W konkursie na recenzję miesiąca maja wygrywa recenzja książki Ewy Ludkiewicz "Siedem lat w więzieniu", nadesłana przez Annę, autorkę bloga: Moje zaczytanie. Serdecznie gratuluję i zapraszam do lektury.
Autor: Ewa Ludkiewicz
Wspomnienia, autobiografia
Data wydania: 2011
Ilość stron: 205
O tym jak pozostać człowiekiem w nieludzkich warunkach.......Ewa Ludkiewicz " Siedem lat w więzieniu"
Nareszcie nadszedł ten dzień, trzydziesty pierwszy grudnia. Zaprowadzono mnie do budynku administracji, tym razem nie do pokoju fryzjerskiego, a do jakiegoś innego. Nie pamiętam szczegółów, jedynie ostateczny wyrok : siedem lat! Było tam jeszcze sporo o jakichś utratach praw, ale mało mnie to interesowało - siedem lat! Mój Boże! Dziewczyny dostawały dożywocia, piętnaście lat, dziesięć lat! A ja siedem! Siedem to prawie nic w porównaniu z innymi. Byłam wprost uradowana, wierzyłam w jakąś amnestię, zmniejszenie wyroku! A może będę siedzieć tylko trzy lata? Wytrzymam![*]
Tak wspomina Ewa Ludkiewicz w swej książce 31 grudnia 1948 roku, dzień który zakończył jej niecierpliwe i pełne obaw oczekiwanie w więzieniu na Mokotowie na to, jak zakończy się prowadzone w jej sprawie śledztwo, i jaki wyrok otrzyma w związku z oskarżeniem jej o współudział w szpiegostwie.
W 1948 roku Ewa Ludkiewicz miała 25 lat, studiowała w Warszawie i przygotowywała się do pierwszych egzaminów, nawet nie przypuszczając, że gdy 6 czerwca odwiedzi razem z bratem jego szkolnego kolegę, Władysława Śliwińskiego, obydwoje zostaną aresztowani i przyjdzie im długie lata spędzić za murami ubeckich więzień. A tak się niestety stało i ta książka, którą dostałam - opatrzoną autografem autorki - od miłego książkowca jest niezwykłym zapisem jej wspomnień, wspomnień, które pozwoliły mi zapoznać się z niebywale trudnymi pod każdym względem warunkami, w jakich więziono w czasach stalinowskich więźniów politycznych, i z nieludzkim traktowaniem, jakie musieli znosić. Wspomnień tak realistycznych, że mogłam zaglądnąć do każdej celi, w której przebywała w areszcie śledczym na Mokotowie, czy już po wyroku w Fordonie i wejść w położenie kobiet, które żyjąc latami w ciasnocie a bywało potwornej, pozbawione elementarnych środków do godnego życia i nawet wzrokowych kontaktów ze światem zewnętrznym starały się jak tylko potrafiły dostosowywać do życia pozbawionego nawet minimum intymności i zachować swą ludzką godność, z której je bezwzględnie codziennie odzierano.Wspomnień, które poruszyły mną do głębi obrazem szarej, przepełnionej nostalgią nie tylko za rodziną, ale tak w ogóle za światem zewnętrznym wieloletniej więziennej codzienności, ale również tym jak Ewa Ludkiewicz dzięki pokładom życzliwości dla innych potrafiła się, na ile to było możliwe, zaadaptować w warunkach, w jakich przyszło jej bytować, nawiązywać przyjaźnie a nawet tworzyć wiersze, które z braku możliwości ich zapisywania musiała zapamiętywać.
A o tym jaka ta książka jest i dlaczego potrafi sprawić, że czyta się ją z ogromnym zainteresowaniem od początku do końca najlepiej świadczy ten oto fragment ze wstępu do niej napisanego przez Barbarę Otwinowską :
Wspomnienia więzienne Ewy Ludkiewicz mają szczególny walor bezpośredniości i autentyzmu. Wyobraźnia ludzi z "wolnego świata" skłonna jest widzieć życie więźniów politycznych tamtego czasu jako pasmo nie tylko udręk i szykan, ale przede wszystkim straszliwej monotonii i beznadziejności, degradującej osobowość człowieka. Trudno polemizować z taką wizją, jest w niej bowiem jakaś część prawdy. Ale drugą jej część, tę, której z zewnątrz nie można sobie dopowiedzieć, ujawniają strony tej książki. Okazuje się, że w sytuacji "człowieka myślącego", mającego dar żywej obserwacji, wiernej pamięci a przy tym zmysłu humoru pozwalającego na dystans i wobec tamtej rzeczywistości, i wobec własnej osoby - a takim człowiekiem jest Autorka tych wspomnień - obraz siedmiu więziennych lat nie emanuje nudą, której czytelnik mógłby się spodziewać.[**]
Ewa Ludkiewicz nie epatuje w swych wspomnieniach czytelnika strasznymi opowieściami z przesłuchań, gdyż sama nie doświadczyła tortur a o torturach stosowanych wobec innych nie rozmawiano ze względu na godność tych osób. Oczywiście opowiada o strachu jaki przeżywała w areszcie śledczym, gdy nie wiedziała co ją na przesłuchaniach może czekać, ale przede wszystkim snuje wspomnienia o tym jak w takich warunkach organizowała sobie ona i inne więźniarki czas, by nie oszaleć od jego nadmiaru. A to dotyczyło wielu miesięcy aresztu, bo w Fordonie już pracowała a praca chociaż ciężka, wyniszczająca stawała się w tych warunkach mimo wszystko jakimś błogosławieństwem, bo pozwalała wyjść z ciasnej, dusznej celi i nawiązywać kontakty poza nią. Tęsknota za światem zewnętrznym, za możliwością zobaczenia skrawka nieba była u niej tak ogromna, że mogła wszystko znieść, by w Fordonie móc chociaż na chwilę usiąść na parapecie okna korytarza i sycić się widokiem Wisły, o której napisała piękny wiersz tak się zaczynający :
Wisło, poezjo moich dni
Pośród wiosennej drzew zieleni
Twa woda w słońcu blaskiem lśni
I brylantami nam się mieni.[***]
Pisząc swe wspomnienia Ewa Ludkiewicz sięgała do listów pisanych z więzienia do matki, o których tak wspomina :
Z ich lektury wynikać by mogło, że pobyt w Fordonie przedstawiał się jako pasmo spokojnych dni, spędzanych na przyjemnej pracy, wypoczynku, spacerach, lekturze i rozrywkach, takich jak kino czy amatorski teatr organizowany przez koleżanki. Trochę jest w nich słów o tęsknocie i o nadziei na rychłe spotkanie na wolności. Właściwie to, co pisałam, było prawdą, wszystkie te przyjemne chwile zdarzały się czasem, jednak nie pisałam o innych sprawach, o codziennym udręczeniu ciasnotą w celach, chłodem w zimie, zaduchem w lecie, o nędznym jedzeniu, o zmęczeniu ogłupiającą fizyczna pracą i o poczuciu zmarnowanych dni, miesięcy, lat. Bez nauki, bez budowania przyszłości, bez kontaktu z ludźmi, z normalnym życiem, o skrywanej głęboko tęsknocie za miłością, za założeniem własnej rodziny. A jak cierpiały te, które oderwano od dzieci, mężów, czy narzeczonych! O tym w listach nie ma śladu.[****]
Tak mogła bym pisać i pisać prawie bez końca o tej książce, którą Ewa Ludkiewicz poruszyła mnie do głębi poszerzając równocześnie moją nikłą do tej pory wiedzę o losach kobiet, więźniów politycznych w czasach, gdy w naszej Ojczyźnie szalał stalinowski terror.
To znakomita i ważna lektura wspomnieniowa a na dodatek napisana takim językiem, który sprawił, że czytałam ją jednym tchem a po jej przeczytaniu moje spojrzenie na wiele spraw, które do tej pory wydawały mi się istotne zmieniło się.
Bo czyż można sobie wyobrazić wieloletnie życie pozbawione wszystkiego, gdy Twoją własnością są tylko metalowe miska i łyżka i to co masz na grzbiecie.
Kto sięgnie po tę książkę z pewnością nie pożałuje swego wyboru.
_______________________________________________________________________
Ewa Ludkiewicz - urodzona w Warszawie w 1923 roku, córka Zdzisława Ludkiewicza, ekonomisty rolnego, profesora polityki agrarnej SGGW, który uczestniczył w organizowaniu administracji niepodległej Polski a w rządzie Władysława Grabskiego był ministrem reform rolnych. W czasie okupacji hitlerowskiej uczęszczała do średniej szkoły rolniczej, gdzie zdała małą maturę.Po śmierci ojca podjęła pracę w Skierniewicach w Majątku Doświadczalnym SGGW. Po zakończeniu wojny Ewa z bratem i matką przeniosła się do posiadłości Ludkiewiczów w Milewku na Pomorzu. Po wyjściu z więzienia wyszła za mąż. Mieszka obecnie w Gdańsku, gdzie należy do Związku Byłych Więźniów Politycznych.
Władysław Śliwiński - bohaterski pilot bitwy o Anglię, wrócił do kraju a tu został oskarżony o bycie agentem i stracony w 1951 roku.
* Ewa Ludkiewicz,"Siedem lat w więzieniu.1948-1955",wyd.BiT,wyd.II,2011 r.str.63
** tamżę, B. Otwinowska - wstęp, str.5
*** tamże, str.131
****.tamże, str.102
________________________
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Polacy nie gęsi.....
Ojej, ale się cieszę.....bardzo się cieszę.
OdpowiedzUsuńTo dla mnie miłe zaskoczenie.
Dziękuję.