Myśli,
tak jak małe, żywotne dzieci czasami trudno okiełznać. Biegają rozproszone, tak
strasznie niesubordynowane po głowie i nie sposób tak dużej gromadki utrzymać w
ryzach. Zwłaszcza, jak nam na tym zależy. Właśnie chcę je połapać, ładnie,
składnie poustawiać w pary, w piękne słowa, w mądre treści. Chcę wyrzeźbić z
nich swoją postać, charakterystykę, jakiś mądry światopogląd. A tu nic-Tabula
rasa... Ale nic na siłę. Może z czasem się zapisze i powiem coś mądrego sobie, Wam
i światu. A w tym momencie pojawiają się w mojej głowie pytania: Po co? Na co?
Dlaczego? Pytam sama siebie. Po co mi ten blog? Przecież się nie nudzę. Mam co
robić. Jestem cały dzień na pełnych obrotach. Czasami brakuje czasu, żeby
usiąść i spokojnie wypić kawę. Piję ją, jak to się mówi -w biegu. Najbliżsi
mówią, że mam niezdiagnozowane ADHD.
No
cóż. Hit et nunc. TU i TERAZ zobowiązuje!? Stwierdzam i jednocześnie zadaję
pytanie. Często w samym pytaniu zawiera się odpowiedz. Jeżeli już zastanawiamy
się nad czymś, nad sensem tego, co chcemy zrobić, to może w tych wątpliwościach
kryje się sam sens? Zabrzmiało nieco filozoficznie, zupełnie niepotrzebnie. Po
co zatem? Może po to, aby sporządzone statystyki, badania naukowe, ankiety nie
zostały bez pokrycia. Nie, nie chodzi mi o badania typu-kto pisze bloga, w
jakim jest wieku i w jakim celu to robi. Chociaż może i takie są i pośrednio
mówią o tym -też dobrze. Ale pisząc bloga, daję dowód(mówię o sobie) na to, iż
istnieje współzależność pokoleń. I w tym kierunku właśnie już dawno poczyniono
badania naukowe. Otóż Margaret Mead-amerykańska antropolożka kulturowa mówi o
kulturze prefiguratywnej, gdzie zmienia się kierunek przekazu wartości. Młodsze
pokolenie, lepiej radzące sobie ze zmianami technologicznymi, narzuca starszemu
pokoleniu określony system wartości, wzorów kulturowych i norm. Jak z tej
treści wynika, a do czego się przyznaję bez bicia-to dzieci nakłoniły mnie do
założenia bloga. Oczywiście, jak łatwo można się domyśleć, pomogły mi od strony
technicznej. I wiem, że pokładają we mnie swoje nadzieje. Dalej muszę radzić
sobie sama.
Jeszcze jedno-rozmawiając z dziećmi
(pozdrawiam moje kochane studenciaki) przyjęłam cenną sugestię, żeby nie
kreować się na kogoś, kim się nie jest. Być sobą. Być szczerą. Myśli moje
niesforne uspokoiły się znacznie. Patrzę w nie i widzę, niczym w
kalejdoskopie-ułożyły się w słowo SZCZEROŚĆ...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz