Strony

poniedziałek, 12 października 2015

"Dygot" - Jakub Małecki

Autor: Jakub Małecki
Wydawnictwo: SQN
Data wydania: 7 października 2015
Ilość stron: 320



   Jesteś krzyk, jesteś dygot, jesteś kropla w rzece...

                                cyt.: "Dygot"- Jakub Małecki


 Czas zatacza koło.W jakimś punkcie wszystko się kiedyś zaczyna, jak na polu w Piołunowie pod Koninem w Wielkopolsce, i wszystko się kończy.
Klamrą spięte są losy ludzi związanych ze swym miejscem na ziemi. Z pokolenia na pokolenie. Od czasów sprzed drugiej wojny  światowej do współczesności.
Nie jest tu wcale głucho, cicho i spokojnie. Mieszkańcy Piołunowa obawiają się list osób do wysiedlenia. Znajdą się na nich, czy będą mieli szczęście na nich się nie znaleźć. Dochodziło do pomyłek i dzięki temu Janowi i Irenie udało się zostać.
To oni są protoplastami rodziny Łabendowiczów. Bronek i Helena zaś, są przodkami Geldów.
Drogi obu rodzin przecinają się w pewnym momencie.

Realistyczny świat bohaterów przenikają tajemne moce. Przepowiednie, uroki, klątwy rządzą się swoimi prawami i mają silne oddziaływanie na życie tutejszej społeczności. Te siły nieczyste odpowiedzialne są za całe zło, jakiego ludzie doświadczają.  Sprawdziły się złowróżbne słowa Niemki, przeklinające Jana, gdy zostawił ją samą, bezradną na wozie. Miał pomóc jej w ucieczce przesiedleńczej do Niemiec.
Uciekł. Ze strachu przed Niemcami, przed śmiercią. Gonił go ten strach i słowa klątwy.
Żona Jana, Irena rodzi syna. "Był biały od brwi po paznokcie stóp".
Przerażenie i strach. Udusić, czy umyć...? Cisza...  "Ale podgrzej... tę wodę, bo inaczej się przeziębi".
 -"Diabeł nie dziecko". "Bezbarwny. Cudak. Zafajdaniec. Faflok.  Antychryst."
Jak było mu na tym świecie? Jak go postrzegano? Pisarz ukazuje trudny los małego Wiktora, bo tak było chłopcu na imię. Świat widziany oczami dziecka, straszny, przerażający. Z kudłami, zębami, z wygryzionym księżycem. Trudny do pojęcia. Jak ma go zrozumieć, kiedy nikt nie rozumie jego? Koledzy go upokarzają. Cieszy ich to, sprawia przyjemność. On też chciałby coś poczuć... Coś przyjemnego...
Może kogoś zbić...? Może udusić kota...? Przecież Strzępek, ten z rowu, ten z bronią, zapewnia go, że "zabijanie to najcudowniejsza rzecz na świecie". Strzępek, tajemny przyjaciel. Czym sobie "zasłużył", że już swego rowu nigdy nie opuścił?

Wieś nie akceptowała Wiktora, odmieńca. Próbowano go unicestwić. Miał szczęście ujść z życiem. Miał też szczęście zaznać miłości. Kto inny mógłby go pokochać, jak nie Emilka, córka Geldów? Pomimo tej wklęsłej bruzdy na czole... Sama okaleczona w dzieciństwie płomieniami wybuchającego granatu, też była odmieńcem. Tę tragedię przepowiedziała kiedyś Cyganka jej ojcu: "Piekło ci to dziecko pożre i wypluje jak szmatę".
Dwóch odmieńców, to nie jeden. W dwojgu siła. Siła ponadczasowa. Uczy nas akceptacji, tolerancji. Uczy...?
Każda strona tej książki czegoś uczy. Nie sposób uchwycić jednego wątku fabuły. Fabuła jest jak ta rzeka, obecna tutaj, wijąca się przez całą opowieść, niczym jedna z bohaterów. Rzeka pełna niepokojących głosów, krzyków. Fabuła jest jak to życie, pełne "rzeczy niewyraźnych, rozmytych". Fabuła jest jak dygot. Trzeba w nią wejść, doświadczyć, przeżyć. Narracja niepowtarzalnie i wymownie dygocze. Oryginalna fraza, świetnie oddająca obyczajowość przedwojennej polskiej wsi, czasów PRL-u i współczesności z uwrażliwieniem na uniwersalizm pewnych elementów.

Wiktor przedwcześnie odchodzi z tego świata. Na polu, gdzie umarł jego ojciec. Nie był tam sam. Czarna postać, która też tam była, to już wieloletnia tajemnica. Po latach rozwikła ją Sebastian, jedyny syn Wiktora i Emilki. Był to winien ojcu, który opuścił ten świat przed jego narodzinami. Był to winien dziadkowi Bronkowi, zobligowany listem dziadka, niczym testamentem. Pomóc może mu tylko babka Dojka. Uznawana za wariatkę. Dojka jest wpisana w tutejszy krajobraz. Ma chyba ze sto lat, jest tu od zawsze. Wiele widziała i dużo słyszała. Zna najmroczniejsze ludzkie sekrety.
Dojka to element stały tej fascynującej opowieści. Tak, jak  i rzeka, która wciąż płynie i co jakiś czas słychać z niej głosy. Swym rykiem przywołuje kogoś. I znów kogoś. Kolejne krople swej toni. By zasiliły jej łakome wody.
"Jesteś krzyk, jesteś dygot, jesteś kropla w rzece".

Fascynuje mnie wybitna proza, odwzorowująca mowę ludową, lakoniczna, a zarazem pełna treści, odzwierciedlająca zwykłe ludzkie życie.
"Co trzeba widzieć, czego trzeba się bać", żeby toczyć walkę nie tylko z sobą, ale, żeby wybrać się na wojnę z samym Bogiem? Jak to zrobił  Sebastian. Jego konfrontacja z Najwyższym, przepojona goryczą, pełna pretensji, żalu i  niemocy, to scena, która robi mocne wrażenie, wyzwala ogromne emocje.
Ból... Bezradność... Zwątpienie...

"Dobre. I to bardzo dobre. Po cóż pisać więcej". Powiedział o powieści Jakuba Małeckiego dziennikarz Michał Nogaś. Podpisuję się pod tymi słowami. To książka, która "zahacza o mózg".
Jestem pod wielkim wrażeniem dojrzałości w postrzeganiu świata, jak i talentu tak młodego człowieka, jakim jest Jakub Małecki. Znacie już to nazwisko? Z pewnością, jeszcze nie raz o nim usłyszymy.
Ponadczasowość jego przekazu, to wartość nadrzędna.
Wyobcowanie.  Miłość. Cierpienie. Ból. Przemijanie. Życie. I nierozerwalnie związany z nimi dygot.

Dziękuję Wydawnictwu SQN za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.


Zapraszam na mój fanpage na fecebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz