Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 23 listopada 2016
Ilość stron: 240
-Chcesz pisać o Wołyniu, ale tak naprawdę ciągle czujesz potrzebę pisania o swojej matce?-pyta K.
-Tak, masz rację. Tak naprawdę piszę o matce...
Nie byłaby tym, kim była, gdyby nie trauma Wołynia.
A gdyby nie jej skrzywiona psychika, ja byłabym inna, a także moja siostra, jej córka i moja córka...-mówię.
cyt.: "Kolonia Marusia" Sylwia Zientek
"Być może potrzebny był czas...", by opowiedzieć o "Miejscach, których nie ma". Ale były. Kolonia Marusia była niewielką osadą na Wołyniu.
Nie ma już tamtej "idyllicznej krainy", jaką opiewał w swych wierszach ówczesny poeta Józef Czechowicz.
Nie ma już "chat pachnących stepem", "złotych kołaczy", "perłowego stepu nieba". Nie ma. A może i jest jakaś cząstka..., może odrosły "gałęzie pachnące szczęściem, może i jest..., ale nie ta sama, bo "na wieczność skaziły ją krwawe żniwa i krzywda pomordowanych".
Każdy ludzki los, związany z okrucieństwem wołyńskiego piekła, to odłamek naszej bolesnej historii.
Każde wspomnienie, każda opowieść, pomimo zawartego w sobie okrucieństwa, a może właśnie dlatego, przekazana została przez świadków tamtych zdarzeń po to, by pamiętać.
Sylwia Zientek napisała książkę bardzo osobistą. Opowieść zawarta w "Kolonii Marusia" jest konsekwencją wstrząsających przeżyć jej rodziny, wojennej traumy dziadków, Władysława i Konstancji, strzępów pamięci matki, lęków związanych z tym, co za nimi, i z tym, co dopiero nastąpi. Jaki czeka ich los, teraz, kiedy spalono ich gospodarstwo, dom, cały dorobek życia i przyszło opuszczać ziemię, gdzie przyszli na świat i udać się w nieznane?
Książka jest dowodem na to, jak głęboko tkwią wojenne rany. Niezabliźnione, pomimo upływu czasu, bolesne dla potomków, czujących na swych plecach ziejący oddech przeszłości.
Okrutna, bezwzględna wojna okalecza duszę.
Kim byłaby Halina, córka Konstancji, a matka Sylwii, gdyby nie wspomnienia tamtych chwil, wspomnienia śmiertelnie przerażonej twarzy dziewczynki, rozmodlonej w trakcie któregoś z masowych pogrzebów, które latem czterdziestego trzeciego odbywały się na Wołyniu co kilka dni. Obrazy niezatarte, powracające w nocnych koszmarach. Okaleczona emocjonalnie Halina, z niewyzbytym strachem, lękiem, obawami, czujna i gotowa na kolejny cios od życia, niezdolna była do okazywania uczuć, do budowy więzi z najbliższymi.
Matka i córka. Ta druga dziedziczy po pierwszej całą gorycz życia. Ta naznacza je obie, wpływa na wzajemne relacje. Tak jak w "Dziewczynce w czerwonym płaszczyku" Romy Ligockiej, w "Szumie" Magdaleny Tulli, w "Małej Zagładzie" Anny Janko i innych podobnych przekazach.
Takie dziedzictwo. Taka scheda. Ciąży, przygniata, obezwładnia. Ciężar nie do udźwignięcia. Może warto zatem podjąć trud, by go zrzucić i poczuć ulgę...? Poczuć się wolnym...?
Dlatego, aby się wyzwolić, trzeba podzielić się z innymi, trzeba się nawet obnażyć, zwierzyć, dokonać kąpieli duchowej, niczym katharsis. I tak właśnie czyni autorka "Kolonii Marusia".
Fabuła zawiera opisy nasycone szczególnym okrucieństwem, trudno tego uniknąć. Nie zdradzę nic z przebiegu zdarzeń, pozostawiając każdemu je do odkrycia i, co nie pozostawia wątpliwości, głębokiego ich przeżycia, niewysłowionych emocji. Choć kusi mnie bardzo, by wyjaśnić okoliczności sceny, jakiej był świadkiem Wacek, brat dziadka, że postradał zmysły, choć ten opis spędza mi sen z powiek, to się powstrzymam. Zamiarem pisarki nie było szokowanie czytelnika, nadaje swej opowieści formę beletrystyczną, łagodzącą okrucieństwo wydarzeń, ukazuje też ludzką twarz Ukraińców, którzy pomagali, ostrzegali, narażając własne życie. Ukazanie traumatycznych doświadczeń Polaków na Wołyniu uświadamia nam wszystkim, jak trudno było pozbyć się strachu tym, którym udało się cudem ocaleć. Jak trudno im było uciec przed lękiem, przed wyrzutami sumienia, że oni przeżyli, kiedy inni na ich oczach...
Dociera do nas przenikliwy krzyk, jak i nastająca po nim, równie mocno przeszywająca, cisza...
Dlatego pamiętajmy...
Gorąco polecam!
Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/