Strony

poniedziałek, 26 września 2016

"Beksińscy. Portret podwójny" Magdalena Grzebałkowska

Okładka książki Beksińscy. Portret podwójny  Autor: Magdalena Grzebałkowska
  Wydawnictwo: Znak
  Data wydania: 30 października 2016
  Pierwsze wydanie: luty 2014
  Ilość stron: 480



   Spójrzmy więc wstecz i wspomnijmy dla czego warto było żyć.
(...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...).
Wszystkie te chwile przepadną w czasie jak łzy w deszczu. Pora umierać.
       ( z ostatniego felietonu Tomasza Beksińskiego, w którym wymienił największe swoje fascynacje)
 cyt.: "Beksińscy. Portret podwójny" Magdalena Grzebałkowska



                   Pamiętam tę dramatyczną wiadomość sprzed jedenastu lat, dotyczącą śmierci znanego polskiego malarza. Zdzisław Beksiński został zamordowany w swoim warszawskim mieszkaniu, a zwłoki znaleziono na balkonie. Dopiero co skończył malować swój kolejny, jednocześnie ostatni obraz.
Malarz był typem samotnika, żył w "twierdzy" z pancernymi drzwiami i z wideokamerą przed nimi, były inne zabezpieczenia. 
Artysta znał chłopaka, dlatego wszedł bez trudu. Paweł K. był synem pana Kazimierza K. (w książce nazwisko fikcyjne Handler), złotej rączki, który pomagał mu przy różnych domowych naprawach, żona jego sprzątała mieszkanie malarza. Chłopak potrzebował pieniędzy na swoje długi. Chciał ukryć swoje problemy przed ojcem. Czy chciał zabić...?

Zdzisław Beksiński pod koniec swego życia żył w swojej twierdzy samotnie. Tak jak zawsze marzył, wiódł żywot "idealny"; śniadanie, sztalugi, obiad, sztalugi, kolacja, film... Porcelanę i srebrne sztućce powydawał, bo uznał je za zbędne, zastąpił  zastawą jednorazowego użytku. Odwiedzali go nieliczni. Nie cierpiał być nigdzie zapraszanym. Nie uczestniczył w wystawach, wernisażach. Wolność !

Ukochana żona Zosia zmarła nagle na tętniaka aorty. Syn Tomasz, w wieku czterdziestu jeden lat, rzuca się w ramiona, prześladującej go całe życie, śmierci. Śmierć była jego fascynacją, namiętnością, wybawieniem.

"Nie widziałem siebie w XXI wieku i czułem, że urodziłem się sto lat za późno, więc po prostu postanowiłem wyrównać rachunki. To dziwne, ale naprawdę czuję, jakby nie było jutra. Tak jakby droga tutaj się kończyła. Boję się, bardzo się boję".
Odszedł w wigilię świąt bożonarodzeniowych 24 grudnia 1999 roku. Rok po śmierci matki; nie mógł jej tego zrobić. Podobno obiecał to, że nie odejdzie przed nią, choć wciąż straszył rodziców, zapowiadał, szantażował, no i kilkakrotnie ( ok. 8-11 razy) podejmował próby samobójcze.

Takie historie poruszają nas dogłębnie, paraliżują, zatrzymują nas na dłuższą chwilę, byśmy szukali odpowiedzi na pojawiające się pytania. Są jednak pytania, na które nikt nie zna odpowiedzi.
Stwierdzenie, że ojciec Zdzisław Beksiński nigdy nie przytulił swojego syna Tomka, nie jest jednoznacznym wytłumaczeniem ich skomplikowanych relacji, ich rodzinnego dramatu. Ani razu też go nie uderzył ( w ogóle nie cierpiał dotyku). Spełniał wszystkie zachcianki, kaprysy, kolejne "bziki" syna (kurki, papużki), dbał, by niczego mu nie brakowało. Razem z żoną truchleli ze strachu o syna. Dorosły Tomek mieszkał w bloku naprzeciw rodziców, by mieć go pod obserwacją (ojciec za pomocą lornetki sprawdzał, czy pali się światło, czy daje znak życia).
 

Fatum...? Czy było jakieś fatum? Czy silna fascynacja śmiercią może spowodować samounicestwienie?
Czy można sprowokować śmierć?
Zdzisław Beksiński był artystą wielu talentów, wcześniej rzeźbił, fotografował, rysował. W twórczości wyrażał swoje niepokoje, wewnętrzne szaleństwa. Snuł fantasmagoryczne wizje, które przenosił na płytę pilśniową, bo to głównie był materiał, na który wylewał stan swojej duszy.
Potwór, czy fenomen?
Interpretacje obrazów, nawet przez krytyków malarstwa, często były zaskoczeniem dla malarza.
Śmierć. Mrok. Unicestwienie. Zagłada. Samotność.
Co było inspiracją dla artysty? Czy temat pracy odzwierciedlał stan jego umysłu, stan jego duszy? Jakim był człowiekiem, mężem, ojcem, przyjacielem?
Otoczkę tajemniczości wokół rodziny Beksińskich próbuje przeniknąć Magdalena Grzebałkowska. Wybitna reportażystka. Nie znam biografii księdza Jana Twardowskiego "Ksiądz Paradoks"(do pilnego nadrobienia), ale czytałam "1945. Wojna i Pokój", to wybitna, nagradzana książka z górnej półki.


Reporterski zmysł i niekwestionowany talent kieruje pisarkę do Sanoka, skąd Beksińscy pochodzą ( dopiero później wyjeżdżają do Warszawy). Teraz to już inne miasto, z muzeum obrazów artysty, z dumą i chlubą po uznanym malarzu. (Tomek dopiero w Warszawie rozwinął skrzydła, pracując w radiowej trójce) Mieszkańcy dawnego Sanoka nie szanowali Beksińskich, była to rodzina odstająca od przeciętnej, "inna", "dziwna". Sam Zdzisław też nie lubił tego prowincjonalnego miasta.
Magdalena Grzebałkowska, niczym malarz farby, zbiera skrupulatnie materiały, by jak najwierniej stworzyć portret głównych bohaterów, Zdzisława i Tomasza Beksińskich. Z pewnością, nie jest to obraz biało czarny.

Autorka miała w zamyśle ukazać "portret potrójny", uwzględniając postać Zofii, żony i matki. Kobieta była bardzo ważna w ich życiu, tak jakby jedną swą rękę podawała mężowi, drugą zaś synowi. Znaczące, niezbędne ogniwo, by obaj mogli w ogóle funkcjonować. Zofia pozostawała w cieniu tych dwojga niezwykle inteligentnych, utalentowanych mężczyzn, związanych ze sobą wspólnymi mrocznymi fascynacjami, muzyką, filmami, sztuką. Sama skrywała się wraz ze swymi marzeniami, ambicjami. Nie ujawniała się ze swymi niepokojami, dygotami, lękami. Z pewnością miała takowe, bo jest mowa o lekach psychotropowych.
Zofia, znając diagnozę późniejszej jej choroby (tętniak aorty), martwiła się jak sobie poradzą bez niej.Udzielała rad w najbardziej prozaicznych czynnościach, jak zmiana pościeli, bielizny, sposób prania, przechowywanie produktów w lodówce. (Zdzisław wszystko to skrzętnie notował).
Łączyło ich, z pewnością, silne, głębokie uczucie. Kochali się wzajemnie, nawet bardzo, trudną do pojęcia miłością.

Magdalena Grzebałkowska opisuje losy tej nieprzeciętnej rodziny, wzajemne relacje jej członków, łącząc ze sobą wypowiedzi ludzi z ich kręgu, przyjaciół, krewnych, w oryginalną reporterską fabułę,by poprowadzić nas po śladach do kariery i sławy swych bohaterów. Dołącza do tego wypowiedzi własne bohaterów, udokumentowane w dziennikach fonicznych, czy w filmikach, robionych kamerą video. Te autorskie nagrania swej codzienności, otwierają nam drzwi do ich domu.
Ogrom pracy (około półtora roku) nad książką, składa się na rzetelny, wiarygodny obraz.  Nie są to suche fakty, a jednolita konstrukcja, z której wyłania się człowiek z krwi i kości, z mrocznym labiryntem swego umysłu i z zakamarkami zranionej duszy. To niebywała sztuka.
Ojciec i syn. Który portret jest bardziej smutny? Czy w ogóle można ich rozdzielać? Obaj wyrażali się cali w tym, co tworzyli, ojciec w malarstwie, syn w dziennikarstwie muzycznym. Tam byli sobą. Bezpieczni w świecie fikcji. Który częściej musiał nakładać  maskę pozoru, by móc funkcjonować w realnym świecie?

Zdzisław mówił o sobie: "Ja nie mam skłonności samobójczych. Jestem z gatunku tych, którzy nawet znalazłszy się na samym dnie, od razu zaczynam się zastanawiać, jak by się tu urządzić."
Natomiast on (Tomek), zsunąwszy się zaledwie o jeden szczebel w dół, uważał, że nie ma już po co żyć".

Podczas jednej ze swych rozmów, Zdzisław opowiada Tomkowi historyjkę: "jak to człowiek płynie łódką
w kierunku wodospadu, który ją i jego pochłonie, a w łódce jet do wyboru kaktus i fotel. Czy ma sens- mówiłem - by w oczekiwaniu na nieuchronny koniec siedzieć przez cały czas na kaktusie zamiast na fotelu? Odpowiedział mi wtedy, że on nie widzi w ogóle sensu w beznadziejnym oczekiwaniu i wyskoczy z łódki".

Gorąco polecam tę książkę, o której ostatnio znów głośno. Bowiem 30 września 2016 roku będzie miał swoją polską premierę film "Ostatnia rodzina" w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego.
Podczas tegorocznego 41 Festiwalu Filmowego w Gdyni, film został uznany za najlepszy w tegorocznym konkursie i tym samym otrzymał najważniejszą nagrodę Złote Lwy, jak również nagrodę dziennikarzy i nagrodę publiczności.


Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/







2 komentarze :

  1. Ja póki co słyszałam już kilka razy o filmie, że jest dobry. Chciałabym najpierw przeczytać książkę, a potem obejrzeć obraz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak! To idealna kolejność. Filmu też jestem bardzo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń