Strony

poniedziałek, 16 listopada 2015

"Dziedzictwo" - Krystyna Januszewska

Autor: Krystyna Januszewska
Wydawnictwo: Prószyński i Ska
Data wydania: 17 listopada 2015
Ilość stron: 592                                  (Recenzja przedpremierowa)

Okładka książki Dziedzictwo
Człowiek jest dziwną istotą, lubi i chce należeć do jakiejś całości, mimo że w życiu jest jak  meteor mknący przez swój własny kosmos.

           cyt.: "Dziedzictwo" - Krystyna Januszewska

Miejsce, z którego wyrastamy, skąd nasze korzenie czerpią soki, przetwarzane później w odczuwanie oraz w energię niezbędną do życiowej wędrówki, to źródło stanowiące o naszym bycie.
O tym jest "Dziedzictwo", powieść, na którą autorka Krystyna Januszewska kazała nam czekać kilka lat. Od czasu, kiedy wydano jej "Ostatnią kwadrę księżyca (2010r.). Ale w pisaniu takiej literatury, pośpiech  nie jest pożądany.
Taką książkę można  napisać "dopiero, gdy człowiek naprawdę nie ma już żadnego innego  wyjścia (...), wtedy, kiedy jest się przekonanym, że ma się coś naprawdę do powiedzenia". 
Zacytowałam Wiesława Myśliwskiego, jego przesłanie tłumaczące powrót po ośmiu latach milczenia ze swoim "Ostatnim rozdaniem".  Porównanie nie jest przypadkowe. "Dziedzictwo" wyzwalało we mnie podobne emocje, jak przy opowieściach Wiesława Myśliwskiego. Pisarze tej miary, posiadają niezwykłą łatwość za pomocą słowa, niczym tkacz utkać cienką, niewidzialną, magiczną nić i połączyć się ze swoim czytelnikiem. Chciałoby się usiąść obok i słuchać bez końca.

"Dziedzictwo". Tę fabułę pisało życie.  Prawdziwe. Proste. "Jak bochen chleba".
Krystyna Januszewska przenosi nas, niczym w hipnozie, w czas i w miejsca, w których żyli jej przodkowie.
Początek ubiegłego stulecia. Czas, kiedy jeszcze słyszalne były carskie reperkusje  po Powstaniu Styczniowym, "miażdżące każdą oznakę polskości". Panował polityczny chaos w Europie, wybuchały kolejne konflikty.
Krasocin pod Kielcami w Górach Świętokrzyskich. Tam żył i ciężko pracował w umiłowanej ziemi Jan Kuśmierczyk, dziadek pisarki, ojciec jej ojca. Tak, jak inni we Włoszczowej, w Gruszczynie, Ostrowie, Borowcu, Wierzbniku, Ludyni, Sułkowie, Mieczynie, Lipiej Górze i innych miejscach ziemi świętokrzyskiej, tak jak Sornatowie, Cioskowie, Kowale i wielu pozostałych, troszczył się "żeby było gdzie spać, co jeść i jak się obronić".
Ciężkie to były czasy. "Kraj ledwo oddychał pod carskim butem". Zostać, czy wyjechać do Prus? Tam życie łatwiejsze. Rozważał niejeden.

Jan Kuśmierczyk został. Na ojcowiźnie. by zmierzyć się z losem. Praca na wsi, na roli, ze wszystkimi odcieniami trudu i mozołu, była też ratunkiem na cierpienie, ból, była sensem, gdy do głosu dochodziła beznadzieja. Ciężka praca "koiła duszę". Praca zdeterminowana porami roku i stanem pogody. Wschodami i zachodami słońca. Przyroda nadawała rytm zwykłym, codziennym czynnościom. Człowiek, jego pragnienia, dążenia, wierzenia, myśli i stan duszy, wszystko to zostało tutaj wkomponowane w absolutne piękno natury. Słychać jej cudowne odgłosy i odczuwalna jest niesamowita energia, która emanuje z kart "Dziedzictwa".
 Proste życie zwykłych ludzi, zwykłą codzienność oraz rzeczywistość historyczną, dziejową, pisarka ubrała w słowa mądre, dojrzałe, jak ziarna, dojrzewających w słońcu, kłosów zbóż świętokrzyskich pól. 
Powstała opowieść epicka. O ludziach z krwi i kości. Piękna w swej prostocie i prawdzie. Ze wszech miar wiarygodna.


Pisarka ukazała nie tylko losy swojej rodziny, ale całej społeczności wiejskiej, z całym kultem ich ciężkiej pracy. Proste chłopskie życie na tle historycznej prawdy, na tle wydarzeń I wojny światowej, w świetle światowych przemian, w zarysie kontrastu między życiem na wsi i w mieście.
Prasa donosiła o cudach techniki, a oni na wsi tkwili w miejscu, "jak ta tabaka w rogu". Najważniejsza była troska, by nikt nie umierał i nikt nie głodował. Ta troska nie wzięła się znikąd. 

Los nie oszczędzał rodziny Jana. Jedna rana nie zdążyła się zagoić, a już kolejna była zadana. Bolało, ale trzeba było iść dalej. Życie przeplata się ze śmiercią. Aż trudno uwierzyć ile człowiek jest w stanie udźwignąć, spod jakiego ciężaru się podnieść, ile strat przeboleć?
Idę za nimi... Idę i nie dowierzam... Jan z żoną Wiktorią i z małym, chorym Edkiem na ręku. Idą trzydzieści pięć kilometrów do lekarza. Doktor z Włoszczowy na wojnę pojechał, więc szli do Koniecpola. Przez błoto koń by nie przejechał. Promyk nadziei gaśnie. Wracają do domu. Tą samą drogą, z martwym dzieckiem w objęciach...
"Przez jakie trzeba przebrnąć bezdroża rozpaczy"? Ku "sensom i przebudzeniom". Ku "powrotom z ciemności"?
Jakąś cieniutką szczeliną, w przejmującą prozę życia, brutalną często, przenika poezja. Pisarka cytuje poetkę Krystynę Konecką, poruszającą problematykę egzystencjalną, co idealnie komponuje się z piękną literacką frazą Krystyny Januszewskiej. Poezja i nadzieja zawsze mocno wiążą się z losem, z jego jaśniejszą stroną. Dają wiarę w nowe, lepsze jutro.


Nowe, lepsze jutro? Lepsza przyszłość? Tak! Wierzono w to. I w to, że można zacząć wszystko od nowa. Od planów geodezyjnych, od karczowania gruntów, od pierwszego ściętego drzewa, od pierwszej deski. Pomimo trudu, mozołu w pokonywaniu błotnistej drogi Polesia, prowadzącej poprzez procesy o ziemię dwukrotnie sprzedaną, poprzez jeszcze większą biedę, ku przeciwnościom losu.
Kiedy skończy się ta udręka? Kiedy zasiądą przy swoim stole?
Czterdzieści rodzin w okresie międzywojennym opuściło Kielecczyznę i udało się w podróż na wschód, na Kresy. Na ziemie odzyskane. Polesie nad Prypecią stanowiło wizję przyszłości dla wielu otwartych głów. Tam powstała polska Kolonia Krymno.
"Jasiu, gdzieżeś ty nam kazał przyjechać"? Konfrontacja marzeń z rzeczywistością nie budziła entuzjazmu żony Jana Kuśmierczyka ani pozostałych członków rodziny.
Pomimo odmiennych zdań w podejmowaniu życiowych decyzji, rodzina trzyma się razem.
Jakie życie ich tu czeka i co jeszcze się wydarzy...?

Wstęp do głównej fabuły ma mocny, pełen bolesnych emocji, wydźwięk. Jan z Wiktą wyprawiają swoich czterech synów w drogę. Bolesna rozłąka. W milczeniu patrzą na ostatni wóz wyjeżdżającego ze wsi konwoju, "który w niepewne zabiera im dzieci".
To scena wybiegająca w przyszłość, do czasów, które dopiero nadejdą. Gdy złowróżbne widmo znów zawiśnie nad światem. Gdy dom przestanie być schronieniem i trzeba będzie szukać bezpiecznego miejsca nie wiadomo gdzie.
Znów strach, ból, cierpienie... Znów wędrówka...
Powieść kończy się na wcześniejszym etapie, nie czas jeszcze na wydarzenia zapowiedziane wstępem. Zatem wnioskuję, że ciąg dalszy nastąpi... dalsze losy poznanych tutaj bohaterów zwyczajnych i niezwykłych zarazem.


Konstrukcja powieści nie mogła być inna. Stare dzieje przeplata nić współczesności. Wątek z życia samej pisarki mocno wiąże się z osnową dotyczącą przodków. Jest to konsekwencja dziedziczenia. Krystyna Januszewska nie jest tu tylko narratorem szkicującym wiernie portrety swoich przodków. Utożsamia się z nimi, z ich przeżyciami. Są lustrem dla niej samej, dla świadomości kim tak naprawdę jest.
W tym współczesnym wątku pisarka wychodzi naprzeciw swoim marzeniom. Są tu wspomnienia z pobytu w Kanadzie, z wyprawy na Wyspę Księcia Edwarda w prowincji Nowa Szkocja. Była to podróż śladami Ani Shirley, Ani Z Zielonego wzgórza, od której, tak naprawdę zaczęła się przygoda pisarki z literaturą. Z tym wyjazdem wiązała się pewna misja. W Kanadzie oprócz przyjaciół, poznała ich wątpliwości i  nurtujące od lat znaki zapytania. Odpowiedzi trzeba szukać w przeszłości, która została w Polsce. Czy pisarka znajdzie klucz do cudzych zagadek?

"Dziedzictwo", to literatura prawdziwa, doniosła, mądra. Zawiera istotę bytu, wytycza sens, odpowiada na wiele pytań i wątpliwości. Krystyna Januszewska stworzyła powieść monumentalną, wielką pod każdym względem. Z pomocą swojego ojca i jego braci, pozbierała nie tylko ich wspomnienia, ale i westchnienia, tęsknoty, radości i smutki. To wielki dar  posiadania tak cennych rzeczy. I odpowiedzialność. Spadkobierczyni nie zawiodła. Nie zgubiła, nie roztrwoniła ani jednej łzy, ani jednego uśmiechu, ani jednego kilometra z drogocennej schedy, z długiej wędrówki, w którą nas zabrała, dzieląc się tym, co jest dla niej najcenniejsze...
Książka budzi ogromne emocje i głębokie refleksje. Budzi mój podziw i zazdrość. Za mało pytałam...? Za mało wiem...? Czy mam kogo zapytać...? Warto pozbierać to, co pamięć podpowiada, o nas, o naszych rodzicach, dziadkach, ludziach, z którymi szliśmy chociaż przez chwilę, przez krótki, ale ważny odcinek wspólnej drogi. Warto dla młodych, by wyrobić w nich chęć poznawania własnych korzeni. Wspomnienia, to silny budulec łączący "wczoraj" z "dziś", sklejający cegiełki pomostu pomiędzy przodkami i potomnymi.
Pamięć. Dopóki żyje w nas, dopóki żyje pamięć o nas. 
"Exegi monumentum".    Pomnik trwalszy od spiżu.           


Dziękuję autorce za możliwość przeczytania "Dziedzictwa" jeszcze przed wydaniem książki i przed jej premierą.Czuję się zaszczycona. Premiera książki przypada na dzień 17 listopada 2015 i będzie wydana przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka. 

Zapraszam na mój fanpage na facebooku:     https://www.facebook.com/,p,myslirzezbioneslowem                       
                                                                               
                                                                               

                                               

7 komentarzy :

  1. Jestem pod wrażeniem. Świetna recenzja. Niesamowita, a przecież prawdziwa (zwłaszcza dlatego, że prawdziwa) historia...

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuje się pod komentarzem Oli.
    Post zachęca do sięgnięcia po książkę, ale i od razu wywołuje te same myśli co Twoje o tym co ja pamiętam i dlaczego za mało pytałam...dzisiaj już nie mam kogo zapytać...wszyscy odeszli.....
    Mało przekażę...chociaż zawsze jednak coś...swoim dzieciom....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło! Prawda. Budzi się mnóstwo refleksji. Chyba zacznę pisać kronikę rodzinną... :)

      Usuń
  3. Wow! Rewelacja, uwielbiam takie klimaty... Nie dość, że autentyk, to jeszcze takie zabarwienie emocjonalne :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem pod wrażeniem i recenzji i książki... Czasami żałuję że tak mało pytałam swoich dziadków a gdy już pytałam często zapominałam odpowiedzi. Muszę to nadrobić póki jeszcze mogę, w końcu to historia buduje rzeczywistość.

    www.mocnosubiektywna.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. U nas w Krasocinie pracuje się /Na umiłowanej ziemi/ nie ,,w umiłowanej". Nie ma Włoszczowej jest za to Włoszczowa, jest Ostrów a nie Ostrowiec. No i skąd się wzięli ci Kowale? Recenzja ciekawa a książka jeszcze bardziej.

    OdpowiedzUsuń