Data wydania: 21 grudnia 2015
Ilość stron: 207
Proszę cię, zrób zdjęcia, jak już tam będziesz. Jeśli ci się uda, ześlij je z Niebios.
cyt.: "BAJ - O - DUŻENIE" Patrycja Prochot - Sojka
Zacznę od przedstawienia autorki "Baj-o-dużenia". Sama, dzięki lekturze tej książki, ją poznałam. Patrycja Prochot - Sojka, bo o niej mowa, zafascynowała mnie od pierwszych stronic, swym magicznym stylem w pokazywaniu rzeczywistości. Krótka notka biograficzna zawiera imponujące informacje, dotyczące jej zainteresowań, wręcz pasji.
Patrycja Prochot - Sojka jest absolwentką Filologii Polskiej i Studium Literacko-Artystycznego. Wyróżniona na Międzynarodowym Festiwalu Opowiadania we Wrocławiu. Autorka reportaży z podróży. Dokumentowała losy Polaków na Syberii, w Turcji i na Ukrainie. Współautorka cyklu wystaw fotograficznych o rodakach mieszkających w Rosji i Stanach Zjednoczonych. Zbierając materiały do swej pracy literackiej, chętnie sięga do dawnych baśni i legend, zebranych podczas "podróży do ludzi". Kolekcjonerka wspomnień i bywalczyni miejsc magicznych.
Teraz, to nas, czytelników, zabiera w podróż do swego miejsca na ziemi, gdzie mieszka i pracuje.
Bowiem, wszystkie drogi, zdawać by się mogło, poznając bohaterów, prowadzą do Ziegenhal. Taką nazwę, do roku 1945, miało miasto Głuchołazy.
Podczas lektury, poznajemy stałych mieszkańców i tych, którzy mieli kierunek do tego miasta wpisany na drogowskazach, stojących przy ich życiowych drogach.
Miasteczko Ziegenhal w ówczesnych czasach, było zupełnie zwyczajne. Panuje w nim zastój. Zagnieździła się monotonia. Życie, jakby wcześniej zaplanowane, uporządkowane, biegnie swoim stałym rytmem, od świtu do zmierzchu. Jednak, było to osobliwe i magiczne miejsce.
Co, zatem było powodem, że ludzie do niego zajeżdżali i trudno im było je opuścić? Czy mieli swą drogę i kres zapisane gdzieś wyżej? Tak, jak od dawna, mieli zapisany swój los stali mieszkańcy tego miasta?
Rodzina zegarmistrzów Kleistów, miała władzę nad czasem. Jakob Mentz, księgarz, zapiski o swym losie miał w księgach. Szczęście, bogactwo, cały majestat rodziny Tieldenów, zależały od "ubrań szytych na miarę", od daru szycia ubrań na miarę ludzkiego losu. Taki dar posiadali kolejni potomkowie rodziny Maurów z Grenady. Służyli wiernie swoim wybawcom, ofiarowując swoje niezwykłe zdolności w podzięce za uratowanie im życia.Wielkość Tieldenów nie była im dana na zawsze. Bo, gdy urodziła się córka Margit von Tielden, słaba i chorowita, nic nie było już takie samo. Margit wcale nie chciała być ani bogata, ani tak ważna i podziwiana, jak jej rodzice. Odwaga dziewczynki jest przykładem na to, jak słabość można przekuć w siłę.
Bohaterowie książki nawiązują kontakt werbalny z najważniejszymi w Królestwie Niebieskim.
Idąc do świątyni, wznoszą do Nieba swe żale, troski, bóle, pretensje, tęsknoty i prośby o ukojenie. Rozmawiają z Maryją, matką Boga, z Chrystusem, nawet z samym Bogiem. Okazuje się, że ci wszechmocni i wszechwiedzący, przedstawiciele Nieba, też, tak jak ludzie, mają swoje słabości i gorsze dni, kiedy to nie wszystko się udaje. Nabierają cech natury ludzkiej. Bóg i Maryja, w tej całej wieczności, mają dla siebie coraz mniej czasu. Maryja żali się, że ma problemy ze swym synem.
"Bóg dzieli po równo, ale czasami jest tak zmęczony, że może akurat coś pomylił, o czymś zapomniał. Wiesz, jest tylko Bogiem..."
Pomiędzy śmiertelnikami i Świętymi, wije się ścieżka, którą podąża Śmierć. Z nią też można prowadzić konwersację, można się z nią zaprzyjaźnić, można ją nawet pokochać. Śmierć była bliską przyjaciółką, może nawet kochanką konsula Hermana von Wittelsbacha, który przybył do miasteczka jako posłaniec cesarza Wilhelma II Hohenzollerma. Jakie intencje miała zimna, namiętna Śmierć wobec Hermana? A sam Herman, jakie pobudki nim rządziły? Czy mógł coś, dzięki ich związkowi, wynegocjować, coś ugrać? Przecież Śmierć wiele mogła, mogła dać godzinę w prezencie, albo zabrać o wiele więcej.
"Niewielu z miasta wyjechało. Jakoś nigdy im nie było po drodze do świata."
Niektórzy z miasteczka, przekonani byli, że na ich mieście, kończy się świat. Nawet nie potrafili sobie wyobrazić, co jest za horyzontem. Mieli swe małe szczęścia, które bardzo naciągali, by przykryć znacznie większe niedole i zdawało im się, że złapali Pana Boga za nogi.
Byli też tacy, których bardzo ciągnęło do wielkiego świata, choćby wyjechać do Breslau/ Wrocław. Jak Leonia, córka młynarza. Kiedy Henrich Fischer wsiadł do pociągu i wyjechał z miasta na uniwersytet do Getyngi, bardzo mu zazdrościła. Tęskniła za nim i coraz bardziej za wielkim światem. Dusiła się w ciasnocie swojego małego świata. Pragnie, za wszelką cenę wydostać się z niego. Napisała list, włożyła do butelki i wrzuciła w wodę rzeki Białki.
"Jestem Leonia, córka młynarza, Niech mnie ktoś uratuje."
Uwierało ją tutejsze życie. "Bycie przeciętną, to zagłada."
Uciekła z domu. Zabrała się z taborem Cyganów. Czy wielki świat czekał na nią z otwartymi rękoma? Była młoda, siedemnastoletnia, beztroska, pełna entuzjazmu. Wszystko ją zadziwiało, zachwycało, jak coś "zakazanego".
Za jej ufność do świata, do ludzi, za infantylność, przyszło jej zapłacić wysoką cenę. Duże miasto Breslau, dokąd się udała, zakpiło z niej. Uwiodło i oszukało.
Na fabułę składa się czternaście opowiadań z życia mieszkańców, Ziegenhalls - wcześniej, Głuchołaz - później. Opowiadania mieszczą się w dwóch częściach książki: "Ziegenhals przed..." oraz "Głuchołazy po..."
Zawarta jest w nich cała magia, otaczająca bohaterów, ich wierzenia, obyczaje, folklor ludowy.
Pisarka wkradła się w wewnętrzne przeżycia i w podświadomość swoich bohaterów.
Dużo o ich stanie duchowym, o tym, co ich niepokoi, co stanowi traumę na całe życie, a co jest marzeniem, mówią ich sny. Sny wielu z bohaterów, to znacząca przestrzeń, nierozerwalna cześć ich rzeczywistości. Sny, to zwierciadlane odbicie ich samych, ukazujące jacy są naprawdę.
Wprowadzone tutaj, przez autorkę, elementy nadnaturalne, irracjonalne, mityczne i baśniowe, wcale nie zniekształcają rzeczywistości. Pierwiastki zaprzeczające prawom natury i zdrowej logice, łączą się magicznie z realizmem i stają się jedną konstrukcją.
Niecodzienna atmosfera powieści, pisana w nurcie realizmu magicznego, przenosi nas w, niczym nieograniczony, świat wyobraźni. Wyobraźnia, to główny czynnik charakterystyczny dla tego nurtu w literaturze. Doskonale ją rozwija operowanie tym, co dziwne, niezwykłe, zaskakujące, jak i nawiązywanie do legend, mitów, duchów oraz lokalnych tradycji.
Jestem zafascynowana tą lekturą. Lubię książki wywodzące się z nurtu realizmu magicznego, skłaniają do głębokich przemyśleń, refleksji. Za pomocą magicznych środków wyrazu, powstała mądra fabuła, mocno związana z problemami egzystencjalnymi, dotyczącymi nas wszystkich, a przez to uzyskuje wartość ponadczasową.
"Baj-o-dużenie" Patrycji Prochot-Sojki jest debiutem literackim, zasłużenie nagrodzonym Nagrodą Główną w Konkursie Promotorzy Debiutów - 2015, organizowanym przez „Tygodnik Powszechny” i Instytut Książki.
Książka została zakwalifikowana do Literackiej Nagrody Europy Środkowej "Angelus" 2016.
* Wydawnictwu MaMiKo, serdecznie dziękuję za udostępnienie mi egzemplarza recenzenckiego.
Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/