poniedziałek, 31 marca 2014

"Pani Dalloway" - Virginia Woolf


"Rozbitek@brzeg.pl"- recenzja książki




Autor: Krystyna Januszewska
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2007 
Ilość stron: 299


Czułem się teraz, jakbym przenikał granicę, poza którą są już tylko iluzje (...)


cyt. "Rozbitek@brzeg.pl" Krystyna Januszewska



           W sobotnią noc bardzo wiało. A ja czytałam "Rozbitka". Momentami gasło światło, wówczas zapalałam świece i dalej czytałam. Skończyłam po północy i znowu zgasło światło, ale świec już nie zapaliłam. Dziwne. Tak zupełnie naturalnie zgrał się ten smutny nastrój, zwłaszcza ostatnich stronic z nastrojem chwili. Wiatr za oknem miał metafizyczny charakter. Zdawać by się mogło, że tu nad naszą Notecią, ponad wysokimi topolami, unosi się bohater tej książki, a może wraz z nim inni zdążają w "zupełnie inny wymiar"? A w moim domu... ciemno jest i cicho, cisza gra muzyką. Nuty gdzieś pobłądziły, wesołość swą zgubiły. Noce nieprzewidziane, nie jak kiedyś każde, drżące, mokre, słone, dlatego są tak ważne..., a w mojej duszy odezwały się najsmutniejsze nuty, do których dopisałam słowa, są to moje nastroje z bardzo smutnych chwil. Jest to moje bardzo osobiste i dzielę się tym, ponieważ stało się tak za sprawą lektury "Rozbitka". Niech to będzie moją rekomendacją twórczości Krystyny Januszewskiej w ogóle.
        Krystyna Januszewska w swojej powieści maluje portret człowieka, który jak ten rozbitek na bezkresnym morzu, dryfuje samotnie na swej tratwie. Płynie do swego brzegu i myśli jedynie o tym, by wreszcie się na nim znaleźć. A wcześniej? Kim był wcześniej Rozbitek...?
      Główny bohater Antoni nie jest postacią papierową, to człowiek z krwi i kości. Jest to postać autentyczna. Żył i działał w Brzegu, w mieście, w którym pisarka się urodziła. W latach 60-tych, minionego stulecia, w czasie swojej młodości należał do grupy brzeskich zapaleńców. Ich ambicją było stworzenie w mieście centrum kultury zaangażowanej. Był młody, piękny, utalentowany artystycznie. Posiadał talent malarski. Głowę miał pełną pomysłów, ideałów, marzeń do zrealizowania. I całe życie do przeżycia...
Jak wykorzystał swoją szansę? Czy pielęgnował swój talent? Dar od losu?

       Mijają lata. Mija życie... Poznajemy człowieka po czterdziestu latach, obciążonego bagażem doświadczeń. Jest już słaby, strudzony. I rozżalony. Żal mu życia zniszczonego nałogiem.
Dlaczego się poddał? Co było powodem jego osobistej klęski? Gdzie podziały się ambicje, marzenia, szczytne cele? Antoni snuje głębokie refleksje. Niepowetowany żal sprawia, że odzywa się w nim chęć malowania obrazów. Chce zostawić ślad, dowód na to, że " był", że miał przecież coś do przekazania.

"Każdy chce coś dobrego zostawić po sobie, żeby nie przeminąć z wiatrem." 

            Rozbitek, niczym tonący, chwyta się... literatury. Szuka w książkach rozwiązania swych wątpliwości, odpowiedzi na zasadnicze egzystencjalne pytania. Jest już bardzo chory. Na skutek zażywania leków przeciwbólowych przenosi się w świat iluzji. Utożsamia swój los z losem literackich bohaterów. Fascynuje go" Faust" oraz "Mistrz i Małgorzata".
  Podziwiam autorkę za inspirację tak trudną literaturą, w której łączą się wątki realistyczne, fantastyczne i historyczne. Trudno przebrnąć przez te utwory i trudno je zrozumieć. Alchemia, magia, demonologia - wiedza tajemna łączy się tutaj z nowożytną filozofią przyrody i człowieka. Ale bohater "faustowski" czyż nie jest wciąż żywy? Czyż człowiek i dzisiaj nie dąży do pełni doświadczenia, poznania, nie buntuje się przeciw ograniczeniom, dla zaspokojenia swych dążeń i ambicji gotowy nawet do sojuszu ze złem i jego reprezentantami?
Na moją wrażliwość mocno oddziaływały szczegóły, rzeczy, z którymi musimy się rozstać - ten kubek z niedopitą herbatą, ta smuga światła pod drzwiami, dochodzące z oddali znane odgłosy, słyszane ostatni raz. A potem już NIGDY, a potem NIC... Niby dotyczy to bohatera, ale tak naprawdę nas wszystkich. Rozbitek to everyman, to jeden z nas. To wpływa w ogromnym stopniu na głębię fabuły, wymowę treści, na wartość powieści w ogóle.
         Pisarka postawiła sobie nie lada wyzwanie. Wcieliła się bowiem w rolę narratora i z jego perspektywy opowiada trudne życie człowieka, który przegrał z silniejszym od niego nałogiem alkoholowym. Wykazała się kunsztem literackim przenikając mentalność mężczyzny. Wraz z nim dokonuje refleksji, przemyśleń, wraz z nim wędruje po stronicach jego ulubionej literatury, by wysnuć pewne wnioski :
"Niebo i piekło to czysto ludzki produkt wymyślony przez ludzkość, na potrzeby ludzkości, sztuczny twór, niepasujący do fizjologii, ułomności i nędzy mojego ciała"
     Krystyna Januszewska znała osobiście tytułowego Rozbitka. Fakt ten pozwolił na ukazanie prawdziwego, autentycznego portretu Antoniego. Z drugiej strony, zbyt emocjonalne spojrzenie mogło być, w równej mierze, utrudnieniem. Najtrudniejsza była refleksja, że nikt nie potrafił pomóc człowiekowi w jego osamotnionej walce z nałogiem. A odchodząc, pozostawia w ich pamięci, tych, którzy zostają, swą szarą, wyblakłą "fotografię" z ostatniej chwili. Szarą, bez wcześniejszych kolorów, wcześniejszych barw.
         "Rozbitek"- powieść oparta na faktach nie pozwoli zapomnieć o talencie, wrażliwości Antoniego i o jego wielkim pragnieniu bycia artystą.
Każdemu, kto poznaje losy bohatera nasuwają się refleksje: czy wszystko nam się udało? Czy to, co robimy ma sens? Czy daje nam to radość? Najważniejsze jest też przesłanie, jakie ja odczytałam - że nie wolno zakopywać talentów. Jest to grzech i żal, tęsknota za czymś niespełnionym. Niedoścignione marzenia. To zawsze będzie wracało.Pomimo smutnego losu Rozbitka, ujął mnie sposób przekazu treści. Przemyślenia, refleksje, dialogi są takie bliskie czytelnikowi, miejscami nawet humorystyczne. To wszystko utwierdza mnie w przeświadczeniu, że każdy z nas jest Rozbitkiem.
            
* Książka została nominowana do Nagrody Mediów Publicznych, co było zasłużonym wyróżnieniem.

sobota, 29 marca 2014

"Pod Mocnym Aniołem" - recenzja książki



    
Autor: Jerzy Pilch

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2000 (data przybliżona)
stron: 264
Nagroda Literacka Nike 2001


             
"Po co się budzić, skoro na jawie jest jeszcze gorzej?
Jawa jest jednym wielkim powodem do picia."

cyt. "Pod Mocnym Aniołem" Jerzy Pilch



                         Jerzy Pilch w książce pt. "Pod Mocnym Aniołem" wprowadza nas w życie swojego bohatera w momencie - kiedy zaciera się granica pomiędzy jawą a snem. Poznajemy człowieka     o imieniu Juruś, który, w konsekwencji nałogu alkoholowego, stracił wszystko, co miał najcenniejszego. Odeszły od niego kolejno dwie żony. Stracił swą życiową stabilizację, poczucie czasu i rzeczywistości. Stracił przyjemność smakowania potraw. Tak niedocenianą wcześniej zwykłą codzienność. Został sam. Z nałogiem, który swą niepokonaną siłą odbierał mu siebie samego. Sam ze swymi myślami miotał się. Czy przepił tylko pieniądze na wszystkie pralki świata, czy już życie przepił?
"Jaką duszę ma człowiek, który wie, że przepił wszystkie pralki świata? (...) duszę uskrzydloną, a myśl jego wiruje jak bęben w ostatniej fazie wirowania."
                           Nie opuszcza go jeszcze tylko tęsknota za "przedśmiertną miłością". Czy ta tęsknota, przerodzi się w uczucie, na tyle silne, dla którego podjąłby walkę z nałogiem? Czy zawalczy o siebie?
                         Juruś walczy. Wraz ze swoimi towarzyszami z oddziału delirycznego są "żołnierzami pokonanej i oblężonej samozwańczej armii." Osiemnaście razy przebywał na oddziale, gdzie terapeuci wraz z doktorem Granadą pomagali mu "stanąć na nogi". Po to, by pierwsze kroki skierował prosto do gospody "Pod Mocnym Aniołem" i "w celu uporządkowania doznań" wypijał cztery pięćdziesiątki, by załagodzić "typowy stres wyjścia". Potem odwiedzał pobliski sklep monopolowy, "zaglądał w paszczę fundamentalnej flaszce i zastygał w butelce jak owad w bursztynie."
                    Kim był Juruś, ten strudzony bezskuteczną walką weteran? Juruś był cenionym powieściopisarzem. Opisując swoje mieszkanie, podkreśla obecność w nim książek i stosów gazet.
Oddając obraz swego alkoholowego upojenia, pijackiego bełkotu, totalnego upadku, upodlenia, unicestwienia wręcz, posługuje się finezyjną frazą, powieściowym dialogiem, poetycznym aforyzmem, teatralną kwestią:

     "Mój złakniony wyższości, a może nawet nieśmiertelności, język rządził mną."

                  Narrator poprzez język, literackie ozdobniki, próbuje nadać swemu marnemu życiu pozory godności. Może nawet czuje się on lepszym od współtowarzyszy niedoli. Ubolewał bowiem nad utratą swej wykwintnej frazy, pisząc  konfesje, dzienniczki uczuć w ich imieniu. Jego terapią jest słowo.

    "Słowo jest moją używką, moim narkotykiem. Rozsmakowałem się w przedawkowaniu."
                "Z rozpaczliwym uporem utrzymuje się przy życiu dzięki myśleniu całymi zdaniami."

                 Temat nałogu pijaństwa, choroby alkoholowej jest trudny do przekazania. Całą powagę pisarz łagodzi poprzez groteskowy, humorystyczny sposób narracji. Ten stylistyczny zabieg zagłusza mrok opowieści o ludzkim upadku, wykluczeniu. Niemniej, nie pomniejsza wagi problemu.
              Narrator, w przebłyskach swej świadomości odczuwa nicość, samotność, bezsilność i wtedy "dla przelotnej, fałszywej ulgi" sięga nie po "Czarodziejską górę", ani żadną inną książkę, które są w zasięgu ręki, ale po butelkę.

              -"Dlaczego pijesz?"- Pytała go Alberta Lulaj- niedoceniona poetka.
            -"Nie wiem. Nie wiem." A po chwili wymienia całe mnóstwo powodów: "piję, bo piję", "piję, bo lubię". "piję, bo się boję", "pije,bo jestem zbyt spokojny i chcę się ożywić", "piję, bo jestem nerwowy i chcę ukoić nerwy", piję, bo jestem obciążony genetycznie, piję, kiedy jestem szczęśliwie zakochany, piję z tęsknoty za kimś...." i jeszcze wiele  innych. 

Przytłaczający ogrom problemu oraz sprzeczności samych w sobie powodów, stanowią o złożoności tematu, beznadziei, inercji wobec przyczyn popadania w alkoholizm. Bo każdy ma swój bezsporny powód, jako usprawiedliwienie i "logiczną" odpowiedź na pytanie- dlaczego pijesz?
             Juruś w tej totalnej beznadziei, pisząc swoją historię, wciąż wierzył w siłę uczucia, paradoksalnie żył nadzieją, że  miłość go zbawi i, że nałóg z niego "zejdzie jak z węża schodzi skóra."
         "Bo choćbym pić przestał, a miłości bym nie miał, byłbym jak miedź brzęcząca, jako cymbał brzmiący."
            Dokąd można jeszcze uciec z nałogu? Co stanie się z jego towarzyszami delirykami...?
"Deliryk prędzej ucieknie w śmierć, niż przyzna się do bezsilności wobec gorzały."
             Czy z gwiazdozbioru Mocnego Anioła zstąpi dobry Anioł i poprowadzi uduchowionego Jurusia wprost w objęcia jego wymarzonej miłości? Czy pozostanie ona tylko mirażem?
             Bohater w szczerości swej narracji obnaża swą duszę. Z całej konsekwencji ukazania słabości, upadku, zatracenia, wyłania się godność, duma i chęć podniesienia się. Nie ma tutaj czapki niewitki, ani Midasowego turbanu, przykrywającego ośle uszy. Jest prawda, szczerość, spowiedź do granic ekshibicjonizmu. Bo "tyle w tobie choroby, ile tajemnicy."
           A pisarz? Czy też obnażył swą duszę? Na ile jest to historia prawdziwa, autobiograficzna? Czy Jerzy Pilch jest pierwowzorem swego bohatera, czy jest to literacka kreacja?- Zastanawiają się recenzenci. Przewidział to pisarz i już na stronicach książki odpowiada wszystkim doszukującym się alter ego autora w postaci Jurusia: "Autor to nie jest narrator i narrator to nie jest autor." "Jeśli ja konstruuję postać i nawet jeśli jest to postać wzorowana na mnie samym, jeśli nawet tak jak ja pije i jeśli nawet ma na imię Juruś, to i tak ta postać nie jest mną, na Boga."
         Bo w czym tkwi tutaj istota sprawy? W tych dywagacjach?
         Książka "Pod Mocnym Aniołem" składa się z 25 felietonów, anegdot, które poprzez osobę narratora, inne postaci i ich wspólny problem, autor połączył w całość, w jeden spójny cykl picia, upadku i próby podniesienia się  człowieka z nałogu alkoholowego.
         Jerzy Pilch wykazał się odwagą poruszając tak ważny społecznie temat, jakim jest choroba alkoholowa. Czy o to chodzi, żeby oceniać, potępiać bohatera, czy samego pisarza? A może raczej, by z pokorą odczytać przesłanie, jako znak ostrzegawczy, że uzależnienie, w każdej swej postaci, może dotknąć każdego. By dostrzec sprawczą rolę literatury i nie pozostać obojętnym. Gdyby nawet tak było, jak sugerują dociekliwi, to uważam, że właśnie za to i właśnie dlatego, książka Jerzego Pilcha została słusznie uhonorowana nagrodą Nike 2001. Właśnie z tej przyczyny polecam tę lekturę wszystkim. Ku przestrodze... i na przekór  wszelkiej hipokryzji.


Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

cytat do Anioła

"Po co się budzić, skoro na jawie jest jeszcze gorzej?
Jawa jest jednym wielkim powodem do picia."

niedziela, 23 marca 2014

"Złodziejka książek"- recenzja książki


Autor: Markus Zusak
Tytuł oryginału: The Book Thief
Tłumaczenie: Hanna Baltyn
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 22 stycznia 2014
Liczba stron 496



    
                   - Na pewno umrzecie-
                     Namawiam- nie bójcie się.
                     Ja nigdy nie postępuję nie fair (...)

cyt. "Złodziejka książek" Markus Zusak



           Śmierci należy współczuć. Zwłaszcza w takich chwilach, kiedy ludzie "włażą w jej serce i sprawiają, że płacze". Jest bezwolna, bezsilna, gdy jej ramiona nie mogą udźwignąć aż tylu istnień ludzkich. A zdawałoby się, że jest bezwzględna, bezlitosna i nie ma eufemizmu na jej określenie. Bo jak inaczej nazwać śmierć? Śmierć jedno ma imię.
               Markus Zusak urodził się w Sydney, jest australijskim pisarzem, austriackiego pochodzenia. Dorastając słuchał opowieści o III Rzeszy, bombardowaniu Monachium i Żydach przechodzących przez małe miasteczko, w którym żyła jego matka. Te opowieści zainspirowały go do napisania "Złodziejki książek". W swej powieści właśnie oczami Śmierci przedstawił czytelnikowi fascynującą historię 10 letniej Liesel Meminger i jej bliskich. Autor uczynił Śmierć tutaj narratorem w męskim rodzaju.
           Tematyka poruszona przez pisarza dotyczy czasów II Wojny Światowej z całym jej okrucieństwem. Czytelnik, zwłaszcza młody odbiorca, dowiaduje się, że w straszne oblicze Holokaustu zajrzały też niemieckie dzieci, ich rodziny i cały naród, ukochany przecież przez głównego sprawcę- którym był Fuhrer Adolf Hitler.
          Wojna to czas, kiedy śmierć jest wszechobecna i każdy czuje jej oddech na swoich plecach. I strach. Na każdym kroku.Pomimo powagi tematu, lektura ma łagodny przekaz i z łatwością trafia do czytelnika.Osiągnął to Zusak poprzez swój oryginalny zabieg, jakim jest personifikacja śmierci. Umiejętnie stwarza dystans do całego wojennego piekła. Poprzez dowcip, czarny humor, pewną infantylność w stylu pisania, aplikuje czytelnikowi skuteczny środek znieczulający w odbiorze swego przekazu.
          Liesel - 10 letnia dziewczynka, córka niemieckich komunistów, krzyczy z każdej strony, że u nich też była straszna wojna. Krzyczy, że bardzo nienawidzi Hitlera. Poznajemy ją , gdy z matką i 6 letnim bratem Wernerem, jadą pociągiem do Rosy i Hansa Hubermannów, którzy mają być dla dzieci rodzicami zastępczymi. Jadą w nieznane, gdzieś w okolice Monachium. Straszna była to podróż. Braciszek nagle umiera w pociągu. Pochowano go w miejscowości, której nazwy Liesel nie pamiętała.A ona z matką musiały jechać dalej. Dlaczego mama musi ją oddać obcym ludziom?  Została sama. Z rozdartym sercem. Pozostała jej książka, która będzie jej ich przypominała. Matkę i braciszka. Ukradła ją na pogrzebie brata. Książka leżała w śniegu - czarny "Podręcznik grabarza". Był dla niej elementarzem. Uczyła się z niego pierwszych słów. Uczyła się czytać. W tej mozolnej edukacji pomagał jej Hans - nowy ojciec. Poczciwy, dobry człowiek.Słowa pisał jej białą farbą na ścianach piwnicy, albo też na odwrotnej stronie papieru ściernego.Grał dziewczynce na ukochanym akordeonie. Z muzyki i z tych słów powstała ich przyjaźń, która miała zapach farby i tytoniu.
            Tęskniła za mamą. Rosa - matka zastępcza była zimna, despotyczna i wulgarna. Bynajmniej taką ją postrzegała na samym początku, kiedy było jej tak strasznie ciężko. Tęskniła za braciszkiem. Nawiedzały ją nocne koszmary. Bo najtrudniej jest tym, "co zostają z tyłu. Mają podziurawione serca i rozbite płuca."
            Ucieczką dla Liesel były książki. Pisanie i czytanie słów dawało jej ogromną satysfakcję. Dzięki nim poznawała swój lepszy świat, a to dawało jej poczucie bezpieczeństwa. Fascynacja słowami była niepohamowanym napędem do zdobycia następnej, kolejnej i jeszcze jednej książki. Jak je zdobyć?
Kradła. Nie rozumiała wielu rzeczy, które działy się wokół. Najbardziej nie rozumiała, dlaczego ludzie palą książki? Drugą książkę ukradła z ognia, ze stosu palonego w dniu urodzin Hitlera. Nie zważając na poparzone ręce, mocno ją do siebie tuliła. Książki kojarzyły się Liesel  z jedynym dobrem, jaki odczuwała w ten trudny czas. Czytanie było miarą przyjaźni z Żydem Maxem, którego jej nowi rodzice ukrywali w swojej piwnicy. Dużo czasu spędzali razem. Przynosiła mu w prezencie prognozy pogody, opis nieba, nawet śnieg, żeby wspólnie zrobić bałwana.
         Max też miał książkę - "Mein Kampf" autorstwa Adolfa Hitlera ("Moja Walka"), z którą odbył podróż do swojej kryjówki.
- "Czy to dobra książka?"- pytała Liesel swego przyjaciela.
-"Najlepsza ze wszystkich. Uratowała mi życie"- odpowiedział.
A potem pomalował białą farbą strony książki, by móc napisać rysunkową książkę "Strząsaczka słów". Zbiór myśli i wspólnych przeżyć w prezencie dla Liesel. Na pozostałych białych kartkach ona sama później będzie pisała swoją książkę.
         W tak bezwzględnych czasach zawiązują się przyjaźnie. Zawiązują się tak mocno, że nic i nikt ich nie rozwiąże. Liesel miała przyjaciela z sąsiedztwa-Rudiego. Razem urządzali sobie zabawy, grę w piłkę, eskapady na rowerach. Razem kradli jabłka, jedzenie no i książki. Największy głód, jaki czuła Liesel, to głód słów. Zakradali się do biblioteki żony burmistrza.Było to miejsce niepojęte. Totalne objawienie. Widok takiej ilości książek i możliwość ich dotknięcia graniczyły z cudem.
         Jaką drogę mentalną przeszły dzieci w tej czarnej swej rzeczywistości. Jak szybko musiały wyzbyć się dzieciństwa, marzeń. Dopiero co beztrosko kradły jabłka, jedzenie, a już za chwilę, narażając życie, rozkładają chleb na drodze. Drogą tą pójdą Żydzi w swej" Paradzie" do Dachau, w swym "preludium do śmierci". Dogłębnie mnie wzruszył opis przemarszu Żydów. Co wtedy myśli, co czuje Liesel? Chciała, by Żydzi mogli wyczytać z jej oczu, z jej twarzy ból i współczucie. "Ukrywam w piwnicy jednego z Was"- krzyczała swym niemym wewnętrznym głosem.
         Pisarz wykazał się wielkim kunsztem opisując codzienność wojenną postrzeganą przez dzieci. Ich dzieciństwo miało gorzki i słony smak. Osłodzić go mogły tylko jednym cukierkiem ssanym na zmianę. Stan ich umysłu nie mógł pojąć dlaczego nie można kibicować czarnoskóremu biegaczowi, dlaczego giną ludzie, dlaczego wciąż muszą się bać?
         Liesel wiedziała jedno, że za bilans jej strat, brak matki, brata, winny jest jeden człowiek.
- "Nienawidzę Fuhrera! Nienawidzę!"- wyraziła swą wściekłość.
   I za te słowa ukochany papa wymierzył jej mocny karcący policzek.
   I znów nic nie rozumiała....
   Przecież papa też go nienawidził. Sam nie był nazistą, nie należał nawet do partii. Ukrywał Żyda. Podawał rękę z chlebem upadającemu w przemarszu Żydowi. Narażał życie, by zachować resztki człowieczeństwa.
   No więc d l a c z e g o....?


Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

środa, 19 marca 2014

Recenzja książki "Traktat o łuskaniu fasoli" Wiesława Myśliwskiego

      Autor: Wiesław Myśliwski
      Wydawnictwo: Znak
       Data wydania:  2010
       Liczba stron: 398



Cóż to jest nasza przeszłość? Gdzie są jej granice? To jest coś w rodzaju bliżej nieokreślonej tęsknoty, tylko za czym?
(...) Przeszłość to tylko nasza wyobraźnia, a wyobraźnia potrzebuje tęsknoty, wręcz karmi się tęsknotą. Przeszłość (...) nie ma nic wspólnego z czasem, jak się sądzi


cyt. "Traktat o łuskaniu fasoli" Wiesław Myśliwski


    Biorąc do rąk "Traktat o łuskaniu fasoli" już wiedziałam czego mogę się spodziewać po tej lekturze. Po emocjach, jakich dostarczyło mi "Ostatnie rozdanie", bezzwłocznie sięgnęłam po wcześniejszą powieść Wiesława Myśliwskiego. Tak wbrew porządkowi. Chronologia nie ma istotnego wpływu na odbiór twórczości pisarza. W ramach każdej z powieści porządek zakłócony jest przez częste dygresje, spoglądanie wstecz, retrospekcję. I jest to zamierzone, odczytuję to, jako cenny środek artystyczny, za sprawą którego pisarz osiąga tu swój cel.
                    Znajdujemy się wraz z głównym bohaterem w jego domku letniskowym, nad zalewem, nad rzeczką Rutką. Gdzieś na pustkowiu, zupełnym odludziu. Bohaterowie Myśliwskiego lubią takie miejsca. Ciszę i spokój zakłóca tylko w sezonie przyjazd letników. Nasz bohater powrócił do rodzinnej wsi, jako jedyny ocalały po niemieckiej pacyfikacji. Przypadek, czy przeznaczenie? Stało się to za sprawą znajomości z panem Robertem, który tu właśnie ma swój domek letniskowy i zaprosił go do siebie. Osiadł więc tutaj na stałe. Został wraz z bagażem swych życiowych doświadczeń. Samotny mężczyzna, bezimienny ma do towarzystwa dwa psy: Reksa i Łapsa, którym uratował życie.
                Jego zajęciem jest administrowanie domków letniskowych, drobne w nich naprawy. Oprócz tego odnawia tabliczki nagrobkowe. Niespodziewanie zjawia się w jego progu nieznajomy przybysz, który chce kupić fasolę. Tajemniczy gość staje się słuchaczem, a czytelnik wraz z nim.
              Wspólnie zasiadamy do łuskania fasoli i zasłuchujemy się w fascynujących opowieściach.
 Gospodarz wspomina jak to drzewiej bywało. Jak przy łuskaniu fasoli wieczorami zasiadali wszyscy członkowie rodziny. Gawędziarz mówi prostym językiem o zwykłych, codziennych czynnościach w taki sposób, że opowieść nabiera filozoficznego znaczenia, a każde zdanie staje się mądrością życiową.
Proste słowa układają się w złote myśli, sentencje, prawdy uniwersalne, ponadczasowe. Powstaje niejako przewodnik , skarbnica cennych wskazówek co jest w życiu ważne.
           Bardzo mnie urzekł styl narracji Myśliwskiego. Znów za sprawą ulubionego przez siebie monologu opowiada czytelnikowi życie swego bohatera. Opowieść narratora dokonuje analizy poszczególnych etapów jego życia. W licznych dygresjach wraca do przedwojennego dzieciństwa, do okrucieństwa wojny, która zabrała mu całą rodzinę. Powraca do trudnej tułaczki okresu dorastania, nauki zawodu elektryka w szkole dla sierot, jak również do swej pasji, jaką była gra na saksofonie. Pracował przy elektryfikacji wsi i przy odbudowie kraju po wojnie. Przebywał też za granicą. Spotykał wielu ludzi, przeżywał dole i niedole. Zaznał wielu cierpień, bólu, tęsknot. Wraz z tymi, których stracił, czuł, że odeszła też część jego samego. Ale nie ma tutaj jego wielkiej skargi na los, nie ma pretensji do świata, do Boga. Wszystko, czego doświadczył stanowi jego mądrość, wartość, bogactwo wewnętrzne. Jest to zaledwie szkic, bardzo ogólny zarys życia naszego bohatera i tym samym fabuły powieści. Nie chcę  jej streszczać, ani wyliczać wszystkich wydarzeń z życia bohatera. Jest to niemożliwe i niedopuszczalne. Mogę tylko w tym, jak w każdym innym miejscu zachęcać do lektury, by każdy sam odszukał, co jest dla niego ważne.
            Po takiej lekturze chciałoby się  zebrać wszystkie myśli, przekazać wszystkie swoje odczucia, refleksje, emocje, by oddać wiernie przesłanie, jakie płynie do nas z powieści. Narrator zatrzymuje się przy tylu z pozoru zwykłych sprawach, nadaje im zupełnie inny wymiar, głęboki sens. Odbiór, interpretacja tych wszystkich znaczeń jest bardzo indywidualna. Tutaj nikomu nie można niczego narzucić. Każdy patrzy przez pryzmat swych doświadczeń, swych wartości. Jest to lektura wymagająca skupienia, uwagi, gdzie każde słowo jest cenne. Rytm nadany przez narratora jest spokojny, płynny, nie pozwala oderwać się na dłużej. Niespiesznie przeplatamy się przez wątki, by przeniknąć dogłębnie los ludzki. Jest to książka,  która wzrusza, skłania do przemyśleń, do której powinno się wracać po wciąż nowe doznania.
            Dostrzegane są podobieństwa i różnice pomiędzy poszczególnymi utworami Wiesława Myśliwskiego. Zarzuca mu się "powtarzalność". Powroty do tych samych miejsc, zdarzeń, ludzi, do tego wszystkiego, co stanowi o tym, kim jest dziś. Nie można się tego pozbyć. To stanowi fundament, na którym trzeba budować zawsze coś od nowa. Wielcy to potrafią i wcale się tego nie wstydzą. W moim odczuciu, to niekwestionowany walor. Ilu czytelników, tyle recenzji. I to jest najlepszą rekomendacją dzieła. Można pokusić się o analizę całej twórczości pisarza, jeśli się ją zna, dokonywać przekroju, jeśli ktoś ma taką potrzebę. Ja odbieram twórczość Wiesława Myśliwskiego swoimi emocjami. Jego narracja urzekła mnie totalnie. Chociaż nie utożsamiam się z bohaterem, jego drogą życiową, jego doświadczeniami, to jednak bliskie jest mi jego postrzeganie świata, ludzi, jego przemyślenia. Też chętnie oglądam się za siebie,wracam do miejsc, do ludzi, spraw, co już za mną. Jest to skarbnica doznań, przeżyć, które pozwalają zrozumieć więcej dziś, pozwalają znieczulić, gdy boli, osłonić, gdy wicher wieje prosto w twarz. Tworzę z nich mój parasol ochronny. I to wszystko dzieje się za sprawą obcowania z literaturą Myśliwskiego. To jest artyzm. Jest on mistrzem słowa, lekarzem dla duszy.

           Co wpływa na entuzjazm, emocje rodzące się podczas czytania?
           Co wpływa na miano "dzieła", jakim określamy każdy nowy utwór Myśliwskiego?
           Każdy odpowie inaczej.
         
          Książka,  tak jak muzyka nie trafia do wszystkich jednakowo. Zależy na jakie struny padną słowa, w które struny uderzą dźwięki. Ja czytając wcześniej "Ostatnie rozdanie", pokochałam Wiesława Myśliwskiego. Trafia on w najczulsze struny mojej wrażliwości, tym sposobem swoją prozą zapisze się na zawsze w mojej duszy. Widzę w nim dobrego, mądrego człowieka. Rodzą się we mnie historie, które chciałabym mu opowiedzieć. Rodzą się pytania, które chciałabym mu zadać i samej sobie. Pytania, na które odpowiedź przyniesie dopiero życie, albo pozostaną bez odpowiedzi.

           Autor "Traktatu..." obudził we mnie uśpione tęsknoty, a one powinny co jakiś czas się budzić.
Dzięki niemu mogę znowu.....jeść poziomki, mogę znowu siąść na mchu, i posłuchać śpiewu ptaków, i biec z góry, paść bez tchu. Pójść znów tam, gdzie rosną fiołki, bezgranicznie wąchać je, wróżyć z liści akacjowych, mogę, jeśli chcę i zasuszać w książkach kwiaty, chwile doznań swych...

     "Wszystkie te miejsca poza człowiekiem to już nie są te miejsca. Jedyne miejsce człowieka jest tylko w nim. Niezależnie, czy jesteśmy tu, gdzie indziej czy gdziekolwiek. Teraz czy kiedykolwiek. Wszystko, co na zewnątrz to jedynie złudzenia, okoliczności, przypadki, pomyłki. Człowiek jest sam dla siebie zwłaszcza tym ostatnim miejscem."

cyt. "Traktat o łuskaniu fasoli" Wiesław Myśliwski

piątek, 14 marca 2014

PONTYFIKAT FRANCISZKA "MIEĆ?" CZY " BYĆ?"

              






 


                       Minął rok pontyfikatu Papieża Franciszka. 13 marca 2013 roku z watykańskiej bazyliki św. Piotra rozległy się na cały świat słowa:"Habemus Papam", oznajmiające wybór nowego papieża. Został nim argentyński kardynał Jorge Mario Bergoglio. Sam przyjął imię Franciszek.
                       Wspominam naszego kochanego papieża Jana Pawła II, pielęgnuję przeświadczenie, że takiego jak nasz, to już nie będzie (no bo i nie). Żegnam abdykującego, odchodzącego na emeryturę Benedykta XVI. Z szacunkiem za odwagę. No i był akceptowany przez naszego na swojego godnego następcę. No, ale Argentyńczyk?
                      Wyszedł do świata, do ludzi. W skromnych, pospolitych, czarnych (nie czerwonych) butach. Bez papieskiej, aksamitnej peleryny. I na dodatek nie chce zamieszkać w papieskim apartamencie, w Pałacu Apostolskim. Bo za luksusowo. Zakwaterował się w Domu Świętej Marty, dawnym lazarecie dla chorych na cholerę. Z polecenia Jana Pawła II to miejsce zostało przebudowane i przeznaczone dla uczestników konklawe i dostojników przybywających z wizytą do Stolicy Apostolskiej.
                  - O! Taki skromny. Zwyczajny. Prosty człowiek.- Odbierają go entuzjaści jego indywidualizmu.
                  - Przesada! - Szepcą duchowni.- Psuje wizerunek, odbiera całe dostojeństwo swego znamienitego urzędu.
                  -To rewolucja.- Obawiają się zwłaszcza ci, którzy bez bicia się w piersi, bez słów:" Mea Culpa", czerpią niczym nie poskromioną radość ze swej życiowej filozofii- że lepiej przecież - MIEĆ.
                  - I nie jeździ limuzyną? Tylko autobusem? Zwykłymi, prostymi pojazdami? Sam nosi swoją czarną teczkę z dokumentami?
                  -" To taka poza"-słyszę głosy wokół.
                  -"Żeby przyciągnąć ludzi do Kościoła"
                   Taktyka? Poza? To niemożliwe. Ma takie mądre, uczciwe oczy. A przecież oczy są zwierciadłem duszy. Nie mogę się mylić-  myślałam.
            
                   Papież swoim zachowaniem ujmuje. Podczas światowego spotkania rodzin, 6 letni chłopiec z Kolumbii chciał być blisko Papieża, a ten zgodził się z uśmiechem na twarzy. Szczególną troską obejmuje osoby chore i imigrantów. Na miejsce swej pierwszej pielgrzymki wybrał włoską wyspę Lampedusa, gdzie przebywają tysiące imigrantów z Afryki.
                 Na spotkaniach z wiernymi zabawia ich swoim poczuciem humoru:" Wszyscy wiemy, że nie ma czegoś takiego, jak rodzina idealna. Nie ma idealnego męża, nie ma idealnej żony. No chyba, że mówimy o idealnej teściowej"- żartuje.
                Obejmując tak wysoki urząd nie wyzbył się swoich starych nawyków, pozostałych z pracy duszpasterskiej w Buenos Aires. Dzwoni do różnych osób, proszących o pomoc. Taki miał zwyczaj.
" To służba. Czuję to w środku"- zapewnia. Wieczorem, w dniu swego wyboru zadzwonił do zaprzyjaźnionego małżeństwa włoskich dziennikarzy. Innym razem np. do ciężarnej kobiety z Rzymu, która w liście opisuje mu swoja sytuację, że będzie samotną matką, gdyż partner ją zostawił , nie chce wychowywać z nią dziecka. Papież obiecał ochrzcić dziecko.
              Zwyczajne to? Czy niezwyczajne zachowanie?
              Humorystyczny wydźwięk pozostał po nieskutecznym telefonie do sióstr z klasztoru karmelitanek w Hiszpanii.- " Co takiego ważnego robicie, że nie możecie odebrać telefonu? Tu Papież Franciszek. Chciałem zlożyć Wam życzenia na koniec roku"- nagrał się na automatyczną sekretarkę.
                Sam w swoim postępowaniu nie widzi niczego nadzwyczajnego. Nie podoba mu się"pewne mitologizowanie" jego postaci. Dementuje głosy, jakoby nocami wychodził z Watykanu i rozdawał jedzenie bezdomnym. Przecież nie musi chować się pod osłoną nocy. W dniu swoich urodzin zaprosił bezdomnych, imigrantów, ubogich.
              " Papież to człowiek, który się śmieje, płacze, śpi spokojnie i ma przyjaciół, jak wszyscy. To osoba normalna"- zapewniał wszystkich Papież w wywiadzie dla " Corriere della Sera". I poprosił, by nie robić z niego Supermana. Uznał, że jest to zgoła obraźliwe.
               Według sondażu włoskiego tygodnika " Famiglia Cristiana" 70% ankietowanych przyznaje,że słowa papieża Franciszka miały wpływ na ich życie.
               Człowiekiem roku okrzyknął go amerykański miesięcznik:" The Advocate"- reprezentujący mniejszości seksualne. Środowiska homoseksualne pokładają nadzieję na przełamanie stereotypów i uprzedzeń. " Homoseksualiści nie powinni być osądzani i marginalizowani" -wzywa Papież.
              " Trzeba uwolnić się od bożków i rzeczy próżnych i budować życie na tym, co istotne".
 A w Słowie  Bożym odnaleźć siłę na walkę z "mentalnością świata"- sprowadzającą człowieka do pogoni za podstawowymi potrzebami."
                " Człowiek zatraca głód tego, co jest prawdziwe, dobre i piękne, głód Boga i Jego miłości"-
takie apele, takie obawy charakteryzują ich autora.


                   Minął rok pontyfikatu Papieża Franciszka. Rocznicy nie świętuje. Minęła cicho,cichutko, pod znakiem skromności, który jest jego znakiem rozpoznawczym. Rocznicę swego wyboru Papież spędza na rekolekcjach podczas modlitwy.
                  Ten pontyfikat jest niezwykły, wyjątkowy z tego względu, iż obserwował go poprzednik emerytowany Papież Benedykt XVI. Joseph Ratzinger jest " taktowny, pokorny, nie chce przeszkadzać". Ale Franciszek odwiedza go, prosi o rady, bo " emerytowany papież, to nie posąg muzealny. to instytucja", Franciszek chciałby, by jego poprzednik uczestniczył w życiu Kościoła.
                 " Ktoś chciałby, by zamieszkał w opactwie benedyktyńskim, z dala od Watykanu. A ja pomyślałem o dziadkach, którzy swoją mądrością, swoimi radami dodają siły rodzinie i nie zasługują na to, by skończyć w domu starców".
                  Czyż w tym zdaniu Franciszka nie zawiera się najlepsza charakterystyka jego, jako człowieka?  Bo " człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, a przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi"- uważał i według tych słów żył Jan Paweł II.
                 Swoim rocznym pontyfikatem Papież Franciszek udowodnił, że słowa tej sentencji określają ludzi takich jak on.
                Papież Franciszek został nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla. Bowiem nieustannie wznosi swe modlitwy w intencji pokoju na świecie.
               Moje życzenia z okazji tej pierwszej rocznicy brzmią: - Żyj Ojcze Franciszku w zdrowiu długie lata, miej moc, siłę na wszelkie zmiany dla dobra tego świata. On z pewnością odpowie, jak wszystkim 10 mln ludziom na Twitterze: - " Módlcie się za mnie."
                


środa, 12 marca 2014

"S"-jak sny, "S"-jak sumienie

    












           Tobie to poszło jak z płatka,
           Pomógł Ci ojciec, kochała matka.
           Nazwisko dobre Ci dali,
           Do szkół najlepszych posłali
           I mówili, jak żyć.
           Języków tam Cię uczyli
           I jak człowiekiem być...
                       ...Och! Elokwentny Ty...
                          To się nazywa mieć farta,
                          Cóż cała reszta jest warta
                          Ważne, by zostać KIMŚ
          Ty nie przepraszasz, że żyjesz
          Przez życie idziesz szarżą.
          Bez fałszywych pardonów
          Bierzesz je pełną garścią
                        Tak idziesz zagarniając
                        Po drodze, co tylko się da.
                        Układasz to wszystko w całość
                        Mozolnie, jak mrówka co dnia
        I nic Cię nie przeraża
        Bo dobra passa trwa
        Trud żaden Ci nie straszny
        I nie oszczędzasz sił
                      Zbuduję swą przyszłość- powiadasz
                      O jakiej niejeden śnił.
                      I nic Cię nie przeraża,
                      Bo dobra passa trwa.
     " Że może mi się nie udać?-
       Co Ty będziesz mi plótł
       FORSA, KARIERA, SŁAWA
       Wszystko mi idzie jak z nut"-
       Wtedy powiedziałeś
                  I nic Cię nie przeraża
                  Bo dobra passa trwa
      Z głową pełną pomysłów
      Uparcie do przodu gnasz
      Tak szybko, że myśl nie doścignie
      Cóż dopiero stara Matka Twa
               Słów matki nie słyszałeś
               Ostatnich matki słów
               Bo Tyś się z czasem bił
               O przyszłość taką,
               O jakiej niejeden śnił
    Dlaczego się zatrzymałeś?
    Czy wszystko już wygrałeś?
    Czy o czymś zapomniałeś?
     I cóż Cię tak przeraża?
     Gdzie dobra passa Twa?
             "O Boże, dokąd tak gnałem,
               że czasu nigdy nie miałem?
               ...Wybacz matko ma...
              Wciąż widzę Cię w swych snach"-
              -wówczas wyznawałeś
               ...Och elokwentny Ty...
    To się nazywa mieć pecha,
     Gdy czas tak szybko ucieka
     Cóż cała reszta jest warta,
     Gdy miało się w życiu farta
               A pozostały sny........?


Autor obrazka: Nick. K.
Źródło: flickr.com
licencja: (CC BY-NC-ND 2.0)

kalejdoskop

         
             











                 A może Ty to wiesz?
                 Dlaczego tak już jest
                 Jakim stary świat,
                 Że zakwita, potem więdnie kwiat?
                                   Że raz słońce, a raz deszcz,
                                   Dzisiaj radość, jutro gniew.
                                   zastanawiam się.
                 I są chwile takie-
                 Lecisz razem z ptakiem
                 Gdzieś do gwiazd
                 Lecz niedługo trwa ten stan
                                  Nawet nie wiesz wcale,
                                  Kiedy dotkniesz znów
                                  Twardego dna
                                  Czasem dźwigniesz się,
                                  Czasem jednak nie
               Bo wziął w ręce ktoś
               Kalejdoskop naszych dni
               I obraca nim jak chce
               Raz na dobre, raz na złe
                                 Lecz on chyba rację ma
                                 I co robi, chyba wie
                                 Żeby poznać dobry smak
                                 To i gorycz trzeba pić
                                 No i słone łzy
             Po to cisza głucha trwa
             Strasznie długo tak
             By mógł radość duszy dać
             Śpiewający ptak
                                 Coś przerywa jego śpiew
                                 Świat w posadach drży
                                 Czy powiedzieć Bóg coś chce?
                                 Może grozi mi?
            Lecz i Boży gromki gniew 
            W końcu milknie też
            Niebo znowu chce nam dać
            Słońca ciepły blask
                               I tak stale zmienia się
                               Kalejdoskop naszych dni
                               Szczęście z troską mija się
                               Radość suszy łzy.


Autor obrazka: James Cooper
Źródło obrazka: flickr.com
licencja obrazka: (CC BY-NC-SA 2.0)

wtorek, 11 marca 2014

nie wszystko mija

                













                       To nieprawda, że
                        Każde dobro kończy się
                        Każda radość mija
                                        Chcę zmienić prawdy te
                                         By zawsze mogło trwać
                                         To co nie jest złem
                                         Raz czas zatrzymać
                        Chwytam słońca blask
                        I promieni garść
                        W swe kieszenie chowam
                                         A później, gdy deszcz
                                         A później, gdy mróz
                                         Ogrzeję Cię
                        I tamta chwila trwa
                        Trwa w nas
                        W każdy czas


Autor obrazka: apollo1981
Źródło obrazka: flickr.com
obrazek na licencji:  (CC BY-SA 2.0)

"Pokój Marty"-autor: Magdalena Zimniak

Autor: Magdalena Zimniak
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 22 maja 2012
liczba stron: 416













                    Jeden dzień, jedna chwila, jedna sekunda potrafi zmienić bieg naszego życia. Nadać mu zupełnie inny wymiar. Spokojne, beztroskie dni mijały w życiu Karola Kępińskiego i jego córki Marty, bohaterów powieści Magdaleny Zimniak pt.:"Pokój Marty". Przerwał je tragiczny wypadek samochodowy, w którym ginie Joanna. Żona Karola i matka Marty. Wracała z konferencji do domu. Mąż z córką przygotowywali powitalny obiad. Czekali.
                   
                            Dzwonek u drzwi był zapowiedzią policyjnej oficjalnej, traumatycznej informacji o wypadku. Wyrocznia. Świadomość, że już nigdy nic nie będzie tak samo. Tęsknota za najbliższą osobą zjednoczyła Karola i Martę w ich wspólnym bólu, uczuciu ogromnej straty i pustki.
                          Czym wypełnić pustkę po stracie żony? Jak żyć bez jej spojrzeń w oczy? A przecież obiecała wpatrywać się w jego oczy" nawet, kiedy oboje będą starzy i niedołężni". Jak ma dalej żyć Marta
z pustką w swoim trzynastoletnim sercu; bez matki? Z bezkresną beznadzieją? Tak nagłe zmiany w życiu każdego, rodzą mnóstwo niepewności, wątpliwości, szereg pytań.
                           Cztery lata później zamieszkują w nowym miejscu i zaczynają nowy etap w swoim życiu.
Karol kupił stary dom z pięknym, dużym ogrodem, w którym długowieczne, wielkie drzewa pamiętały dawne lata świętości, kiedy to wcześniejsi właściciele raczyli się dorodnymi, soczystymi ich owocami.
Czy znajdą święty spokój w domu, nad którym roztacza się nimb tajemniczości?
                          Karol próbuje wrócić do pisania książek. Wciąż tęskni za żoną. Nie radzi sobie zupełnie. Ucieka w alkohol. Marta, 17-letnia wówczas dziewczyna, poznaje nowe środowisko, nową szkołę, nowych znajomych. Jest jej ciężko bez matki. Patrzy na jej fotografię i przywołuje ją często. Brakuje jej zrozumienia, jej rad, przytulenia. Z ojcem jedzą wspólne posiłki i tak naprawdę oddalają się od siebie. Każdy przeżywa swój ból w swoim świecie. I tylko nawzajem niepokoją się swoim dziwnym zachowaniem. Ojciec szuka dla córki pomocy u znajomego psychologa w obawie dziedziczenia przez nią choroby psychicznej, na która cierpiała jego babcia. Córkę zaś niepokoi picie alkoholu przez ojca.
                       W ich emocje, uczucia, relacje wkrada się metafizyka. Marta ma wizje przepowiadające okrutne czyny swojego ojca. Przeraża ją wyraz jego oczu. Ale czy trafnie zinterpretuje te wizjonerskie obrazy? Psychoza strachu wzmaga się na skutek nietypowego gościa, jaki pojawia się co jakiś czas w pokoju Marty. Jest to zjawa tańczącej dziewczynki, mieszkanki tego pokoju podczas II wojny światowej. Też ma na imię Marta. Z jakiej przyczyny nie może zaznać spokoju wiecznego przez tak długi czas? Przed czym chce ostrzec współczesną Martę wołając: "Uwolnij mnie. Nie pozwól, żeby zło kolejny raz zwyciężyło"
                    Schronienie daje Marcie silne, młodzieńcze uczucie. Uczucie do swojego nauczyciela. Trudne do zaakceptowania w ogóle, a w szczególności przez ojca. Marta wyprowadza się z domu do ukochanego Eryka. On ją rozumie, odwzajemnia uczucie, docenia jej poetycką twórczość i daje poczucie bezpieczeństwa. Jej wrażliwość, oddanie skłania Eryka do szczerych zwierzeń.
                   Ale w powieści Magdaleny Zimniak" nic nie jest takie, jakim się wydaje..." Za sprawą autorki zagłębiamy się w ludzką psychikę na tyle, ile jest to możliwe. Poznajemy losy bohaterów, zastanawiamy się, jakie znamię zostawiły w ich psychice wcześniejsze wydarzenia. Często są to straszne doświadczenia. Takich właśnie nie poskąpił los kochanemu przez Martę Erykowi. Czy pokochała właściwego człowieka? Jaką miłością on kochał Martę? Na ile prawdziwe jest uczucie człowieka nienawidzącego swojej matki i ciężko zranionego przez życie? A Marta? Pozostanie w "obłokach zielonej mgły"- w stanie swojej szczęśliwości? Czy może owe obłoki rozpłyną się bezpowrotnie? Czy córka z ojcem znajdą do siebie drogę?
                Doceniam autorkę za wagę problemów, przez nią poruszonych. Zdaję sobie sprawę ile zła  dzieje się wokół nas. Jak również z tego, że zło wyrządzone kiedyś zbiera swoje żniwo dziś i pokłosie jutro. I to całe zło tego świata autorka chciała nam ukazać. Między innymi gwałt, który jest straszną rzeczą i ogromne piętno odciska w psychice ludzi dotkniętych tym okrucieństwem. Niewątpliwie tak.Gwałt występuje tutaj w niejednej postaci. Nagromadzenie aktów gwałtu budzi we mnie przerażające wrażenie , że każdy na tym świecie był, jest, albo będzie gwałcony. To odczucie paraliżuje. Odczytuję to jednak, jako larum, ostrzeżenie, podobne do głosu dziewczynki zza światów ostrzegający Martę.
              Lektura z pewnością budzi emocje. Różne.Razem z bohaterami zgłębiamy wszelkie tajniki. Co jest jeszcze ułudą, snem, a co już jawą, rzeczywistością? Wsłuchujemy się w głosy z przeszłości, interpretujemy je, nadajemy im sens. Wsłuchujemy się w siebie i zastanawiamy nad odpowiedzią na jedno z licznych tutaj pytań: czy rzeczywiście " u każdego człowieka można doszukać się znamion obłędu?"


Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

wtorek, 4 marca 2014

z młodzieńczych marzeń świat

           




 





            Świat  z mych młodzieńczych marzeń
             Zmienił się
             Poprzez pękające szczeliny
             Cała jego wartość umyka
             Wiara w człowieka,
              W dobro
              Ulatnia się
                          Konsystencję stałą ma to, co
                          Intratne,
                          Obłudne,
                           Podłe
                           Z prawego, uczciwego stał się
                           Banalnym i złym
             A gdzie w tym wszystkim my?
             Stoimy gdzieś z boku?
             Nie! My tkwimy w nim
             Mali,
             Biedni,
             Słabi
             Skazani na ten silny prąd?
                          Na pewno są tacy,
                          Ale nie my
                          Skąd!
                          Ocalimy świata część
                          Idąc w myśl swych zasad
                          Siejąc w sercach
                          Miłości kwiat
           Może inni zrobią
           Tak samo
           Połączymy
           Ręce,
           Siły,
           Serca
           W ten lepszy
            Z młodzieńczych marzeń świat
           
 Autor obrazka: Honeyhouse Films
Źródło obrazka: flickr.com
Obrazek na licencji:  (CC BY-SA 2.0)

DZISIEJSZE ODCZUWANIE

           Nasz świat staje się coraz bardziej drapieżny. Trzeba być silnym, żeby się w nim odnaleźć.Gdzie jest w nim miejsce na spokój, ciszę, myśl? A co dopiero na sentymentalizm, odkurzanie starych fotografii, wspominanie ludzi, których poznaliśmy, a często już ich z nami nie ma?.Musimy szukać takiego miejsca, takiej niszy-w sobie, a co więcej musimy wyzbyć się wstydu, że jesteśmy zdolni do głębszych uczuć. Bo to nieprawda, że wyszły z mody. Cały cynizm dzisiejszego świata, to tylko otoczka, poza, pozwalająca łatwiej przejść przez pewne wyboje, wertepy. Prędzej, czy później odzywają się tęsknoty, wspomnienia, stające się często źródłem energii i niczym agregat zasilające nasze wnętrze.
        Jest to możliwe. Możemy tego doświadczyć za sprawą dobrej literatury. A taką tworzą dzieła pokroju powieści pt.:"Ostatnie rozdanie" napisanej przez Wiesława Myśliwskiego. Warto poświęcić -nie, to złe słowo-warto przeznaczyć czas na tę lekturę i poprzez retrospekcję zajrzeć w głąb samego siebie i dzięki temu przewartościować najważniejsze rzeczy w swoim życiu. Lektura tej książki, już od pierwszej strony, wzbudziła we mnie bardzo silne emocje i już wiedziałam, czego doświadczę, czytając kolejną, kolejną, następną i szkoda, że ostatnią jej stronę. Zapraszam do zakładki: "Recenzje"

Recenzja książki "Ostatnie rozdanie" Wiesława Myśliwskiego

Autor: Wiesław Myśliwski 
wydawnictwo: Znak
data wydania: 9 września 2013
liczba stron: 448


W miłości nie ma się własnego bólu, nie ma się własnego płaczu.    I ból,  i płacz są wspólne. Miłość to, być może, mądrość wspólnego przemijania, jakby razem z nami przemijał i świat.(...) Więc może tych łez jej się bałem, bo przecież żadne rozstanie nie obywa się bez łez. Nie wiem, nie wiem. Nie znałem siebie i pewnie nigdy nie będę znał.

cyt. "Ostatnie rozdanie" Wiesław Myśliwski





   Jeśli powieść pt.:"Ostatnie rozdanie"jest pierwszą książką autorstwa Wiesława Myśliwskiego, jaką przeczytałeś, drogi czytelniku, to z pewnością sięgniesz po wcześniejsze pozycje z jego literackiego dorobku. Taką książkę można napisać " dopiero, gdy człowiek naprawdę czuje, że nie ma już żadnego innego wyjścia (...), wtedy, kiedy jest się przekonanym, że ma się coś naprawdę do powiedzenia komuś drugiemu."
          Głównym bohaterem powieści jest mężczyzna, który przeszedł już spory kawał swej życiowej drogi i z nie jednego pieca chleb jadł. Nie ma on nazwiska, nie ma stałego miejsca zamieszkania, rodziny też nie ma, ani domu. Ma swój stary notes. Pękaty, rozsypujący się na skutek częstego zaglądania weń, wertowania luźnych już kartek. Ma w nim alfabetyczny spis nazwisk, adresów, telefonów ludzi, których spotkał w swoim życiu, którzy wywarli na nie większy lub mniejszy wpływ. Im ten notes stawał się grubszy, od kolejnych kartek, tym on czuł się bardziej samotny. Stracił poczucie stałości w świecie, niepokoiło obumieranie instynktu przywiązania , martwiło uwieranie wszelkich związków. Dręczyły go niepewności. Przerażała go samotność, pustka. Snując swe monologiczne opowieści, wciąż wraca do swojego notesu. Notes stanowi jedynie stałą wartość. Poprzez swój alfabetyczny porządek i jedynie czarny długopis, jakim w nim zapisywano. Rozsypujący się notes związuje gumą , która z czasem kruszeje i pęka. Związuje wciąż nową, mocniejszą. Ale to nie gumowa opaska scala luźne już kartki notesu, to pamięć. Pamięć o ludziach, wydarzeniach, sprawach ważnych kiedyś, na przestrzeni czasu. Ona  zbiera to wszystko w jedną całość-życie.
          Poprzez swą bezimienność, anonimowość bohater staje się everymanem. Każdy z nas czytelników może wczuć się w jego rolę. Utożsamiamy się z nim, z jego losem. Zatrzymujemy się. Poprzez retrospekcję zaglądamy w głąb nas samych. Każde przeczytane słowo ważymy na miarę swych własnych wspomnień, przeżyć. Skłaniamy się do refleksji. Za pośrednictwem prostego słowa pisarz, niczym tkacz, utkał cienką, niewidzialną nić łączącą swoje własne myśli, swoje przesłanie ze mną- swoim czytelnikiem. I wtedy ja sama docieram w głąb siebie, docieram do rzeczy ważnych , układam je według hierarchii wartości, co pozwala mi w zrozumieniu całej istoty swojego jestestwa. I wtedy czytana książka staje się dla mnie przewodnikiem po moim życiu. I jeśli tak się dzieje, jeśli potrafi tego dokonać pisarz, to taka umiejętność jest rzeczą bezcenną. To artyzm, talent. To wielkie mistrzostwo.
         Wiesław Myśliwski jest w moich oczach, niczym Szekspir, wielkim znawcą dusz ludzkich. "Ostatnie rozdanie" jest dziełem literackim, ukazującym człowieka, jego los, zrządzony przez przypadek albo przeznaczenie. Człowieka analizującego swoje życie przez pryzmat niedokończonych studiów na Akademii Sztuk Pięknych, niedokończonego obrazu, niedokończonych kolejnych studiów psychologicznych. Niedokończone, czy może nie dające bohaterowi satysfakcji były też praktyki zawodu u krawca Radzikowskiego, czy też szewca Matei. Choć oni sami, jako ludzie mający fach w ręku, byli dla niego autorytetami. On zaś czuł się zagubiony, niespełniony, samotny. Po śmierci matki, jej dom zamienił się w ruinę. Wszystko uległo zniszczeniu. : "Najdziwniejsze było, że na drzwi od ulicy nikt się nie pokusił, a były dębowe." Zrobił je stolarz Zamojski. I klamka mosiężna też została-nie odkręcili. Robił ją ślusarz Myga. Drzwi zostały. Jako ostoja. Pomost wspomnień, przez który wracał do domu, do matki, do jej nauk i przestróg, do swoich w nim śladów. Sam nie mógł przywiązać się do żadnego z miejsc. Nie miał swojego mieszkania, swojego stołu, domu, do którego wraca się z najdalszych zakątków świata. Wynajmował na jakiś czas. Wyjeżdżał. Mieszkał w hotelach. I znowu wynajmował. Wszędzie czuł się obco.
          Pustka. "Czy da się czymkolwiek zapełnić życie, gdy nie stać człowieka na miłość?" Nie było go stać na tak silne, stałe uczucie, jakim jest miłość. Miłość  na całe życie. Nie przyjął tego daru.A miłość darowała mu Maria. Wielka młodzieńcza miłość. Przez całą powieść przewijają się listy od Marii. Słała je przez całe życie, choć rozstali się w młodości. On nie odpisał na żaden z nich.Czy ważna dla niego była Maria i jej tak silne do niego uczucie? Wymowna jest scena odwiedzin Marii w domu jego matki. Matka poznała Marię. Ścięła dla Marii jedną ze swoich pięknych róż. Nigdy dla nikogo nie ścinała swoich róż
          "Dlaczego szczęście tak późno się odczuwa? Czy tak zawsze musi być ze szczęściem?"-pyta Maria w swym  ostatnim liście. Ostatni list, niedokończony, jak ostatni rozdział niedokończony... Niedopowiedziane coś do końca...Dążenie do nieskończoności, wieczności...Mali, docześni, a budujemy pomniki "Exegi monumentum", w myśl maksymy: "nie wszystek umrę." Dopóki żyją w nas obrazy, wspomnienia. Dopóki żyje pamięć w nas, dopóki żyje pamięć o nas.
          Tytułowe "Ostatnie rozdanie"dotyczy ostatniego rozdania kart w pokerze. Dokonał go na grobie szewca Matei, z którym za jego życia grywał. I byli umówieni.Podczas ostatniego rozdania uzmysławia sobie i nam, jak ważne jest " abyśmy wiedzieli, o co gramy i chcieli tego chcieć. To umiejętność najtrudniejsza. O wiele trudniejsza niż żyć..."

Zobacz też: Recenzja książki "Traktat o łuskaniu fasoli" Wiesława Myśliwskiego