wtorek, 11 listopada 2014

"Drzewo migdałowe"- Michelle Cohen Corasanti

Autor: Michelle Cohen Corasanti
Wydawnictwo: Wydawnictwo SQN
Data wydania:18 czerwca 2014
Ilość stron: 382



         Nienawiść bierze się ze strachu i braku wiedzy.
Gdyby ludzie mogli poznać tych, których nienawidzą, i skupić się na tym, co ich łączy, mogliby przełamać tę wrogość.
                             
                           Cyt.: "Drzewo migdałowe"- Michelle Cohen Corasanti




              Od ponad pół wieku trwa konflikt na Bliskim Wschodzie między Izraelem, a Palestyną, dotyczący ziemi, niesłusznie zagarniętej przez Izrael. Napięcia polityczne i niechęć narodu Żydów i Arabów, mają zarzewie dużo wcześniej, aniżeli powstało państwo Izrael w 1948, trwają od czasu utworzenia ruchu syjonistycznego, mającego na celu stworzenie państwa żydowskiego na ziemi izraelskiej. Czy to konflikt tylko terytorialny? Etniczny? Czy również, a może przede wszystkim religijny? Wiele głosów zabrano, przeradzających się w krzyk. Wiele pytań postawiono. Bezskutecznie. Do dziś padają. Niedawno czytałam artykuł dotyczący tego regiony świata, autorstwa Natalii Welter, rozpoczynający się pytaniem właśnie: " Dlaczego, gdy broni się Palestyńczyk, mówią na niego terrorysta, a gdy Izraelczyk atakuje niewinne dziecko palestyńskie, wmawiane jest światu, że to w imię bezpieczeństwa i obrony...?"

        Ten poważny, nierozwiązany do dziś problem, zainspirował amerykańską pisarkę Michelle Cohen Corasanti. Wychowana w żydowskim domu, z żydowsko - polskimi korzeniami i podkreślanymi więzami z Izraelem, podjęła studia na Uniwersytecie Hebrajskim. Całą swą uwagę i zainteresowanie poświęciła losowi Palestyńczyków. A swoją powieść, notabene debiut literacki "Drzewo migdałowe", traktuje jako manifest nadziei na zgodne życie Izraela i Palestyny. Czy jest to możliwe? Z pewnością jest to jej głos w sprawie Palestyńczyków, istoty ich życia, którego rytm wybijają odgłosy buldożerów, bomb i wystrzałów.
      Oczami dziecka, dwunastoletniego Palestyńczyka Ahmada, pisarka ukazuje swojemu czytelnikowi wstrząsające obrazy z jego codziennego życia. Dzień po dniu zwykłych cywilnych ludzi, dzieci pozbawionych marzeń, dzieciństwa, spokoju. To wszystko i jeszcze więcej odebrała im wojna. A co dała w zamian? Strach! Co będzie za chwilę? Czy buldożer nie zniszczy ich domu, bo "terroryści nie zasługują na dom". Co będą jeść? Kto da im ryż bez pieniędzy? Czy nie rozerwie ich mina, których pełno wokół domu, tak jak rozerwała ciałko jego małej siostrzyczki Amal?
W takich realiach wzrasta Ahmad. Obchodzi swoje dwunaste urodziny. Dostał w prezencie od ojca dwa szkła powiększające i książkę "Einstein i fizyka", mama przygotowała uroczysty obiad. Okrutny los zaś, zabrał mu siostrę, a ojciec, niesłusznie oskarżony o terroryzm, trafia na 14 lat do więzienia. Młodszy o rok brat Abbas stał się niewolnikiem własnej nienawiści, pała żądzą zemsty, zatraca się w tych swoich uczuciach. Ahmad czuje się odpowiedzialny za rodzinę. Swoją dziecięcą wrażliwością, obwinia siebie o wszystko zło, jakiego doświadczają. Nie zadowala go każda praca. Niezwykłe zdolności matematyczne rozwijają w nim pasję odkrywania czegoś nowego w nauce. Zmagając się z trudnościami dnia codziennego, bierze udział w konkursie, który może mu zapewnić stypendium na Uniwersytecie Izraelskim. Nie za bardzo w to jednak wierzy. Pociesza się, że pewnie z tego nic nie wyjdzie. Zwłaszcza, że matka była temu bardzo przeciwna z powodu braku pieniędzy i strachu przed kontaktem syna z Izraelczykami. Ahmad tłumaczył matce, że "nie wszyscy Izraelczycy są źli", tak jak "nie każdy Palestyńczyk jest terrorystą."Wierzył w to bardzo, tak jak i jego ojciec Baba. Mądrość ojca była dla niego najcenniejszą lekcją tolerancji. Chłopak o nieprzeciętnym talencie, wygrał konkurs i dostał się na Uniwersytet w Jerozolimie. Swoje wspaniałe pomysły rozwijał wraz z profesorem Szaronem, który był Izraelczykiem. Ten fakt poróżnił Ahmada z bratem Abbasem, tkwiącym w paranoicznej nienawiści do każdego Izraelczyka. Dokąd doprowadzi Ahmada pęd do wiedzy i jego wiara w człowieka? Nigdy podczas studiów i gdy już wyjechał do Stanów, nie zapomniał o rodzinie. Myślą przewodnią każdego dnia było, w jaki sposób pomóc każdemu z nich? Każdego dnia też dochodziły go tragiczne wieści z zakątka świata, gdzie pozostali jego najbliżsi, a wciąż dzieje się tam tak wiele zła. Skąd czerpali siły? Byli, jak te drzewa porastające ich krainę, drzewa oliwne, drzewa migdałowe. "Ich siła tkwiła w korzeniach, tak głębokich, że nawet po ścięciu pnia wypuszczały młode pędy, z których wyrastały młode pokolenia." Drzewom rosnącym wokół miejsca ich życia, nadawali imiona, jak członkom rodziny. Drzewo migdałowe nazwali Szahid- "Świadek", świadek ich przeżyć, ich azyl, powiernik i żywiciel. Drzewa oliwne nazywały się Amal- "Nadzieja" i Sa ada- "Szczęście".
         Obserwujemy jak dorasta i dojrzewa Ahmad, którego wciąż prześladowały złe przeczucia: "że już nigdy nie będę szczęśliwy"i pretensje do losu: "dlaczego nie urodziłem się w Stanach albo w Kanadzie?" Obserwujemy jego drogę do dorosłego życia, po której szedł w skromnym odzieniu i w butach z gumowych opon. Sam podejmuje trudne decyzje i ryzyko rozłąki z rodziną. Jak jego sukces osobisty przełoży się na los tych, na których zależało mu najbardziej? A jego szczęście w uczuciach? Czy dane będzie mu go zaznać? Czy będzie mógł poślubić tę, którą pokocha, czy tę, którą mu zaaranżowała rodzina, zgodnie z tradycją i nakazami?
    Bardzo przeżyłam tę powieść. Nie mogę już nic więcej zdradzić z fabuły. Ale zachęcam gorąco do sięgnięcia po nią, bo jest warta uwagi, warta przeczytania, godna przemyślenia i polecenia innym. Choć pozostawia mnie w poczuciu głębokiej bezsilności...
   Celem pisarki było dać światło na palestyńskie cierpienia i pomóc nieść pokój. Wierzyła, że "świadomość  prowadzi do zrozumienia, a zrozumienie do zmiany."
"Drzewo migdałowe" stymuluje czytelnika do poszukiwania lepszego zrozumienia stanu Palestyńczyków i kwestionowania własnych przekonań na temat tego konfliktu. Istnieją bowiem wciąż stereotypy niesprawiedliwie oceniające Palestyńczyków, ukazujące ich w zniekształconym obrazie. Opowiedziana tutaj historia uczy nas, że "w życiu liczy się nie to, co nam się przytrafia, ale to, jak na te zdarzenia reagujemy".

Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz