piątek, 28 listopada 2014

"Kobiety z Czerwonych Bagien"- Grażyna Jeromin- Gałuszka

Autor: Grażyna Jeromin- Gałuszka
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 4 maja 2010
Ilość stron: 288


    I wtedy, stojąc tam nad rzeką, z tym ogromnym ciężarem przeszłości, odpowiedzialności za nie swoją przyszłość, poczuła straszliwą, obezwładniającą samotność (...)
          Cyt.: "Kobiety z czerwonych bagien"- Grażyna Jeromin- Gałuszka


Czerwone Bagna to miejsce ze swoją stuletnią historią i z niezwykłym magnetyzmem. Silnie związane są z nim losy kilku kobiet jednego rodu, z pokolenia na pokolenie. Historia miała swój początek, gdy Julianna ze swoim mężem i z ciotką Amelią tu właśnie zakończyli swą życiową przesiedleńczą, lecz bez określonego celu, wędrówkę. W ciągu tygodnia, co było warunkiem dziedzica Kotkowskiego, musieli postawić sobie dom, by móc tutaj pozostać. Dom wprawdzie stanął, ale mąż Julianny długo w nim nie pomieszkał, bo pechowo spadł z dachu i skręcił kark. Na tę tragiczną chwilę, nałożyła się inna, jak to w życiu bywa, chwila narodzin ich córki Rozalii.

   Kiedy Grażyna Jeromin- Gałuszka zabiera nas w to baśniowe miejsce, Roza jest już bez mała stuletnią kobietą. Brakuje dwóch dni do jej jubileuszu. Nigdy nie opuszczała tego miejsca, jest jego częścią, a ono, z pewnością całym jej życiem. Los podarował jej wiele różnych chwil. W jednej wszystko się kończyło, a w drugiej znów miało swój początek. Pisarka zastosowała ciekawą narrację, bowiem tę niebywałą historię opowiada nam nie sama sędziwa, doświadczona życiem Roza, a jej prawnuczka Kornelia. Kornelia, dwudziestosiedmioletnia kobieta, przyjechała do Czerwonych Bagien ze swoją córeczką Olgą. Z nogami w gipsie i ze zranioną duszą szukała w tym rodzinnym azylu spokoju. I tylko spokoju, nawet nie zrozumienia, bo tak naprawdę nikomu nie zwierzyła się ze swoich smutków. Przyjechała tutaj na, swego rodzaju, rekonwalescencję, ale nie utożsamiała się z tym miejscem. Nie czuła żadnej magii, więzi, sentymentów. " To nie mój świat"- mówiła i o tym była wówczas, bynajmniej przekonana. Spędzała z seniorką dużo czasu i słuchała starych, znanych już na pamięć, opowieści. Przez całe swoje dzieciństwo, zamiast bajek, słuchała tych "horrorków" z rodzinnego życia.

    Nad Czerwonymi Bagnami wciąż unosiły się tajemnicze mgły, opary przeszłości, które co jakiś czas, przybierały postać, związanych z tym miejscem, osób i odżywały niewiarygodne historie, tłumaczące genezę nazwy Czerwonych Bagien. Wędrówka w przeszłość Rozy przywołuje niezapomniane obrazy, naznaczające przyszłość.Trzynastoletnia Roza widzi bryczkę, zaprzężoną w dwa białe  konie, a w niej swoją matkę z żoną jej kochanka, swojej jedynej miłości. Słyszy niezapomniany " huk, rżenie koni i ten potworny, niepozostawiający żadnej nadziei chlupot."
Dojrzała już Roza widzi drogę, którą jadą motocyklem w swą ostatnią podróż jej córka Anastazja ze swoim mężem Andrzejem. Bo pokrętny los decyduje, "że jedne dożywają setki, a inne odchodzą, zanim jeszcze zdążą poznać, co to życie." Z Rozą pozostały osierocone Gabriela, Joanna i Mimi. Jej opieki potrzebowała też, oddalająca się coraz bardziej w swój własny świat ciotka Amelia.-"Jeszcze tyle osób od niej zależy..." Skąd czerpała siły...? Roza od prawie stu lat w tym jednym miejscu, patrząca na te same drzewa, tak dużo widzi, tak dużo wie. Dostrzega troski, smutki dorastających i już dorosłych wnuczek i prawnuczki. Nic nie jest jej obojętne. I choć w jednej chwili mówi do Kornelii :"Zmarnowałaś sobie życie", to za chwilę dodaje szeptem : "To wszystko minie, odpłynie wraz z rzeką. Wszystko, co złe..." Bo każde kolejne pokolenie kobiet w tej rodzinie było wychowane w myśl słów: "Rób, co ci serce dyktuje. Najwyżej potem będziesz żałować." Rada takowa najczęściej dotyczyła wybranków serca, ich mężczyzn. A zatem, gdzie oni są...? Mężczyźni pojawiają się w tym miejscu nieoczekiwanie, nawet lądują na spadochronie, czy lotni, równie niespodziewanie znikają "odbierają tylko kobietom rozum. Nie zostawiając po sobie nic, oprócz tęsknoty i bólu." Każda z kobiet kocha swego mężczyznę jedyną wielką miłością.

      Czytając powieść Grażyny Jeromin- Gołuszki, odebrałam jakieś głębsze przesłanie i podejrzewam, że pisarce zależało, by tak  właśnie było. By poprzez pryzmat Czerwonych Bagien, każdy widział swoje miejsce, swoją Dolinę, swoje Wzgórze, ze swoją historią. Takie odczucia nadają książce wartość uniwersalną. A to jest już duże osiągnięcie. Jeśli mamy takie swoje najważniejsze miejsce, to utożsamiamy się z nim, a jeśli nie, to marzymy, by podobne znaleźć.

Ta lektura trafiła głęboko do mojej duszy, wróciłam do miejsca magicznego, z niezwykłymi ludźmi,  do świata, który nieubłaganie odchodzi w przeszłość, ale wciąż żyje mocą wspomnień, historii, które jeszcze dziś dają do myślenia, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę? Nasze miejsca kształtują nas, stanowią, że za nimi tęsknimy i do nich wracamy, tylko każdy musi dojść w życiu do takiego momentu, kiedy to zrozumie. Kornelia, gdy opowiada nam tę historię, jeszcze nie dotarła do takiego punktu, albo jeszcze o tym sama nie wie. Czy w ogóle zmierza w tym kierunku...? Historie podobne do tych z "Czerwonych Bagien", powstają wówczas, gdy przychodzi odpowiedni czas, by je opowiedzieć, napisać. Tak samo jest z ich odbiorem, musi przyjść odpowiedni czas, by do nas przemówiły...

Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz