sobota, 28 lutego 2015

"Płaczący chłopiec"- Agnieszka Bednarska


http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/241000/241390/339373-155x220.jpgAutor: Agnieszka Bednarska
Wydawnictwo: Black Publishing
Data wydania: 18 lutego 2015
Ilość stron: 312


   ...Tak. Dominik będzie tam szczęśliwy. Nie od razu, ale będzie...
                            cyt.: "Płaczący chłopiec"- Agnieszka Bednarska






Carl ocalał z pożaru. Rodzice zostali w płomieniach. To jego wina. "Miał wtedy pięć lat, ale rozumiał, że zginęli, bo on bał się skoczyć z okna."Matka została wewnątrz domu, by do niego mówić przez ścianę ognia, a ojciec na zewnątrz, wchodząc po drabinie go ratował. Potem, gdy ojciec wrócił po mamę, to ogień odciął im drogę. Słyszał ich krzyki...

Chłopca wychowywali dziadkowie: babcia Francesca i dziadek Harry. Teraz jest już dorosły i wkrótce weźmie ślub z Libby.
Tylko, niech ona nie robi nigdy więcej tych romantycznych wieczorów przy świecach. Każdy płomień, każdy blask ognia, wywoływał w nim paniczny lęk. Przypominał tamten koszmar i głos matki, gdzieś po drugiej stronie tych piekielnych płomieni: "Jestem tu, skarbie, zawsze będę." Wierzył jej, bo tak zawsze zapewniała go o swojej miłości. Ale wtedy nie dotrzymała słowa. Stało się inaczej.

Ogień prześladuje Carla. Zabiera mu wszystkich, których kocha. Dlaczego jeszcze babcię? Zaraz miał być jego ślub. Babcia miała już dla nich prezent. Schowany w jej antykwariacie. Tam właśnie zabójczy ogień dopadł Francescę. A prezent, obraz "Płaczący chłopiec", ocalał. Nietknięty przez płomienie. 
Mały, śliczny chłopiec "ma hipnotyzujące spojrzenie i tak przeszyte smutkiem oczy, że człowiek pragnie wziąć go w ramiona i otrzeć mu łzy."

Carl  znał ten obraz, już wcześniej go widział. Pamiętał dobrze. Wisiał w holu na piętrze. W domu, w którym zginęli rodzice. Pamiętał tego chłopca. Jego oczy. Smutne oczy, lśniące jak żywe, sprawiały, że ludzie zachwycali się i pragnęli mieć go w swoim domu. Carl, z pewnością, go nie chciał. Przynosił mu, bez wątpienia, pecha. Zapragnął zniszczyć obraz.
Fatum. Klątwa. Czy to możliwe? Dlaczego domy, w których pojawił się obraz, spłonęły?

Inspiracją dla Agnieszki Bednarskiej do napisania powieści "Płaczący chłopiec" była seria tajemniczych pożarów w Anglii, w 1985 roku. Rozpisywano się o tych zdarzeniach w londyńskiej gazecie "The Sun". W każdym, z tych przypadków, ogień strawił wszystko, oprócz obrazu. Prawdopodobnie autorem, nie jednego, a kilku malowideł miał być włoski malarz Bruno Amolio, który tworzył portrety "Płaczącego chłopca" pod pseudonimem Giovanni Bragolin. Malowidła przedstawiały chłopca w wieku 2 do 6 lat.

W klątwy, zabobony, tę całą straszną magię, nie wierzy Danielle, była dziewczyna Carla, pozostającą z nim w przyjaźni. Na niej wizerunek smutnego chłopca wywarł szczególne wrażenie. Poczuła silną, emocjonalną więź. W jego oczach widziała wyraźnie całą prawdę o sobie, swoją zbolałą duszę, swój ból. Teraz chciała wiedzieć, co bolało tego malca? Co spowodowało w nim tak ogromny smutek? Kim był? Kto namalował jego portret? Znaki zapytania i kręte drogi w poszukiwaniu odpowiedzi zaprowadziły Danielle do starszej pani Susan Sparks, która przywiozła obraz chłopca z Hiszpanii do Anglii. Na pamiątkę wielkiej, bolesnej miłości do chłopca, którego znała zaledwie chwilkę, a kochała całe swoje długie życie.

Poszukiwanie prawdy o niezwykłych mocach obrazu, poszukiwanie prawdy o życiu małego chłopca, to poszukiwanie prawdy w ogóle, w najszerszym kontekście. Każdy z bohaterów przegląda się w oczach chłopca, niczym w lustrze i każdy szuka czegoś innego. To trudna wyprawa w głąb siebie, w najskrytsze zakamarki zbolałej duszy. Gdzie odczuwamy najdotkliwiej, jak boli samotność, odrzucenie, brak akceptacji.
Dając nam swą intrygującą historię, pisarka oprowadza nas jednocześnie po kilku ważnych płaszczyznach z problemami natury społecznej, psychologicznej, emocjonalnej.

Agnieszka Bednarska stworzyła kompozycję metafizyki, paranormalności z realizmem totalnym. Linia pomiędzy tym, co nieuchwytne, niewytłumaczalne, a mocno namacalne i przyziemne, dla każdego przebiega w innym miejscu. Tak, jak dla bohaterów, tak i dla czytelników. Pisarka niczego nam nie ułatwia, nie wskazuje. Subtelnie nakierowuje czytelnika, prowadzi za swoimi bohaterami. Obnaża ich duszę, gdzie mieszka i miłość, i nienawiść, i pogoda, i burza. Każe nam czytać uważnie w ich skrytych myślach. Tych ładnych, poukładanych, jak i w tych, z jakiejś przyczyny, niespokojnych, chorych, groźnych. Tam ukryty jest klucz do ich zachowań, urojeń, wierzeń. Bo tam schowany jest ból, co nie przemija. Ból zranionego poczucia bezpieczeństwa, ból nieodpowiedzialności, ból błędnych decyzji i ten zadany przez nas komuś drogiemu, kochanemu, co boli nas samych, może najbardziej.


* Dziękuję pisarce Agnieszce Bednarskiej oraz Wydawnictwu Black Publishing.pl za możliwość przeczytania książki i napisania swojej opinii, krótko po jej premierze, która miała miejsce 18 lutego 2015 roku.


Znalezione obrazy dla zapytania logo wydawnictwa black publishing


Zaraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem


poniedziałek, 23 lutego 2015

WYNIKI KONKURSU NA RECENZJĘ LUTEGO

W związku z tym, że w miesiącu lutym nadeszły tylko dwie recenzje konkursowe:

1. Recenzja książki "Ostatnie rozdanie" Wiesława Myśliwskiego, nadesłana przez Magdalenę Łatkowską

oraz

2. Recenzja książki  "Pierwsza na liście"- Magdaleny Witkiewicz, nadesłana przez Agnieszkę Krizel

zgodnie z regulaminem, sama wybrałam zwycięzcę, nie poddając recenzji pod głosowanie czytelników.

Zwyciężyła recenzja Magdaleny Łatkowskiej, serdecznie gratuluję i zapraszam do lektury:


Autor: Wiesław Myśliwski
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 9 września 2013
Ilość stron: 448








Porządki generalne w szafie, w notesie, w życiu. Co wyrzucić, kogo zostawić? Czym oznaczyć niewiadomą. Jaką hierarchię przyjąć? Naturalnie od początku, od spodu, od najdawniejszych wspomnień. Gdzie to A. ? Chyba tam w korytarzach sądu. Tam, gdzie ta mała, chuda dziewczynka ze śniącą lalką. Tylko oczy jej, jakby zbyt dorosłe. Nie wyszedł szczęściu naprzeciw. Matka miała żal. A może jednak? Tylko że inaczej nie można go dostrzec, jak tylko przez utratę, cierpienie. Szczęścia nie stać na półśrodki. Wysoką cenę każe płacić.
B., znów porządki, lawina nazwisk. Znam? Nie znam. Nie pamiętam. Może to ktoś z księgi gości matki, lub z notesu krawca. Kolejne etapy życia, ale gdzieś na skraju wciąż ta śniąca lalka. Kilka następnych lat, następnych liter w notesie i znów ona. Bez lalki.  Cała
w jasnych lokach. To moja przyszła żona! Oj, głupi, głupi.
Kolejne szkice. Zachwyt to surowy sędzia. Ogranicza wyobraźnię, zniewala. Szukał sposobów, jak. Jak wykrzesać to, co przyciągało. Nie na pierwszy rzut, ale to, co wypalało. Pierwszy niejasny ślad został tam, w korytarzach, z lalką w ramionach i tak też ostatecznie przetrwał na płótnie. Dziewczynka ze śniącą lalką. Podeszła na wernisażu. Nie rozpoznała. Piękny obraz, prawda? To pani lalka. To Ty. Dlaczego ja? Nie bawię się lalkami.  Miałaś żywą lalkę. Jak to żywą? Powiedziałaś, śpi i ma prześliczny sen.
Sen trwał. Urywał  się tylko czasem pomiędzy rzadkimi  przespanymi nocami. Pozostały jedynie tabletki i wciąż zmieniane adresy. Zawsze tak samo precyzyjnie dobrana papeteria. Zawsze ta sama pieczątka z tego samego miasta. Raz na kilka miesięcy, lat. Tylko w jedną stronę. Dlaczego miłość jest zawsze za młoda? Dlaczego, gdy chce się zadać to najważniejsze pytanie, zadaje się je sobie? W odpowiedzi na niedokończoną, bądź nie rozpoczętą jeszcze rozmowę.
Kolejne litery w notesie, nazwiska znane i zapomniane. Jej nawet nie  wpisał. Znał na pamięć ulicę, numer, kod. Jeszcze się nie obawiał, nie przypuszczał. No właśnie, że co? Że przyszła  za wcześnie.  Że przyszła?
Kolejne listy. Najpierw pełne niepokoju, potem już łagodniejsze. Milczące. Opisujące fakty. Fikcję? Zagadka. Bo nikt nie pamiętał doktorki. Czy można się przygotować? Będzie moją żoną! Oj, głupi, głupi...
Po  drodze całe życie. Samotne. Na życzenie. Proszę bardzo! Sztuka rysunku, e, nie wstrzelił się w wymagania. Zbyt niejednoznaczne. Krytyka boli, zwłaszcza młodość. Miał prawo, rozumiem. Subtelność przychodzi z wiekiem, z doświadczeniem.
Jeszcze tylko ten niedokończony obraz obdartych z człowieczeństwa zakładników życia, śmierci. Wypłakane oczodoły matek, żon, córek. Portret wdów.
Po drodze prucie cudzych żyć, łatanie niezałatwionych spraw, zaszywanie cudzych bolączek. Swoich. Własną nitką.
Kolejne litery. Wiele kobiet znanych tylko z łóżka. I ten mały chłopiec. Już zawsze tylko chłopiec.
Od czasu do czasu jeszcze poker, a choć nietrudna gra, jednak na cmentarzu,
w otwarte karty, gdy same grają za nas w uczciwej grze, zazwyczaj się jest przegranym.  Nie da się inaczej, gdy zamienia się  życie za śmierć. Miesza światy.  Ostatnia talia. Ostatnie rozdanie.
Życie marne, żałosne. Nie warte ani jednego słowa w żadnym jej liście.
Rozstać się ze swoim życiem. Podziękować za wszystko i nic. Ostatni list. A może jednak nie? Po nim jeszcze niedbałe kartki, wyrwane z zeszytu. Urywane emocje. Dziewczynka ze śniącą lalką. Jej sen. Oni, razem, przez jedną chwilę, wyczekaną. Pół godziny, kwadrans. Ze świata w świat. Poszarpane, niedokończone, niewiadome.
Każdy swoją historię ma do opowiedzenia. Wyspowiadania. Rozgrzeszenia. Oby się udało.
Wiedziałam, że będzie ciężko. Rozważania autora, język. Szczególnie piękny, choć trudny, filozoficzny. Niesłychanie wysublimowany. Myśliwski prowokuje, choć nie wprost, do zmierzenia się ze swoją przeszłością. Płynnie, delikatnie, subtelnie ukierunkowuje nasze myślenie. Akcentuje przeszłość, bo to z niej wyrasta piękny kwiat, lub chwast. Uczucia dojrzewają, rosną w siłę, pozwalają o sobie zapomnieć, ale gdy już są przeszłością, upominają się o należną im wartość, o dostrzeżenie, choć przez mgłę, tego co w nich doskonałe. Niewinne. Ale na to wtedy, jesteśmy zazwyczaj zbyt młodzi. Beztroscy. Przychodzą za wcześnie. Pęcznieją dopiero w swojej przeszłości. Wskrzeszane znaczeniem, które pojąć może jedynie człowiek z bagażem chaosu,  przypadków, w których po latach dopiero dostrzega regularność.
Są takie dzieła, obrazy, książki, których nie trzeba kończyć. Wybitne. Rozdanie. Ostatnie. Niedokończone. Dlatego kiedyś jeszcze raz.
Nie raz.

sobota, 21 lutego 2015

"List z Powstania" - Anna Klejzerowicz

Okładka książki List z powstaniaAutor: Anna Klejzerowicz
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 15 stycznia 2014
Ilość stron: 320

    
             Stukanie do drzwi, tak niespodziewane i groźne o zagubionej między nocą a dniem godzinie, zabrzmiało jak kolejny wystrzał...

                                       Cyt.: "List z Powstania" - Anna Klejzerowicz


                                          Hanka zaraz wróci do domu. Przecież nie może być inaczej. Strach miesza się z nadzieją. Strach nie pozwala spać. Strach obezwładnia. I ta cisza za drzwiami. Ciągłe nasłuchiwanie. W oddali wciąż słychać strzały.
Podobna atmosfera lęku, przeplatana nutą nadziei, panowała w wielu warszawskich domach, nie tylko na Żoliborzu. W każdym, w którym, podobnie jak doktorostwo Bańkowscy, ktoś czekał na powrót swej córki, czy syna, uczestników Powstania Warszawskiego.

Stukanie do drzwi. "Niemcy teraz nie pukają...(...) To przecież umówiony sygnał..."
Rozczarowanie, że to nie Hanka. "Dławiący, paniczny strach. - Oby tylko nie to..."
Oszołomienie. Oniemienie. Trwające tylko chwilę. Padły dwa strzały. Śmiertelne.
Płomienie ognia, podłożonego pod ich dom , strzelają coraz wyżej, łącząc się z innymi, zbierającymi się nad miastem, w jeden piekielny krzyk niemocy.

Takimi dramatycznymi tonami brzmi Prolog z powieści Anny Klejzerowicz "List z Powstania". Ułamek nocy jednego z ostatnich dni września 1944roku. To, co dalej nastąpi, to już dzieje lat powojennych, coraz bardziej oddalających się od tych tragicznych wydarzeń, aż do współczesności. Reperkusje tamtej nocy długo jeszcze nie umilkną, jeżeli w ogóle...

  Młodsza córka państwa Bańkowskich, dziesięcioletnia Julia, przeżyła. Przebywała na mazowieckiej wsi u znajomych, którzy dali jej schronienie i opiekę. Zamiast rodziców, zjawili się po nią obcy ludzie. Towarzyszka Knap oznajmiła, że zabierają ją do sierocińca. Taka łaska "nowej socjalistycznej ojczyzny."
Julka niczego nie rozumiała. Paniczny strach nie pozwolił jej nawet mówić. Przez rok. Do czasu, gdy odnalazła ją ciotka Zosia i zabrała do siebie , do Gdańska. Prawda, jaką poznała, była nie do przyjęcia. Zwłaszcza to, że nigdy już nie zobaczy swej starszej siostry Hanki.

Co stało się z łączniczką batalionu Parasol? Przecież nie znaleziono jej ciała. Zginęła, czy zaginęła?
Julia dorastała i rozumiała coraz więcej. "Wiedziała już, że komuniści prześladują żołnierzy Armii Krajowej."
Hanka, z pewnością musi się ukrywać. Ale kiedyś, na pewno, się z nią  skontaktuje. Nigdy nie przestała wierzyć, że jej dzielna siostra żyje. Tęsknota i niepokojąca niewiedza, nie pozwoliły zapomnieć.
Natrafić, choćby na mały ślad. Przecież żyją wciąż byli powstańcy, ktoś, kto ją znał.

Tajemnica tamtych dni snuje się przez życie następnych pokoleń. Potrzeba jej rozwiązania zajmuje myśli Julii, jej męża, córki Marianny. Nieustanne zgłębianie zagadki, rzuca nowe światło, daje nadzieję. Dopytywania, kontakty z byłymi powstańcami, podróże z Gdańska do Warszawy, to wszystko stwarza mnóstwo dodatkowych zagadek, stawia kolejne znaki zapytania. Wzrasta napięcie. Zarysowuje się ciekawa kryminalna intryga.

 Przeszłość zderza się z realiami lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych. Przeszłość potyka się o kłody tamtego ustroju, zostaje spychana w mroki ówczesnej polityki. Rozbija się o przydrożne drzewa, wypada z zakrętów...  "Zostaw i milcz." "Ciekawscy umierają."
Powrót do rodzinnej przeszłości okupiony jest ciężkim strachem, nieustającym lękiem, wywołanym przez głuche telefony w środku nocy, rewizje nad ranem, przesłuchania. Gwałt na prywatności. Pisarka chciała, by jej czytelnik, choć w części, zrozumiał emocje, towarzyszące jej bohaterom. I zapewne spełniają się jej oczekiwania, może nawet je przechodzą.

"Zawsze jest jakaś wojna..."Nie sięgając daleko, choć mój ojciec brał udział w obronie Warszawy w 1939roku, szczęśliwie nic mu się nie stało. To nasza rodzina przeżyła bardzo wypadki grudniowe na Wybrzeżu w 1970 roku.
...Wypadki grudniowe na Wybrzeżu  w 1970. Pamiętam. Mój brat pracował wówczas w stoczni gdańskiej. Przyjechał do domu na urlop. Nagle dostał telegram o treści: "Przyjeżdżaj natychmiast- Piotr". Pojechał. Nic nie było jeszcze wiadomo. Dopiero z telewizji dowiedzieliśmy się, co tak naprawdę się dzieje. Żadnej wiadomości od brata. Pamiętam nieprzespane noce i łzy mamy. Dowiedzieliśmy się po jakimś czasie, że brat jest w wojskowym szpitalu w Toruniu. Z pewnością to tylko namiastka, w porównaniu z historią Hanki, ale każdy ma swoją wojnę...

Legenda zaginionej Hanki i obsesyjne szukanie odpowiedzi, dotyczących przeszłości, nadaje sens życiu jej potomnych, siostry Julii i siostrzenicy Marianny. Marianna, bowiem uzależniła się od traumatycznych przeżyć swej matki. Została zarażona tą traumą. Idealnie oddaje to sposób narracji, którą przeplatają osobiste zapiski Marianny, córki Julii, i jej sposób na uporanie się z brzemieniem przeszłości, z pokutującymi cieniami.

Anna Klejzerowicz, łącząc ze sobą elementy kryminalne, historyczne i obyczajowe, stworzyła oryginalny rys epoki- od czasu Powstania, przez Polskę Ludową, transformację, do współczesności, a na tym tle ukazała nam fascynującą opowieść. Nie jest to książka o powstaniu, o walkach, o ocenie tego najważniejszego narodowego zrywu młodych Polaków. Nie ma tutaj zbędnego patosu. Zawsze jednak można podjąć dyskusję. Pisarka podejmuje takową , międzypokoleniową. Młoda Marianna nie rozumie idei powstańców: "Nie poszłabym ginąć bez sensu...(...) Oni wszyscy mogli żyć". Czy była cyniczna i niesprawiedliwa? Miała zgoła odmienne zdanie od swej matki. To, co dla jednych urasta do rangi kultu, dla drugich może być sprawą sporną. Bez względu na późniejsze oceny, powstańcy, do końca swoich dni, wciąż żyli wydarzeniami tych historycznych sześćdziesięciu trzech dni.


Dla Anny Klejzerowicz, Powstanie to osobista historia. Rodzinne wspomnienia, emocje, chęć upamiętnienia Wujka Andrzeja, powstańca warszawskiego, były asumptem, by powstała fabuła "Listu z Powstania." To jemu pisarka dedykowała swoją powieść.
"Bo to była życia nieśmiałość, a odwaga- gdy śmiercią niosło. Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało wielkie sprawy głupia miłością."

"List z Powstania" jest powieścią kryminalną, z ważnym motywem historycznym, z tajemnicą, z zagadkami do rozwiązania, z sensacyjnym epilogiem. Równie szokującym, co Prolog. Można by uznać, że spinają całą fabułę w dramatyczną, powstańczą klamrę. Powieść jest też, wyjątkowo wyraźnie nakreśloną , kreacją postaci, z dogłębnym portretem psychologicznym każdej z nich. Wizerunki wiarygodne. Postawy zdeterminowane realiami życia. Nie mogą być jednoznaczne. I nie są takie. Są prawdziwe, autentyczne. Skłaniają do refleksji nad naszą ludzką naturą w ogóle. Co wyznacza w nas przestrzeń dla dobra, dla zła, dla miłości, czy nienawiści? I co stanowi o sile każdego z tych uczuć? Czy być człowiekiem zawsze, bez względu na czas i miejsce w historii, zależy tylko od nas samych? W skrajnych, ekstremalnych sytuacjach, dają się słyszeć różne głosy, dają się poznać różne postawy naszej ludzkiej natury. Wkrada się ambiwalencja do naszej duszy. Nie ma tutaj jednoznacznych odpowiedzi, nie ma prostych ocen. Anna Klejzerowicz daje nam to wyraźnie do zrozumienia. Sama nie ocenia, nie moralizuje, nie potępia. Patrzy zawsze z różnej perspektywy na zdarzenia, tak jak wysłuchuje dwóch racji, które wcale nie muszą się wzajemnie wykluczać. Dojrzały, mądry obiektywizm pisarki, pozostawia miejsce na przemyślenia i refleksje własne, każdego, kto sięgnie po jej książkę.Uważam, że nie muszę specjalnie nikogo zachęcać, a jedynie pozostaje mi życzyć miłej lektury i niezapomnianych wrażeń.

   Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

wtorek, 17 lutego 2015

"FIRA POZNAŃSCY ŻYDZI. OPOWIEŚĆ O ŻYCIU"- Andrzej Niziołek Ksenia Kosakowska

OkladkaAutor: Andrzej Niziołek
Ksenia Kosakowska
Wydawnictwo: Exemplum
Data wydania:  maj 2014
Ilość stron: 256

           Co ja mam począć z mą tęsknotą? Ona przez dziesiątki lat nie wygasa. Ona pali, ona wyciska łzy z oczu.(...) Ona domaga się, żeby każdego z osobna i wszystkich razem, tych z tego albumu i z innych albumów, których kochałam, odbitki ich utrwaliły. Ich istnienie na tych kartach, ale gdzie Wy? (...)    Wspominanie wywlecze Was z zapomnienia
                                            i ma tęsknota ożywi Was.

                                                                                           cyt. Słowa Firy Mełamedzon- Salańskiej 
                                                                      (odręczny zapis wklejony do jednego z jej albumów)


     Zostałam obdarowana niezwykłą książką. Czuję się wyróżniona, bo taką samą otrzymał Prezydent Bronisław Komorowski. Prawda jest taka, że nie szukałabym jej, bo po prostu jeszcze o niej nic nie wiedziałam. Tym bardziej, jest to niespodzianka literacka i tym bardziej cenny to jest prezent.


Poznańscy Żydzi nie stanowili licznej grupy, liczyli około 3-3,5 tysiąca. Jedni byli z Żydów niemieckich, inni z polskich. Między sobą mówili po polsku, mieli polskich przyjaciół, czytali polskie książki.
Fira Mełamedzon Salańska urodziła się w Charkowie, w 1915 roku. Gdy ojciec stracił sklep, po wybuchu rewolucji, musieli uciekać. Początkowo do Brzezin pod Łodzią, a potem do Poznania. Woreczek z brylantami i ze złotymi monetami, cudem przewieziony do Polski, pozwolił rozwinąć interes. Mieli w Poznaniu sklep z męskimi ubraniami przy Starym Rynku 64. Firma ich nazywała się Melpoz. Mieszkali przy ulicy Wronieckiej.

Książka, niczym stary album, przenosi nas w czas, który minął bezpowrotnie, w miejsca, których już nie ma. Zamieszczone w niej, liczne fotografie, ukazują twarze ludzi młodych, szczęśliwych na tle przedwojennego Poznania. Lata 1927-1939, to lata, które Fira przeżyła w tym mieście, lata młodości, czas zabawy, nawiązywania przyjaźni, czas pierwszych miłości. Dzięki temu, że Fira uwielbiała fotografować, chwytała w kadr każdą chwilę spędzoną z przyjaciółmi, ich beztroski, młodzieńczy świat.        

Ten świat, twarze przyjaciół, zakątki ukochanego Poznania, Fira zabrała ze sobą, gdy w sierpniu 1939 roku, przed wybuchem wojny, wyjechała do Palestyny. Zabrała ze sobą sześć grubych albumów. I wspomnienia. Jej i ich świat. Świat kolorowy, wielobarwny. Miała dwadzieścia cztery lata.         W Palestynie, a potem w Izraelu przeżyła 75 lat. Do Polski już nie wróciła. Wyszła za mąż, miała dwójkę dzieci-syna i córkę, i doczekała się licznej rodziny. O Polsce nigdy nie zapomniała.


Tęskniła. Wspominała. Opowiadała.

W 2012 roku przekazała swą opowieść. Autor książki, Andrzej Niziołek, będąc w Jerozolimie, gdzie szukał zdjęć przedwojennych Poznaniaków, poznał Firę. Zaprowadził go do niej Noach Lasman, tez z Poznania.
"Ona ma dużo zdjęć i bez końca opowiada o ludziach na nich. Trzeba się uzbroić w cierpliwość."- ostrzegał Lasman gościa z Polski.
Dzięki tym zdjęciom i jej pamięci, powstała ta książka, której współautorką jest mieszkająca w Izraelu Ksenia Kołakowska, która tak mówi o Firze: "Fira, moja przybrana, żydowska babcia. Poznałam ją tuż przed jej 90 urodzinami. Zaprzyjaźniłyśmy się. Stałam się jej "polską wnuczką", kimś bliskim, kolejną cząstką Polski w Izraelu."

Fira snuje swoją opowieść w pierwszej osobie, co nadaje narracji charakter wspomnieniowy, nostalgiczny. Z łezką w oku wraca do tamtych chwil, do przyjaciół, do swych adoratorów. Miała wielu wielbicieli. Flirtowała, łamała im serca. Swatano ją usilnie, ale nie była gotowa na miłość. Było dla niej za wcześnie. Była taka "Dziecińska", jak nazwał ją ukochany ojciec- "Tatuliński". Odżywają wspomnienia. Chodzi znów po ulicach ukochanego Poznania, zagląda w zakamarki.  Znów chodzi do Szkoły Wydziałowej dla dziewcząt na rogu Działyńskich i dzisiejszej Nowowiejskiego, biega na zbiórki harcerskiej organizacji Haszomer Hacair. Znów beztrosko tańczy w klubie przy ulicy Wielkiej, jeździ na łyżwach. Odwiedza też swą przyjaciółkę Stasię Jańczakównę, Polkę. I na prośbę Stasi, "przysuwa ryczkę, postawia na niej wemborek z pyrkami", bo teraz wiedziałaby przecież o co jej chodziło... Ale to już są wspomnienia. Ze Stasią, jedną z nielicznych, miała kontakt korespondencyjny po wojnie.
Z tych wspomnień czerpała całą siłę, potrzebną do życia. Jej przyjaciele pozostaliby bezimienni, anonimowi, gdyby nie jej pamięć.

 Potem nastała zagłada. Co się stało z jej przyjaciółmi, z jej miłościami?
 Fira ocalała. Była im coś winna.
"Chciała pamiętać, a nie opłakiwać. Od lat opowiada o nich i o swojej młodości każdemu, kto chce jej słuchać. Opowiada, bo jeśli powtórzy się coś setny, sto piąty, sto pięćdziesiąty raz, może ktoś to zapamięta i przekaże dalej. Gdy się wspomina i opowiada- to się ocala. To człowiek żyje."


Powstała piękna wspomnieniowa opowieść. Książka jest częścią projektu "FIRA 1915". Istnieje strona internetowa: www fira1915.pl- z licznymi fotografiami i sfilmowanymi wywiadami z Firą. Numery 1-55 na kartkach książki, to znaki odsyłające do strony internetowej, gdzie zdjęć jest znacznie więcej. Przedwojenny Poznań jest tłem dla fotografujących się ludzi, jest również bohaterem tej publikacji. Jej świat, teraz cały już w sepii.
Książka ukazała się 31 maja 2014 roku, w 75 rocznicę emigracji jej głównej bohaterki. Kilka dni po jej śmierci. Fira zmarła 7 maja 2014 roku. Dożyła 99 lat.
Wiedziała, że książka się ukaże, ale nie doczekała tej chwili. I choć nie dotknęła jej swą ręką, to ocaliła to, na czym tak jej zależało.
 Pamięć wyciąga z niebytu, z unicestwienia. Silniejsza jest od okrucieństwa, bezwzględności  wojny, od piekła Holokaustu. Pamięć ocala od zapomnienia.

"Póki ja żyję, oni żyją we mnie..."


1. Fira -zdjęcie z 1939 rok         
2. Poznań- na Starym Rynku (na miejscu  tej kamienicy stoi dziś Galeria Arsenał)    
3. Fira - zdjęcie z 2012 rok - Jerozolima       


Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

piątek, 13 lutego 2015

"Miłość na szkle"- Barbara Sęk


Okładka książki Miłość na szkleAutor: Barbara Sęk
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 18 lutego 2015
Ilość stron: 336

      Pomiędzy mną i Anetą stoją nasi lekarze prowadzący. Wszyscy mamy na sobie fartuchy i maski. Wszyscy po kolei oglądamy naszą miłość . Miłość na szkle.
             cyt.: "Miłość na szkle"- Barbara Sęk


                        Pierwsze moje spotkanie z Barbarą Sęk miało miejsce rok temu, podczas lektury powieści  "Dlaczego ona". Był to debiut literacki pisarki. Jakże udany. Byłam pełna podziwu, jak, tak młoda osoba, może mieć, aż tak dojrzałe spojrzenie na życie, problem odpowiedzialności za nie? Zdolna była ukazać wielopłaszczyznowo  rozpad wieloletniego związku, z dramatyzmem wszystkich jego uczestników, bez wskazywania winnych. Prawdziwe studium psychologiczne. Przekonała mnie i, z pewnością, pozostałych czytelników, że wiek nie ma tu nic do rzeczy.

     W trzy lata po swoim debiucie, pisarka wydaje kolejną książkę "Miłość na szkle". Główni bohaterowie, Aneta i Wojtek Raczyńscy, to dzisiejsi trzydziestolatkowie. Los się do nich uśmiechnął, bo wszystko poukładali sobie w prawidłowej kolejności. Zdobyli wykształcenie, mają satysfakcjonującą pracę, z możliwością awansu, mieszkanie i nie byle jakiej marki samochód. Mają swoje "Beverly Hills". Zwiedzili już kawał świata. Są ze sobą szczęśliwi. Bezpieczni, w tym egzystencjalnym poczuciu. Do pełni szczęśliwości brakuje im dziecka. Od roku, o niczym innym tak nie marzą, jak o powiększeniu rodziny. Brak rezultatów bardzo niepokoi Anetę, bo wskazówki jej biologicznego zegara wskazują cyferkę 35. Wiek, o trzy lata starszego Wojtka, miał przecież mniejsze znaczenie. Nie znaczy to wcale, że mniej obchodzi Wojtka ich wspólne pragnienie.

   Zaskakujący i wprowadzający mnie w podziw jest pomysł na narrację powieści. To właśnie Wojtek, ze swojej męskiej perspektywy odsłania nam ich życie, wtajemnicza w ich sprawy, które, z dnia na dzień, stają się, coraz to, większym problemem.

Barbara Sęk zaimponowała mi tym zabiegiem, odwagą, jak i umiejętnością zgłębiania męskiej psychiki. Z pewnością było to solidnie przemyślane. Bo wcale nie jest takie proste. Zwłaszcza, gdy w grę wchodzą uczucia, emocje i zdolność ich wyrażania. Mężczyznom, z natury, znacznie trudniej jest mówić o uczuciach, a co dopiero wtajemniczać kogoś w swój intymny świat.

Problem, jaki poruszyła pisarka w "Miłości na szkle" jest poważny do granic możliwości. Determinuje życie dwoje ludzi w każdej jego sekundzie. Dotyka ich bowiem problem niepłodności. Gdzie tkwi przyczyna? W którym z nich? Obsesyjnie ich ubezwłasnowalnia, w każdym miejscu. Co przeżywa mężczyzna, który nie może uszczęśliwić swej ukochanej kobiety? Nie mogąc dać jej dziecka?
Z czasem ich problem się uzewnętrznia, jest zastanawiający dla innych. Muszą radzić sobie jeszcze z presją rodziny, przyjaciół, kolegów z pracy.


Nie wychodzę z podziwu, w jak fantastyczny sposób Barbara Sęk poradziła sobie z męską mentalnością, w kontekście spraw trudnych, bolesnych, bardzo osobistych.   Wojtek, w tak trudnej dla nich sytuacji, pod obstrzałem pytań, intymnych wywiadów z lekarzami w klinice leczącej niepłodność, przyjmuje obronną pozę. Podchodzi z humorem i dystansem, cynizmem wręcz, do nowych okoliczności, w jakich się znaleźli. Ironizuje temat podczas wizyt u lekarza, czy też u najbliższych, jak i podczas spotkań ze znajomymi.
"Humor to podstawa mojego systemu immunologicznego. Humor to przeciwciała zwalczające strach przed porażką."
Ale, co kryło się pod tą maską...? Z czym się zmagał? Czemu musiał stawić czoła? . Przecież było tak oczywiste, że Aneta, jego "Brenda", "Małża", a czasem "Zołza", będzie matką jego dzieci. Będą mieli domek z ogródkiem, swój raj... A teraz..., wcale nie było mu do śmiechu.

Kolejne specjalistyczne badania, diagnostyka, zalecenia, wyrzeczenia, cierpliwość i nadzieja.
Kolejne spermiogramy, kolejne testy, wstyd, skrępowanie, zażenowanie, stres, nerwowość i beznadzieja. A on wciąż ma "nie najlepsze nasienie..." I to czekanie za drzwiami łazienki, gdy Aneta wykonuje kolejny test ciążowy..., jaka będzie jej reakcja, ile zobaczy kresek? "A co będzie, jeśli...się nie uda? Co się stanie, jeśli nie będziemy mogli mieć dziecka?"

Codzienność dokłada im wciąż to nowych problemów.  Muszą dokonywać trudnych wyborów, z czegoś rezygnować, coś poświęcać.Wszystko po to, by spełniło się w końcu to największe marzenie. Ale, czy wciąż jest to ich wspólne marzenie, o równie wielkiej wadze, zarówno dla Anety, jak i dla Wojtka? Jak te usilne starania wpłynęły na ich relacje, na ich spontaniczność? Czy patrzą wciąż w tym samym kierunku, czy może każdy już w inną stronę? Przeżycia ostatnich miesięcy bardzo ich zmieniły. Przeszli wielką próbę, trudny sprawdzian, samych siebie i swojego związku. Nie ma śladu po cynicznym Wojtku i Aneta też jest zupełnie inna. Czy starczy im sił, by się nie pogubić w tym bezkresie emocji? Czy pokonają obezwładniającą bezsilność, która tylko ich od siebie oddala? Może, jednak, dzięki życiowemu doświadczeniu, będą zdolni odnaleźć w sobie uczucie empatii i pomyślą, jak dawniej, jeden o drugim, tak mądrze, odpowiedzialnie i dojrzale? Czy silnie odczuwalna niemoc i beznadzieja, przechodzące, coraz częściej w pretensje, złość, będą im kazać zadbać każdemu o siebie?

"Miłość na szkle" to historia mocno osadzona w dzisiejszych realiach, ukazująca drogę do dojrzałości, oznaczoną drogowskazami priorytetów, wartości, pragnień, marzeń i możliwości. Umiejętność dokonywania właściwych wyborów, z uwzględnieniem pragnień i uczuć, nie tylko własnych, ale tej drugiej, ważnej dla nas osoby, nie zatracając  zdolności do kompromisu. Aneta i Wojtek odczytują napisy z drogowskazów, choć trochę powykrzywianych, ale stojących jeszcze wciąż przy ich wspólnej drodze. Tylko, czy nie przeoczą tych kilku znaków ostrzegawczych?. Zanim staną na rozdrożu i przyjdzie im podjąć tę ostateczną decyzję, w którą stronę skręcą, i czy razem, czy osobno?...Gdzie jest ta miłość- "kiedy jedno spada w dół, drugie ciągnie je ku górze"...?

  Pomimo spiętrzenia przeciwności losu, wielu dylematów, z jakimi przyszło się zmierzyć bohaterom "Miłości na szkle", pomimo totalnej mej niezgody na to, co ich spotkało, momentami wybuchałam, właśnie...śmiechem. Jeszcze raz muszę to podkreślić, jestem pod wielkim wrażeniem umiejętności pisarki, dzięki którym potrafiła zgłębić życiowe problemy swoich bohaterów w niekonwencjonalny sposób, nie ujmując niczego z powagi swego przekazu. Przyznam się, że miałam wielką ochotę w podobnej konwencji napisać swoją opinię, ale niestety, nie wyszło. To wyższa szkoła jazdy. Dlatego koniecznie przekonajcie się sami, jak niezwykły warsztat literacki i niesamowite pióro posiadła Barbara Sęk. Przeczytacie w trzy dni, albo i krócej, a zapamiętacie na trzy lata, albo na dłużej...Bo w tym właśnie  "Sęk"!

* Serdecznie dziękuję pisarce Barbarze Sęk za udostępnienie mi egzemplarza recenzenckiego i możliwość wyrażenia opinii przed premierą książki, która przypada na dzień 18 lutego 2015.

Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

czwartek, 12 lutego 2015

"Mała Zagłada"- Anna Janko

Okładka książki Mała Zagłada Autor: Anna Janko
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 15 stycznia 2015
Ilość stron: 264


   Zabrałam ci twoją historię, mamo, twoją apokalipsę. Karmiłaś mnie nią,
gdy byłam mała, szczyptą, po trochu, żeby mnie tak  całkiem nie otruć. Ale się uzbierało. Mam ją we krwi...
                                              cyt.: "Mała Zagłada"- Anna Janko



    "Unde malum"- "Skąd się bierze zło? Jak to skąd? Z człowieka. Zawsze z człowieka . I tylko z człowieka."

    Strach potrafi  zawładnąć człowiekiem, opętać, tak silnie, że człowiek boi się, sam nie wie czego, boi się siebie samego. Obsesja rodzi fanatyzm, a sam fanatyzm, to już jest zło. Ktoś zdolny do czynienia największego zła, chce wyzbyć się swego strachu, chce, by ktoś drugi bał się jeszcze bardziej. Obarcza strachem swą ofiarę. Strach trzyma się jej kurczowo. Ofiara jest bezradna. Strach jest bezradny do tego stopnia, że potrzebuje wielu ofiar. Chwyta się zatem kogo tylko może, tych, którzy są najbliżej...

Taka refleksja zrodziła się we mnie na trzeci dzień po przeczytaniu "Małej Zagłady" Anny Janko. Książka wzbudza tak silne emocje, że trudno je zwerbalizować. Polecić lekturę innym trzeba, koniecznie, ale co napisać...?

"Strach jest dobrym suflerem zbrodni."
Niemcy domyślali się, że mieszkańcy wsi Sochy, na Zamojszczyźnie, sprzedają broń partyzantom, ukrytym w roztoczańskich lasach. Zrobili prowokację, wysyłając dwóch konfidentów przebranych za partyzantów. Niemcy bali się sprawnie działających grup Armii Krajowej  Batalionów Chłopskich. Niemiecka psychoza strachu rosła. Musieli się z niej wyzwolić...

1 czerwca 1943, wczesnym świtem, zeszli ze wzgórz, otaczających 88 domów wsi Sochy, by ukarać ich mieszkańców. Strzelanina przerwała, dla wielu z nich, ostatni w życiu sen, a tym, co cudem ocaleli, zapewniła koszmary lub bezsenność- do wyboru.

"Wstawajcie, coś złego się dzieje...! Wstawajcie, wioska się pali...! Niemcy schodzą z góry...bydło trzeba ratować, gonić do sadu...Wstawaj Renia, ubierz dzieci..."

Te nawoływania zostały zagłuszone  przez strzały z karabinów, a gdy oprawcy się wycofali, nadleciało dziewięć samolotów, by zrównać wioskę z ziemią. Huki przeraźliwe, niekończące się śmiercionośne odgłosy. A potem nastała cisza. Jeszcze straszniejsza...

Renia- dziewięcioletnia Terenia Ferenc przeżyła i jej pięcioletni braciszek-  Janek, i trzyletnia siostrzyczka Krysia, zwana Kropką. Trzymając się za ręce, przeszli obok zamordowanych rodziców, widzieli ich śmierć. Sochy zamieniono w zgliszcza. Ocaleli nieliczni dorośli i garstka dzieci.
"Miały szczęście te zabite i te niezabite dzieci soszańskie..."

Anna Janko, autorka "Małej Zagłady", wraca do tej okrutnej chwili, wyobrażając sobie, że to ona tam była. Jakąś cząstką siebie była tam, razem z Renią Ferenc, szła po jej małych śladach. Renia- Teresa Ferenc jest matką pisarki. Razem tworzą wspólną, wstrząsającą opowieść o tym, co się wtedy stało w Sochach i o tym, jak wygląda życie po wyjściu z piekła wojny. Bo to, co się wówczas, z całych sił uczepiło Reni, potem bez litości, atakowało jej córkę. Pisarka odważnie zmaga się z historią, z traumą tamtych zdarzeń. Chce poznać każdy szczegół, złapać każdy przebłysk czyjejś pamięci, z czego tworzy obraz, tak prawdziwy, że aż nieprawdopodobny. Wsłuchujemy się, wraz z nią, w każdy głos, szept, w ciszę. W tę przejmującą ciszę, która nastała po bombardowaniu wioski i którą Renia niosła długo, nie mogąc wypowiedzieć słowa. W ten niemy, "bezdźwięczny krzyk."
Jestem pełna podziwu, jak trudnej, bolesnej i wielkiej  rzeczy podjęła się Anna Janko. Dzieli się z nami swoją schedą, bagażem przeżyć, myśli, wspomnień, refleksji, pytań, bo nam przecież też się jakaś cząstka tego spadku należy... Po to, byśmy wiedzieli. Po to, byśmy pamiętali.

 Pisarka prowadzi dialog z matką,  raz szuka u niej potwierdzenia, następnym razem przypomina matce, to, co jej pamięć pogubiła, a inni pamiętają. Każda pamięć pamięta inaczej. Przeżycia, wspomnienia,  mają tutaj swoje imiona, własne twarze i duże, przerażone oczy dzieci. Nie tylko soszańskich, ale z innych, równie apokaliptycznych miejsc, z różnych czasów. Bo to, co przeraża najbardziej, to prawda, że "wojna nie umiera. Tylko zmienia mundury." I przyjść może "TEN CZAS", kiedy decydują demony. Tak, jak w Sochach, tak i na Bałkanach, w Rwandzie, wioskach afgańskich u stóp twierdzy Tora-Bora, w czeskich Lidicach, francuskim Oradour, wszędzie tam ginęły bezbronne dzieci.

Podążamy " zygzakiem"po mapie świata, za losem podobnym do ofiar z zamojskich Soch. Wchodzimy w meandry ludzkiej psychiki, nawet tej skomplikowanej, demonicznej. By tam znaleźć odpowiedź na najtrudniejsze z pytań.
"Nie ocalałam..."-napisała w swoim wierszu Teresa Ferenc, poetka, ocalała z zagłady Soch.
Ofiara cierpi, nie uwalnia się od bólu, gdy oprawca pozostaje bezkarny. Gdy brak zadośćuczynienia.
"no, ale jakaś mała ta wieś (...) Niby najstraszniejsza masakra na Zamojszczyźnie, jak w Oradour, jak w Lidicach, ale w efekcie jakby poza asortymentem..."

"Mała Zagłada", to trudna rozprawa z traumą "drugiego pokolenia". Anna Janko, córka Teresy Ferenc, dała radę. Dzielnie stawiła jej czoła. Znalazła sposób na nią, przekazując ją nam. Wiernie, prawdziwie, na ile pozwoliła jej empatia, miłość do matki i jej poetycka dusza.

Tytuł "Mała Zagłada", to sprzeczność sama w sobie. To oksymoron. To krzyk. "Ku pamięci."

Zapraszam na mój fanpage na facebookuhttps://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem
                                           

środa, 11 lutego 2015

"Dane jest nam życie, nie los."- Chwila z Wiesławem Myśliwskim

http://www.nina.gov.pl/images/nina_czolowka_archiwum1/dorwac-mistrza-mysliwski-181.jpgBAB6E85E9E86C675D13636AF.jpg?Status=Master&sfvrsn=2&temp=1381314805253

 "Ideałem byłoby napisać jedną książkę, książkę życia...i...umrzeć"

Tak się złożyło, że niechcący, napisał ich kilka i to z ogromnym sukcesem, i z pożytkiem dla polskiej literatury. Wiesław Myśliwski zdobył wiele nagród, w tym dwukrotnie został laureatem Nagrody Nike. Po raz pierwszy w 1997 roku za "Widnokrąg" i w roku 2007 za "Traktat o łuskaniu fasoli".

        Dwikozy pod Sandomierzem- "mój skrawek nieba"- tak mówi pisarz o miejscu swego urodzenia.
To miejsce, z którego pisarz wyrósł, z którego "wciąż płyną ożywcze soki w moją pamięć, w moją wyobraźnię, w moją krew." To credo, to wielka wartość, to siła o poczuciu przynależności.
Od dziecka zmieniał miejsca zamieszkania. Nie odczuwał tęsknoty do miejsc, do domu, bo nigdy nie zdążył się tak naprawdę przywiązać. Dwikozy będą zawsze tym miejscem szczególnym, najważniejszym.
Dał temu wyraz w swojej twórczości.
"Pióro pisarza nadało współczesnej polskiej wsi wyrazu, a jej mieszkańcom- godności, charakteru i magii."

  Debiutował  powieścią "Nagi sad" w 1967 roku, która od razu przyniosła pisarzowi rozgłos. Największą popularność uzyskał dzięki dwóm książkom "Kamień na kamieniu" 1984 i "Widnokrąg" 1996.

Okładka książki Nagi sadOkładka książki Kamień na kamieniuOkładka książki Widnokrąg


   Literaturę dzieli na dwa segmenty. Literaturę idei, to fabuła, intryga etc.oraz na literaturę języka. Ta druga jest pisarzowi bliższa. Literatura języka, to ta, która zawsze jest  o tym samym, o człowieku, o różnych wariantach ludzkiej egzystencji. Literatura, to proces dociekania, kim jesteśmy na przestrzeni dziejów.

Jako pisarz, gdy zasiada nad pustą kartką, tak naprawdę, nie wie o czym będzie pisał, o czym będzie książka. Jego pisanie, to improwizacja. Chciałby bardzo, żeby w końcu mu w to uwierzono.

Język jest najważniejszy.  Słowa. Włada nimi umiejętnie i trafia celnie. W najczulszy punkt, w najczulszą strunę, gdzie rodzą się emocje. Proste słowa składa w prawdy uniwersalne, egzystencjalne i wszczepia je w swojego czytelnika. Każde zdanie jest ważne, każde może być sentencją. To wielki dar...

(...) ile niewypowiedzianych słów przepadło na zawsze. A może ważniejsze były od tych wypowiedzianych (...) - cyt. z "Traktatu o łuskaniu fasoli".

http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2014/03/traktat-o-uskaniu-fasoli-autor-wiesaw.html
Okładka książki Traktat o łuskaniu fasoli 
     "Powtarzalność". Cóż to jest ta powtarzalność, którą zarzuca się pisarzowi? I kogo ona uwiera? Powroty do miejsc, zdarzeń, ludzi, do tego, co o nas stanowi, co nas kształtuje, kim jesteśmy dziś, choćby i były częste, czy można się tego wyzbyć?
To fundament, na którym trzeba budować zawsze i od nowa. Wielcy to potrafią i wcale się tego nie wstydzą. W moim odczuciu jest to niekwestionowany walor.

 Autor "Traktatu o łuskaniu fasoli" urzekł mnie swą gawędą, stylem, prostotą i głębią słowa. Obudził we mnie uśpione tęsknoty, a one powinny co jakiś czas się budzić...

"Wszystkie te miejsca poza człowiekiem to już nie są te same miejsca. Jedyne miejsce człowieka jest tylko w nim. Niezależnie, czy jesteśmy tu, gdzie indziej, czy gdziekolwiek. Teraz, czy kiedykolwiek. Wszystko, co na zewnątrz to jedynie złudzenia, okoliczności, przypadki, pomyłki. Człowiek jest sam dla siebie zwłaszcza tym ostatnim miejscem."- cyt. z "Traktatu..."


Twórczość Wiesława Myśliwskiego nie ma określonego adresata. Jest o człowieku, każdym, takim everymanie i dla człowieka, każdego.
Jednak musi nastąpić ten właściwy moment, kiedy czytelnik odbierze dogłębnie ten przekaz i poczuje wewnętrznie jego wagę, co wyzwoli w nim emocje, entuzjazm i wielkie uznanie dla Mistrza Słowa.
Tego nie można nikomu narzucić, na siłę przekonać. Tak, jak i sam pisarz, czeka na odpowiedni moment, by móc napisać książkę.

"dopiero, gdy człowiek naprawdę czuje, że nie ma już żadnego innego wyjścia (...) wtedy, kiedy jest się przekonanym, że ma się coś naprawdę do powiedzenia komuś drugiemu."- cyt. z "Ostatniego rozdania".

http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2014/03/ostatnie-rozdanie-autor-wiesaw-mysliwski.html
Okładka książki Ostatnie rozdanie 
 Bohater "Ostatniego rozdania" przeszedł już spory kawał swej życiowej drogi. Nie ma rodziny, domu, stałego miejsca. Ma swój stary notes. Rozlatujący się, pękaty od nazwisk, adresów, telefonów ludzi, których spotkał w życiu. Im notes stawał się grubszy od kolejnych kartek, tym on czuł się bardziej samotny. Stracił poczucie stałości w świecie, niepokoiło obumieranie instynktu przywiązania, martwiło uwieranie wszelkich związków. Dręczyły go niepewności, przerażała pustka. Snując swe monologiczne opowieści, wciąż wraca do swego notesu. Rozsypujący się notes związuje gumką, która z czasem kruszeje, zrywa się. Związuje wciąż nową. mocniejszą. Ale to nie guma scala luźne kartki notesu, cenne wspomnienia, to pamięć.
                                       Pamięć zbiera to wszystko w jedną całość- życie...





Materiały zbierane  przez długi czas, wszelkie notatki, ta cała "materia, leży sobie
 na kupie, jest martwa, dopóki nie wyda głosu". I ta myśl, to pierwsze zdanie, ono jest najważniejsze. "Pierwsze zdanie określa całą poetykę książki." Jeśli go nie ma, to nie można pisać.

Pisarz, snując swoje opowieści o człowieku, o jego drodze życiowej, wyborach, o tym wszystkim, co na niej spotyka, często boryka się z pojęciem losu. Kategoria losu jest jedną z jego "udręk".
Nie odpowiada mu definicja losu, jako przeznaczenia. Nie godzi się z tym wewnętrznie. Znaczyłoby to, że ktoś rządzi, decyduje i nie ma od tego "uchyleń"." Los jest, w gruncie rzeczy, rezultatem naszej świadomości. Jest kategorią intelektualną. Los jest zabiegiem naszego umysłu."
"Dane jest nam życie, nie los."- Życie nie jest czymś przypadkowym. Musimy się zdobyć, by wyeliminować przypadkowość, a życiu nadać rangę losu."

Tak, jak tajemniczy jest los, tak samo nieodgadniony pozostaje człowiek.  Można go rozłożyć na najdrobniejsze czynniki, związki chemiczne, to i tak nie będziemy wiedzieć o nim wszystkiego.
Odpowiedź na pytanie: Kim jest człowiek?, byłaby postawieniem tej przysłowiowej kropki nad...poznaniem w ogóle. I dzięki temu, zawsze będzie o czym pisać. Literatura, jako sztuka, nie zniknie. O tym jest Wiesław Myśliwski przekonany.

I, żeby tylko można było kupić żyletki, te zwykłe, do"zastrugaczki", do temperowania ołówków.
Bo ciekawostką jest, że pisarz wiernie pisze ołówkiem, chemicznym 3H. A właściwie, jak mówi, "pisze gumką". Skreśla gumką i dalej pisze. Skreślone zdania go irytują i zniewalają.

"Książki  to także świat, i to świat, który człowiek sobie wybiera, a nie na który przychodzi."
   cyt. z "Traktatu o łuskaniu fasoli."


Okładka książki PałacOkładka książki Requiem dla gospodyniOkładka książki Drzewo


" dopiero, gdy człowiek naprawdę czuje, że nie ma już żadnego innego wyjścia (...), wtedy, kiedy jest się przekonanym, że ma się coś naprawdę do powiedzenia komuś drugiemu." - See more at: http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2014/03/ostatnie-rozdanie-autor-wiesaw-mysliwski.html#sthash.GrqcMFQK.dpuf
" dopiero, gdy człowiek naprawdę czuje, że nie ma już żadnego innego wyjścia (...), wtedy, kiedy jest się przekonanym, że ma się coś naprawdę do powiedzenia komuś drugiemu." - See more at: http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2014/03/ostatnie-rozdanie-autor-wiesaw-mysliwski.html#sthash.GrqcMFQK.dpuf

poniedziałek, 9 lutego 2015

KONKURS NA RECENZJĘ LUTEGO

Napisz recenzję i weź udział w KONKURSIE NA RECENZJĘ MIESIĄCA! 


W lutym do wygrania biografia Marka Piekarczyka "Zwierzenia Kontestatora":





Zwycięska recenzja będzie pod koniec roku brać udział w konkursie na RECENZJĘ ROKU wraz z innymi zwycięskimi recenzjami z poszczególnych miesięcy!


Zasady konkursu:

1. Aby zgłosić recenzję do konkursu, należy przesłać recenzję dowolnej książki do 20 lutego 2015 r. na adres mailowy: myslirzezbioneslowem@gmail.com (temat wiadomości: KONKURS NA RECENZJĘ) wraz z imieniem i nazwiskiem osoby zgłaszającej. Jeden uczestnik może wysłać jedną recenzję w danym miesiącu - każda recenzja może być zgłoszona tylko raz do konkursu i nie będzie mogła brać udziału w kolejnych konkursach na recenzję miesiąca.

2. Do konkursu zostaną zakwalifikowane recenzje spełniające wymogi konkursowe (patrz pkt. 7). W jednym miesiącu zakwalifikowanych do konkursu może zostać maksymalnie 5 recenzji. Jeżeli zostanie nadesłanych więcej recenzji, zakwalifikowanych zostanie 5 recenzji, które będą wyróżniały się wysokim poziomem i będą według mnie najciekawsze. 

3. Recenzje zostaną jednocześnie opublikowane 23 lutego 2015 r. na blogu Myśli rzeźbione słowem w zakładce "KONKURS NA RECENZJĘ MIESIĄCA".

4. W konkursie zwycięży recenzja, która od momentu opublikowania zakwalifikowanych recenzji, do 28 lutego (włącznie) uzyska najwięcej polubień na Facebooku (przycisk "lubię  to" znajduje się pod każdą konkursową recenzją). Najlepszą recenzję wybierają więc sami czytelnicy! Zwycięska recenzja będzie pod koniec roku brać udział w konkursie na RECENZJĘ ROKU wraz z innymi zwycięskimi recenzjami z poszczególnych miesięcy.
Aby kliknięcia były naliczane, powinny być dokonane ze strony bloga Myśli rzeźbione słowem (wtedy mamy 100% pewność, że działa licznik polubień i udostępnień :). 

5. Jeżeli zostanie nadesłanych mniej niż 3 recenzje, zwycięzca będzie wybierany przeze mnie - według kryterium poziomu i jakości recenzji.

6. Autor/Autorka zwycięskiej recenzji otrzyma nagrodę książkową ufundowaną przez wydawnictwo Sine Qua Non.



7. Wymogi konkursu:

a. Recenzja max 2,5 s. - czcionka 12. (plik doc. - word) / jeśli recenzję zgłasza bloger to może być ona wysłana za pomocą linka do danego bloga, z podaniem imienia i nazwiska osoby zgłaszającej (jeśli autor recenzji nie życzy sobie ujawniania swoich danych osobowych to proszę wskazać "blogowy" pseudonim, który ma być ujawniony pod konkursową recenzją natomiast imię i nazwisko pozostanie do wiadomości organizatora. W przypadku blogerów, zgłoszona recenzja zostanie skopiowana na bloga Myśli rzeźbione słowem, jako recenzja konkursowa.
b. Recenzja musi być autorstwa osoby zgłaszającej ją do konkursu, nie może naruszać cudzych praw autorskich. Organizator nie odpowiada za ewentualne naruszenia praw przez uczestników konkursu. 
c. Recenzja nie może zawierać wulgaryzmów, treści obraźliwych etc.
d. Recenzję należy wysłać na adres mailowy: myslirzezbioneslowem@gmail.com (temat wiadomości: KONKURS NA RECENZJĘ)
e. Uczestnicy konkursu wyrażają zgodę na publikowanie ich recenzji oraz danych osobowych: imienia i nazwiska bądź pseudonimu.



Bieżące informacje na temat konkursu publikowane będą na fanpage'u bloga: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

W związku z powyższym zapraszam do polubienia strony, jak i zostania członkiem bloga Myśli rzeźbione słowem :).

Powodzenia!

Partner konkursu:



Nagrody fundowane wydawnictwo SQN można nabyć również za pośrednictwem księgarni internetowej: http://www.labotiga.pl/

wtorek, 3 lutego 2015

"W milczeniu"- Erica Spindler

Okładka książki W milczeniuAutor: Erica Spindler
Wydawnictwo: Harlequin
Data wydania: 16 stycznia 2015
Ilość stron: 496


      Szczęście  jest jak ocean: przypływy i odpływy. Wieczna zmienność losu

                                           cyt.: "W milczeniu"- Erica Spindler


          "Zostałaś osądzona i uznana winną szerzenia nieobyczajności. Nie przestrzegasz zasad , które wyznaje nasza społeczność . Musisz zapłacić za swoje grzechy." Tak brzmiało ostrzeżenie, pierwsze i ostatnie wypowiedziane wprost do ucha Elaine St. Claire , jawnogrzesznicy, pracownicy lokalnego baru, przesiąkniętej zapachem papierosów, alkoholu, tanich perfum i seksu. Dla takich, jak ona, "nocnych ptaków", nie było miejsca w miasteczku. Złowieszczą groźbą wymyślnych, bestialskich  tortur, przywódca Siedmiu, zmusił kobietę do "cichej" eksmisji z miasta.
"Uczciwość. Siła charakteru. Obyczajność. Oto zasady drogie każdemu dobremu obywatelowi i dobrej obywatelce Cypress Springs. Siedmiu niezłomnie stało na ich straży."
   Tak mocnym, dramatycznym akcentem prologu, wprowadza nas amerykańska pisarka Erica Spindler, w fabułę thrillera, swój ulubiony gatunek literacki.

     Po dwunastu latach, kiedy to wyjechała na studia, wraca do swojego rodzinnego miasteczka, Avery Chauvin, dziennikarka Washington Post. Okoliczności są smutne, bo przyjeżdża na pogrzeb ojca. Szanowany lekarz popełnił samobójstwo. Zginął okrutną śmiercią samospalenia. Mężczyzna ostatnio stronił od ludzi, zachowywał się dziwnie, popadł w depresję. Rok wcześniej zmarła jego żona, a matka Avery.
Córka robiła sobie wyrzuty, że niczego niepokojącego nie zauważyła. Choć byli ze sobą w częstym kontakcie telefonicznym.

   Porządkując dom, znalazła szkatułkę ze starymi wycinkami prasowymi, dotyczącymi zabójstwa  Sally Waguespack, dwudziestodwuletniej  kelnerki. Avery pamiętała to wydarzenie sprzed piętnastu laty. Kobieta została okrutnie zadźgana nożem. Ale dlaczego ojciec przechowywał notatki prasowe tak długo, schowane jak relikwie? Przecież sprawców ustalono. Dwaj bracia Pruitt, młodociani narkomani, zostali zastrzeleni przez policję podczas pościgu.
Fakt ten, jak i kilka niejasnych szczegółów wokół śmierci ojca, wyostrzyły jej dziennikarską ciekawość i czujność. Zasiały pewne wątpliwości, podejrzenia. Do tego stopnia, że przestała wierzyć w wersję samobójstwa.
Komu, zatem, mogło zależeć na jego śmierci?

   Miasteczko, miejsce oazy spokoju, staje się mrocznym, tajemniczym. Znów dokonano okrutnej zbrodni na młodej kobiecie. W niewyjaśnionych okolicznościach giną ludzie. W wypadkach samochodowych, na polowaniach, w utonięciach. Nieszczęśliwe wypadki. Nikt nie zostaje oskarżony. Napięcie wzrasta, gdy wszczynająca swe prywatne dochodzenie, Avery, jest nękana i straszona telefonami. Pełno tutaj kontrastów i zwrotów akcji. Dziennikarka łączy swoje siły z drugą kobietą, Gwen Lancaster, która podobnie, jak ona, działa na własną rękę, bada okoliczności śmierci swojego brata. On pisał doktorat na temat pozaprawnych form zaprowadzania ładu na przykładzie małych miasteczek. Zbyt dużo pytał. Zbyt wiele odkrył.
Intrygujące są tak liczne, tajemnicze zdarzenia, w okresie zaledwie kilku miesięcy. Czy to przypadkowe fatum zawisło nad miasteczkiem? Czy, może jakaś niewidzialna nić łączy je z przeszłością?

 To, czego dowiaduje się Avery od Gwen, swej nowej znajomej, na temat tego zacnego miasteczka i zacnych jego mieszkańców, brzmi niewiarygodnie. Powiało grozą i szaleństwem. A Avery, bliska była histerii.
Na szczęście, zawsze mogła liczyć na zaprzyjaźnioną rodzinę Stivensów. Stary, poczciwy Buddy, przyjaciel ojca, był szefem policji w mieście, a Matty, jego syn,  jej była sympatia, ubiegał się o posadę szeryfa.
W tym momencie, do głosu dochodzi  romantyczny element thrillera. Czy odżyje stare uczucie do Matta, stróża prawa, mogącego zapewnić jej bezpieczeństwo? Czy on tęsknił za nią? A może zrodzi się nowe, do jego brata bliźniaka, Huntera, drogą wzajemnego zrozumienia? Hunter, podobnie, jak Avery, czuje się samotny, odsunięty przez rodzinę, poróżniony z ojcem i z bratem. Pełen żalu i złych emocji.

  Pisarka prowadzi czytelnika ścieżką zawiłą. Zbliża nas do swych bohaterów, wprowadza do ich domów, do ich życia, do skrytych w zakamarkach myśli. Budząc w ten sposób pewne sugestie, pewność w jednej chwili i niepewność w następnej. Jest mistrzynią w tych zabiegach. Jak długo będziemy czuć się bezpiecznie, w tej małej, zamkniętej społeczności, gdzie wszyscy znają się, pomagają i ufają sobie? Z czasem patrzymy podejrzliwie na każdego z osobna, każdego poczciwego mieszkańca, tego poczciwego miasteczka. A Avery, czy jeszcze ufa im bezgranicznie?
Na czyją pomoc będzie mogła liczyć, w wyjaśnianiu okoliczności śmierci swego ojca? Czy w ogóle pozna prawdę? Czy zostanie przerwane długie, zaklęte milczenie...?

                Dziękuję Stowarzyszeniu  SZTUKATER.PL  za udostępnienie mi egzemplarza recenzenckiego.



Sztukater