej ścieżki i wkracza na groźną drogę prowadzącą do mętnego półświatka. W tej podróży towarzyszy mu „Szczygieł”, który wraz z nim opuścił zgliszcza muzeum.
To opowieść o przywiązaniu do rzeczy, które rodzi się w miejscu pustki po matce. To przywiązanie idzie w parze z brakiem przywiązania do miejsc i do ludzi. Theo dryfuje między Manhattanem, Las Vegas, Amsterdamem. Między narkotycznymi wizjami i  delirycznymi iluzjami. Między przepychem apartamentu na przy Park Avenue i ascetycznością mieszkania w Greenwich Village. Wydaje mu się, że kocha Pippę, ale to Kitsey zamierza ślubować wierność. Jedyną stabilnością w jego życiu jest „Szczygieł”. To jemu nadaje szczególną, magiczną moc. Wartość obrazu, jego status jako dzieła sztuki nie pozostaje bez znaczenia w określeniu charakteru tej niezwykłej relacji:
„Cieszyła mnie świadomość, że jest w pobliżu, przydawał bowiem wszystkiemu głębi i solidarności, wzmacniał osnowę rzeczy, uspokajał swoją niewidzialną, niezachwianą doskonałością, tak jak uspokajała mnie myśl, że gdzieś daleko, w wodach Bałtyku, pływają beztrosko wieloryby, a mnisi w egzotycznych strefach czasowych bezustannie odmawiają modlitwy za zbawienie świata”.
„Ten obraz sprawiał, że czułem się mniej śmiertelny, mniej śmiertelny, mniej zwyczajny. Był wsparciem i zadośćuczynieniem; był pożywieniem i sumą. Był filarem, który podtrzymywał całą katedrę.”
To próbka charakterystycznego języka Tartt. Poetyckie obrazowanie pomieszane zostaje z inwektywami i przekleństwami. Realny język bohaterów opisuje nierealne zdarzenia, które osłabiają wiarygodność przesłania książki. Niezwykłe zbiegi okoliczności, wątek kryminalny i postać Borisa – egzotycznego Rosjanina powielającego stereotypy ludzi Wschodu.
Powieść jest rozwlekła. Ciężko połknąć ją jednym kęsem, raczej dozuje się porcje, co wynika z ogromnej ilości przemyśleń intelektualnych. Akcja nie jest wartka, a dialogi nie są dynamiczne. Książka aspiruje do powieści filozoficznej: rozważania nad rolą sztuki, granicami między dobrem i złem, przegraną i wygraną.  Kulminacją jest epilog, który sili się na Wielką Narrację, niestety oderwaną od fabuły książki.
„Szczygieł” to mozaika, złożona z „Buszującego w Zbożu”, „Zbrodni i Kary” i Tarantino. I tylko tak dobrana kompozycja nadaje każdemu z tych szkiełek nowego zabarwienia. Bohaterowie cytują Dostojewskiego, by potem usiąść przed telewizją, w której leci Kill Bill… Donna Tartt znakomicie łączy nieprzystające do siebie elementy. I choćby dla efektu tej syntezy warto sięgnąć po laureata Nagrody Pulitzera 2014.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz