czwartek, 22 stycznia 2015

RECENZJA KONKURSOWA NR 5: "Genialni. Lwowska szkoła matematyczna", autor recenzji: Kasiek

Autor: Mariusz Urbanek
Wydawnictwo: Iskry






Autor recenzji: Kasiek



Stefan Banach, Hugo Steinhaus, Stanisław Ulam, Stanisław Mazur, Antoni Łomnicki i wielu innych uczonych tworzyło w latach międzywojennych tzw. lwowską szkołę matematyczną. Współpracując ze sobą, bądź rywalizując, przeciwstawiając matematykom z Warszawy i Krakowa, dokonali wielu odkryć, zdobyli sławę, zaszczyty i zrobili międzynarodowe kariery wykładowców, a Ulam został współtwórcą pierwszej bomby atomowej. Ich burzliwe losy, osiągnięcia, kariery naukowe i pozanaukowe, dramatyczne dzieje kończące się w wielu przypadkach śmiercią od kul hitlerowskich okupantów, opisuje Urbanek na tle zmieniającego się życia politycznego i kulturalnego Polski w czasie dwudziestolecia międzywojennego, w trakcie i po II wojnie światowej.

 Jestem mieszkanką historycznego regionu Polski – Galicji. Oczywiście z racji swojego wieku nie pamiętam czasów, gdy Lwów był w granicach RP. Chociaż moja rodzina jest bardziej związana z Rzeszowem, to jednak serce oddałam właśnie miastu lwów i ciągle ono krwawi na wspomnienie powojennej grabieży. Tylko raz – jak na razie – miałam okazję być we Lwowie, na wiosnę 2002 roku, to był piękny dzień, a Lwów skradł mi serce do reszty. Podczas wizyty na Cmentarzu Łyczakowskim odwiedziłam grób Stefana Banacha i coś pyknęło. Nigdy wybitnym matematykiem nie byłam i nie będę, ale mająca niedawno premierę książka bardzo mnie zainteresowała. Wprawdzie z dużej chmury mały deszcz, ale i ryzyk fizyk.

Odwiedzając z wycieczką Cmentarz Łyczakowski przewodniczka opowiadała nam również o Stefanie Banachu, wzbudził ogólną wesołość, bowiem chodził do naszej klasy chłopiec o tym samym nazwisku, ale szło mu kiepsko z matmy. Tymczasem usłyszeliśmy, że Banach był samoukiem, dopiero później dowiedziałam się, że przewodniczka podkolorowała rzeczywistość. A zaczęło się dawno, dawno temu w…Krakowie, matematyk Hugo Steinhaus przechodził przez Planty i usłyszał, że ktoś dyskutuje o mierze Lebesgue`a, pojęciu ze zbioru wyższej matematyki, jednym z dyskutantów był Stefan Banach, o pięć lat młodszy od Steinhausa, którego Hugo wiele lat później nazwie swoim największym odkryciem matematycznym.  Łączyło ich umiłowanie matematyki, różniło wszystko inne. Steinhaus pochodził z zamożnej rodziny(w PRL, w ankiecie napisze arystokracja plus burżuazja), był uporządkowany, systematyczny, studiował za granicą, a Banach był nieślubnym dzieckiem, szybko się nudził, mawiał „wykład zaczął się z opóźnieniem, ale za to skończymy wcześniej”, miał ledwie półdyplom, chociaż miał zostać nawet dziekanem, nigdy nie skończył studiów. Dzieliło ich wiele, ale to oni stworzyli lwowską szkołę matematyczną, gdy Steinhaus dostał pracę we Lwowie, zabrał ze sobą Banacha, później przyszli inni. Pomyślicie zapewne, że dumne mury uniwersytetu Jana Kazimierza musiały mieć w sobie coś inspirującego – a skądże! Uczeni najczęściej przesiadywali w kawiarniach, ich ulubionym lokalem była Kawiarnia Szkocka, od nazwy której wziął się tytuł Księgi Szkockiej w której zapisywano zadania i problematy matematyczne, wraz z obiecanymi nagrodami.

Zanim Łucja Banachowa kupiła zeszyt, który miał się stać legendarną Księgą Szkocką, uczeni bazgrali po stolikach,  raz po kilkunastogodzinnym posiedzeniu sprzątaczka bezpardonowo wszystko zmyła, czasowym rozwiązaniem było przykrywanie stolika obrusem i zakaz ruszania go, nim ktoś z uniwersytetu przyjdzie i wszystko odpisze. Zeszyt doskonale spełniał swoją rolę i w końcu urósł do miana legendy… niektóre dylematy do dziś pozostały nierozwiązane.
Dwudziestolecie międzywojenne było dla lwowskiej szkoły matematycznej rajem, dzięki pomocy związanego ze Lwowem, kolegi profesora Kazimierza Bartla, dostawali od rządu pieniądze, ale furda mamona, we Lwowie zebrały się największe mózgi epoki, które uczyniły więcej dla rozsławienia Polski niż oręż i współczesna piłka nożna, dzięki nazwiskom takim jak Banach, Ulam, Steinhaus, Mazur, Łomnicki, Polska była znana na całym świecie, wśród ludzi oddających cześć matematyki.

Łza w oku się kręci, gdy pomyślimy co mogliby osiągnąć ci ludzie, gdyby nie wiatry historii i najpierw okupacja sowiecka, później niemiecka, później znowu sowiecka, repatriacja(?!) ze Lwowa Polaków na Ziemie Odzyskane(?!). Wielu matematyków z lwowskiej szkoły było żydowskiego pochodzenia, możemy się domyślać,  jaki był ich los po 22 czerwca `41.
A czy wiedzieliście, że Polak Stanisław Ulam brał udział w pracach nad bombami, które zostały zrzucone na Hiroszimę i Nagasaki? O tych i o wielu innych ciekawostkach dowiecie się dzięki tej książce.
Być może ci którzy zetknęli się z nazwiskiem lwowskich matematyków i próbowali czytać o ich pracach uznają, że ich wiedza jest za mała, by mierzyć się z dorobkiem takich gigantów – nic bardziej mylnego!! Sama jestem za głupia na zrozumienie analizy funkcjonalnej, ale ta książka to nie akademicki podręcznik, a napisana barwnie, z humorem książka, którą czyta się jak powieść, z momentami pełnymi humoru, ale i grozy, radości, dumy, ale i przygniatającego smutku.

Smuci mnie, że Polacy nie zdają sobie sprawy, że Lwowską Szkołą Matematyczną powinni się szczycić!
Bardzo polecam. Naprawdę świetna książka, nie idealna bo i błędy się trafiają, gdy autor cytuje w jednym miejscu Ulama, ten cytat chociaż bez cudzysłowu jest bardzo podobny do cytatu z książki Ulama. Pomimo tych mankamentów gorąco zachęcam do lektury!!

Blog autorki: http://kasiek-mysli.blogspot.com/
----------------------------------------------------------------------
Głosujemy na recenzje poprzez kliknięcie przycisku "lubię to!" pod recenzją.
Zapraszam do dyskusji w komentarzach i na fanpage'u bloga: 

2 komentarze :

  1. To moja kandydatka to wygranej :)
    Temat ważny, mało znany, a nazwisko autora mówi o tym, że możemy spodziewać się dobrej lektury, co recenzja potwierdza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.

    OdpowiedzUsuń