Strony

środa, 19 marca 2014

Recenzja książki "Traktat o łuskaniu fasoli" Wiesława Myśliwskiego

      Autor: Wiesław Myśliwski
      Wydawnictwo: Znak
       Data wydania:  2010
       Liczba stron: 398



Cóż to jest nasza przeszłość? Gdzie są jej granice? To jest coś w rodzaju bliżej nieokreślonej tęsknoty, tylko za czym?
(...) Przeszłość to tylko nasza wyobraźnia, a wyobraźnia potrzebuje tęsknoty, wręcz karmi się tęsknotą. Przeszłość (...) nie ma nic wspólnego z czasem, jak się sądzi


cyt. "Traktat o łuskaniu fasoli" Wiesław Myśliwski


    Biorąc do rąk "Traktat o łuskaniu fasoli" już wiedziałam czego mogę się spodziewać po tej lekturze. Po emocjach, jakich dostarczyło mi "Ostatnie rozdanie", bezzwłocznie sięgnęłam po wcześniejszą powieść Wiesława Myśliwskiego. Tak wbrew porządkowi. Chronologia nie ma istotnego wpływu na odbiór twórczości pisarza. W ramach każdej z powieści porządek zakłócony jest przez częste dygresje, spoglądanie wstecz, retrospekcję. I jest to zamierzone, odczytuję to, jako cenny środek artystyczny, za sprawą którego pisarz osiąga tu swój cel.
                    Znajdujemy się wraz z głównym bohaterem w jego domku letniskowym, nad zalewem, nad rzeczką Rutką. Gdzieś na pustkowiu, zupełnym odludziu. Bohaterowie Myśliwskiego lubią takie miejsca. Ciszę i spokój zakłóca tylko w sezonie przyjazd letników. Nasz bohater powrócił do rodzinnej wsi, jako jedyny ocalały po niemieckiej pacyfikacji. Przypadek, czy przeznaczenie? Stało się to za sprawą znajomości z panem Robertem, który tu właśnie ma swój domek letniskowy i zaprosił go do siebie. Osiadł więc tutaj na stałe. Został wraz z bagażem swych życiowych doświadczeń. Samotny mężczyzna, bezimienny ma do towarzystwa dwa psy: Reksa i Łapsa, którym uratował życie.
                Jego zajęciem jest administrowanie domków letniskowych, drobne w nich naprawy. Oprócz tego odnawia tabliczki nagrobkowe. Niespodziewanie zjawia się w jego progu nieznajomy przybysz, który chce kupić fasolę. Tajemniczy gość staje się słuchaczem, a czytelnik wraz z nim.
              Wspólnie zasiadamy do łuskania fasoli i zasłuchujemy się w fascynujących opowieściach.
 Gospodarz wspomina jak to drzewiej bywało. Jak przy łuskaniu fasoli wieczorami zasiadali wszyscy członkowie rodziny. Gawędziarz mówi prostym językiem o zwykłych, codziennych czynnościach w taki sposób, że opowieść nabiera filozoficznego znaczenia, a każde zdanie staje się mądrością życiową.
Proste słowa układają się w złote myśli, sentencje, prawdy uniwersalne, ponadczasowe. Powstaje niejako przewodnik , skarbnica cennych wskazówek co jest w życiu ważne.
           Bardzo mnie urzekł styl narracji Myśliwskiego. Znów za sprawą ulubionego przez siebie monologu opowiada czytelnikowi życie swego bohatera. Opowieść narratora dokonuje analizy poszczególnych etapów jego życia. W licznych dygresjach wraca do przedwojennego dzieciństwa, do okrucieństwa wojny, która zabrała mu całą rodzinę. Powraca do trudnej tułaczki okresu dorastania, nauki zawodu elektryka w szkole dla sierot, jak również do swej pasji, jaką była gra na saksofonie. Pracował przy elektryfikacji wsi i przy odbudowie kraju po wojnie. Przebywał też za granicą. Spotykał wielu ludzi, przeżywał dole i niedole. Zaznał wielu cierpień, bólu, tęsknot. Wraz z tymi, których stracił, czuł, że odeszła też część jego samego. Ale nie ma tutaj jego wielkiej skargi na los, nie ma pretensji do świata, do Boga. Wszystko, czego doświadczył stanowi jego mądrość, wartość, bogactwo wewnętrzne. Jest to zaledwie szkic, bardzo ogólny zarys życia naszego bohatera i tym samym fabuły powieści. Nie chcę  jej streszczać, ani wyliczać wszystkich wydarzeń z życia bohatera. Jest to niemożliwe i niedopuszczalne. Mogę tylko w tym, jak w każdym innym miejscu zachęcać do lektury, by każdy sam odszukał, co jest dla niego ważne.
            Po takiej lekturze chciałoby się  zebrać wszystkie myśli, przekazać wszystkie swoje odczucia, refleksje, emocje, by oddać wiernie przesłanie, jakie płynie do nas z powieści. Narrator zatrzymuje się przy tylu z pozoru zwykłych sprawach, nadaje im zupełnie inny wymiar, głęboki sens. Odbiór, interpretacja tych wszystkich znaczeń jest bardzo indywidualna. Tutaj nikomu nie można niczego narzucić. Każdy patrzy przez pryzmat swych doświadczeń, swych wartości. Jest to lektura wymagająca skupienia, uwagi, gdzie każde słowo jest cenne. Rytm nadany przez narratora jest spokojny, płynny, nie pozwala oderwać się na dłużej. Niespiesznie przeplatamy się przez wątki, by przeniknąć dogłębnie los ludzki. Jest to książka,  która wzrusza, skłania do przemyśleń, do której powinno się wracać po wciąż nowe doznania.
            Dostrzegane są podobieństwa i różnice pomiędzy poszczególnymi utworami Wiesława Myśliwskiego. Zarzuca mu się "powtarzalność". Powroty do tych samych miejsc, zdarzeń, ludzi, do tego wszystkiego, co stanowi o tym, kim jest dziś. Nie można się tego pozbyć. To stanowi fundament, na którym trzeba budować zawsze coś od nowa. Wielcy to potrafią i wcale się tego nie wstydzą. W moim odczuciu, to niekwestionowany walor. Ilu czytelników, tyle recenzji. I to jest najlepszą rekomendacją dzieła. Można pokusić się o analizę całej twórczości pisarza, jeśli się ją zna, dokonywać przekroju, jeśli ktoś ma taką potrzebę. Ja odbieram twórczość Wiesława Myśliwskiego swoimi emocjami. Jego narracja urzekła mnie totalnie. Chociaż nie utożsamiam się z bohaterem, jego drogą życiową, jego doświadczeniami, to jednak bliskie jest mi jego postrzeganie świata, ludzi, jego przemyślenia. Też chętnie oglądam się za siebie,wracam do miejsc, do ludzi, spraw, co już za mną. Jest to skarbnica doznań, przeżyć, które pozwalają zrozumieć więcej dziś, pozwalają znieczulić, gdy boli, osłonić, gdy wicher wieje prosto w twarz. Tworzę z nich mój parasol ochronny. I to wszystko dzieje się za sprawą obcowania z literaturą Myśliwskiego. To jest artyzm. Jest on mistrzem słowa, lekarzem dla duszy.

           Co wpływa na entuzjazm, emocje rodzące się podczas czytania?
           Co wpływa na miano "dzieła", jakim określamy każdy nowy utwór Myśliwskiego?
           Każdy odpowie inaczej.
         
          Książka,  tak jak muzyka nie trafia do wszystkich jednakowo. Zależy na jakie struny padną słowa, w które struny uderzą dźwięki. Ja czytając wcześniej "Ostatnie rozdanie", pokochałam Wiesława Myśliwskiego. Trafia on w najczulsze struny mojej wrażliwości, tym sposobem swoją prozą zapisze się na zawsze w mojej duszy. Widzę w nim dobrego, mądrego człowieka. Rodzą się we mnie historie, które chciałabym mu opowiedzieć. Rodzą się pytania, które chciałabym mu zadać i samej sobie. Pytania, na które odpowiedź przyniesie dopiero życie, albo pozostaną bez odpowiedzi.

           Autor "Traktatu..." obudził we mnie uśpione tęsknoty, a one powinny co jakiś czas się budzić.
Dzięki niemu mogę znowu.....jeść poziomki, mogę znowu siąść na mchu, i posłuchać śpiewu ptaków, i biec z góry, paść bez tchu. Pójść znów tam, gdzie rosną fiołki, bezgranicznie wąchać je, wróżyć z liści akacjowych, mogę, jeśli chcę i zasuszać w książkach kwiaty, chwile doznań swych...

     "Wszystkie te miejsca poza człowiekiem to już nie są te miejsca. Jedyne miejsce człowieka jest tylko w nim. Niezależnie, czy jesteśmy tu, gdzie indziej czy gdziekolwiek. Teraz czy kiedykolwiek. Wszystko, co na zewnątrz to jedynie złudzenia, okoliczności, przypadki, pomyłki. Człowiek jest sam dla siebie zwłaszcza tym ostatnim miejscem."

cyt. "Traktat o łuskaniu fasoli" Wiesław Myśliwski

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz