sobota, 19 marca 2016

BAJ - O - DUŻENIE" Patrycja Prochot - Sojka

Bajodużenie - Prochot-Sojka PatrycjaAutor: Patrycja Prochot - Sojka
Wydawnictwo: MaMiKo
Data wydania: 21 grudnia 2015
Ilość stron: 207



   Proszę cię, zrób zdjęcia, jak już tam będziesz. Jeśli ci się uda, ześlij je z Niebios.

   cyt.: "BAJ - O - DUŻENIE" Patrycja Prochot - Sojka



Zacznę od przedstawienia autorki "Baj-o-dużenia". Sama, dzięki lekturze tej książki, ją poznałam. Patrycja Prochot - Sojka, bo o niej mowa, zafascynowała mnie od pierwszych stronic, swym magicznym stylem w pokazywaniu rzeczywistości. Krótka notka biograficzna zawiera imponujące informacje, dotyczące jej zainteresowań, wręcz pasji.

Patrycja Prochot - Sojka jest absolwentką Filologii Polskiej i Studium Literacko-Artystycznego. Wyróżniona na Międzynarodowym Festiwalu Opowiadania we Wrocławiu. Autorka reportaży z podróży. Dokumentowała losy Polaków na Syberii, w Turcji i na Ukrainie. Współautorka cyklu wystaw fotograficznych o rodakach mieszkających w Rosji i Stanach Zjednoczonych. Zbierając materiały do swej pracy literackiej, chętnie sięga do dawnych baśni i legend, zebranych podczas "podróży do ludzi". Kolekcjonerka wspomnień i bywalczyni miejsc magicznych.

Teraz, to nas, czytelników, zabiera w podróż do swego miejsca na ziemi, gdzie mieszka i pracuje.
Bowiem, wszystkie drogi, zdawać by się mogło, poznając bohaterów, prowadzą do Ziegenhal. Taką nazwę, do roku 1945, miało miasto Głuchołazy.

Podczas lektury, poznajemy stałych mieszkańców i tych, którzy mieli kierunek do tego miasta wpisany na drogowskazach, stojących przy ich życiowych drogach.
Miasteczko Ziegenhal w ówczesnych czasach, było zupełnie zwyczajne. Panuje w nim zastój. Zagnieździła się monotonia. Życie, jakby wcześniej zaplanowane, uporządkowane, biegnie swoim stałym rytmem, od świtu do zmierzchu. Jednak, było to osobliwe i magiczne miejsce.
Co, zatem było powodem, że ludzie do niego zajeżdżali i trudno im było je opuścić? Czy mieli swą drogę i kres zapisane gdzieś wyżej? Tak, jak od dawna, mieli zapisany swój los stali mieszkańcy tego miasta?

Rodzina zegarmistrzów Kleistów, miała władzę nad czasem. Jakob Mentz, księgarz, zapiski o swym losie miał w księgach. Szczęście, bogactwo, cały majestat rodziny Tieldenów, zależały od "ubrań szytych na miarę", od daru szycia ubrań na miarę ludzkiego losu. Taki dar posiadali kolejni potomkowie rodziny Maurów z Grenady. Służyli wiernie swoim wybawcom, ofiarowując swoje niezwykłe zdolności w podzięce za uratowanie im życia.Wielkość Tieldenów nie była im dana na zawsze. Bo, gdy urodziła się córka Margit von Tielden, słaba i chorowita, nic nie było już takie samo. Margit wcale nie chciała być ani bogata, ani tak ważna i podziwiana, jak jej rodzice. Odwaga dziewczynki jest przykładem na to, jak słabość można przekuć w siłę.

Bohaterowie książki  nawiązują kontakt werbalny z najważniejszymi w Królestwie Niebieskim.
Idąc do świątyni, wznoszą do Nieba swe żale, troski, bóle, pretensje, tęsknoty i prośby o ukojenie. Rozmawiają z Maryją, matką Boga, z Chrystusem, nawet z samym Bogiem. Okazuje się, że ci wszechmocni i wszechwiedzący, przedstawiciele Nieba, też, tak jak ludzie, mają swoje słabości i gorsze dni, kiedy to nie wszystko się udaje. Nabierają cech natury ludzkiej. Bóg i Maryja, w tej całej wieczności, mają dla siebie coraz mniej czasu. Maryja żali się, że ma problemy ze swym synem.

"Bóg dzieli po równo, ale czasami jest tak zmęczony, że może akurat coś pomylił, o czymś zapomniał. Wiesz, jest tylko Bogiem..."

Pomiędzy śmiertelnikami i Świętymi, wije się ścieżka, którą podąża Śmierć. Z nią też można prowadzić konwersację, można się z nią zaprzyjaźnić, można ją nawet pokochać. Śmierć była bliską przyjaciółką, może nawet kochanką konsula Hermana von Wittelsbacha, który przybył do miasteczka jako posłaniec cesarza Wilhelma II Hohenzollerma. Jakie intencje miała zimna, namiętna Śmierć wobec Hermana? A sam Herman, jakie pobudki nim rządziły? Czy mógł coś, dzięki ich związkowi, wynegocjować, coś ugrać? Przecież Śmierć wiele mogła, mogła dać godzinę w prezencie, albo zabrać o wiele więcej.

"Niewielu z miasta wyjechało. Jakoś nigdy im nie było po drodze do świata."


Niektórzy z miasteczka, przekonani byli, że na ich mieście, kończy się świat. Nawet nie potrafili sobie wyobrazić, co jest za horyzontem. Mieli swe małe szczęścia, które bardzo naciągali, by przykryć znacznie większe niedole i zdawało im się, że złapali Pana Boga za nogi.

Byli też tacy, których bardzo ciągnęło do wielkiego świata, choćby wyjechać do Breslau/ Wrocław. Jak Leonia, córka młynarza. Kiedy Henrich Fischer wsiadł do pociągu i wyjechał z miasta na uniwersytet do Getyngi, bardzo mu zazdrościła. Tęskniła za nim i coraz bardziej za wielkim światem. Dusiła się w ciasnocie swojego małego świata. Pragnie, za wszelką cenę wydostać się z niego. Napisała list, włożyła do butelki i wrzuciła w wodę rzeki Białki.

"Jestem Leonia, córka młynarza, Niech mnie ktoś uratuje."

Uwierało ją tutejsze życie. "Bycie przeciętną, to zagłada."
Uciekła z domu. Zabrała się z taborem Cyganów. Czy wielki świat czekał na nią z otwartymi rękoma? Była młoda, siedemnastoletnia, beztroska, pełna entuzjazmu. Wszystko ją zadziwiało, zachwycało, jak coś "zakazanego".
Za jej ufność do świata, do ludzi, za infantylność, przyszło jej zapłacić wysoką cenę. Duże miasto Breslau, dokąd się udała, zakpiło z niej. Uwiodło i oszukało.

Na fabułę składa się czternaście opowiadań z życia mieszkańców,  Ziegenhalls - wcześniej, Głuchołaz - później. Opowiadania mieszczą się w dwóch częściach książki: "Ziegenhals przed..." oraz "Głuchołazy po..."

Zawarta jest w nich cała magia, otaczająca bohaterów, ich wierzenia, obyczaje, folklor ludowy.
Pisarka wkradła się w wewnętrzne przeżycia i w podświadomość swoich bohaterów.
Dużo o ich stanie duchowym, o tym, co ich niepokoi, co stanowi traumę na całe życie, a co jest  marzeniem, mówią ich sny. Sny wielu z bohaterów, to znacząca przestrzeń, nierozerwalna cześć ich rzeczywistości. Sny, to zwierciadlane odbicie ich samych, ukazujące jacy są naprawdę.
Wprowadzone tutaj, przez autorkę, elementy nadnaturalne, irracjonalne, mityczne i baśniowe, wcale nie zniekształcają rzeczywistości. Pierwiastki zaprzeczające prawom natury i zdrowej logice, łączą się magicznie z realizmem i stają się jedną konstrukcją.

Niecodzienna atmosfera powieści, pisana w nurcie realizmu magicznego, przenosi nas w, niczym nieograniczony, świat wyobraźni. Wyobraźnia, to główny czynnik charakterystyczny dla tego nurtu w literaturze. Doskonale ją rozwija operowanie tym, co dziwne, niezwykłe, zaskakujące, jak i nawiązywanie do legend, mitów, duchów oraz lokalnych tradycji. 

Jestem zafascynowana tą lekturą. Lubię książki wywodzące się z nurtu realizmu magicznego, skłaniają do głębokich przemyśleń, refleksji. Za pomocą magicznych środków wyrazu, powstała mądra fabuła, mocno związana z problemami egzystencjalnymi, dotyczącymi nas wszystkich, a przez to uzyskuje wartość ponadczasową.

"Baj-o-dużenie" Patrycji Prochot-Sojki jest debiutem literackim, zasłużenie nagrodzonym Nagrodą Główną w Konkursie Promotorzy Debiutów - 2015, organizowanym przez „Tygodnik Powszechny” i Instytut Książki. 

Książka została zakwalifikowana do Literackiej Nagrody Europy Środkowej "Angelus" 2016. 


* Wydawnictwu MaMiKo, serdecznie dziękuję za udostępnienie mi egzemplarza recenzenckiego.


Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/

sobota, 12 marca 2016

"Ukochany z piekła rodem" - Alek Rogoziński

Okładka książki Ukochany z piekła rodem Autor: Alek Rogoziński
Wydawnictwo: Melanż
Data wydania: 23 marca 2015
Ilość stron: 272


"Joanna Szmidt sprzedała ponad pięćdziesiąt milionów egzemplarzy książek na całym świecie i zdobyła dwadzieścia prestiżowych nagród literackich. A pana jedynym osiągnięciem jest regularne zamienianie tlenu w dwutlenek węgla".   
                cyt.: "Ukochany z piekła rodem" Alek Rogoziński

                                       

 Na okładce książki widzimy młodą, rudowłosą kobietę w czerwonej sukience, w pozie świadczącej o jej wielkiej determinacji, z siekierą desperacko zaciśniętą w dłoni, zwróconą twarzą w stronę panoramy Warszawy.  Gotowa do realizacji swojego planu?

W "Ukochanym z piekła rodem" Alka Rogozińskiego ma miejsce zbrodnia, zbrodnia dokonana za pomocą siekiery.
Ofiarą jest Konrad, dwudziestosiedmioletni fotograf gwiazd, gwiazdorów i gwiazdeczek. Niczym po orbitach, krążą wokół niego, za wszelką cenę pragnące sławy, celebrytki. A on, aktualnie jest chłopakiem Joanny, czterdziestoletniej singielki, popularnej autorki romansów.
Jest też, powracająca jak bumerang jego była dziewczyna Agnieszka. Już rozglądała się za ślubną suknią, a tu taki cios! Ukochany dzwoni z wiadomością, że lepiej będzie, gdy o nim zapomni...

Już Prolog uchyla nam drzwi do piekiełka, z którego ukochany się wywodzi i zdradza makiawelistyczne pobudki Konrada, jak również to, co tak naprawdę jest obiektem jego pożądania, co tak naprawdę może w nim wzbudzić uczucie bezgranicznej, namiętnej miłości.

Joanna jest w szoku. Była bezgranicznie zakochana, przekonana, że podczas pobytu w Zakopanem, gdzie się poznali, znalazła swego księcia i to na całe życie, jak bohaterki jej sentymentalnych romansów. W dodatku, to ona odkryła zwłoki ukochanego w swoim domu, w kabinie prysznicowej.
Pojawia się wiele pytań i zagadek. Dlaczego? Kto? Jaki mógł być motyw tej masakrycznej zbrodni? W jaki sposób morderca wszedł do jej domu? Drzwi wejściowe były zamknięte na klucz.
Ukochana denata nie mogła bezczynnie czekać na wyniki śledztwa policji. Nie wierzyła w jej zaangażowanie i skuteczność. Postanowiła zatem, z pomocą swej menadżerki Betti (Beaty), wszcząć prywatne śledztwo. 

Planowanie mordu, sama zbrodnia, wiadomo, to ciężka tematyka.
Prowadzone w tej sprawie amatorskie śledztwo, mało, że nie wieje grozą, to komizm sytuacyjny i prowadzone dialogi, prowokują do śmiechu, wręcz rozbawiają.
Autor obrał niekonwencjonalną formę dla swojego kryminału. Z pewnością, to przemyślany i zarazem trafiony zabieg. Według pisarza, dobry kryminał to "dobrze skonstruowana i poprowadzona droga przez labirynt" , koniecznie "z domieszką poczucia humoru". Humor gra tutaj jedną z głównych ról. Jest pierwiastkiem nadającym lekkości dramatycznej fabule. Chociaż to powieść z "trupem w roli głównej", nie jest klasycznym kryminałem, a można ją uznać za komediowy kryminał.

Śledztwo w sprawie morderstwa biegnie dwutorowo, prowadzone przez policję, jak również przez dwie kobiety Joannę i Betty. Napięcie rośnie, proporcjonalnie z nim, rośnie nasza ciekawość. Autor nie prowadzi nas prostą drogą do celu, to niedozwolone, a właśnie wpuszcza nas w labirynt, a na każdym zakręcie, podejrzenie rzuca  na kogoś innego. Sprytnie! Zaskakująco!
Towarzysząca zwykle intrydze kryminalnej groza, ustąpiła nieco miejsca wszechobecnej rzeczywistości.
Rzeczywistości, przeglądającej się w krzywym zwierciadle. W konsekwencji, odbicie jest jej karykaturą.

Akcja książki ma miejsce w Polsce, w polskich realiach, by autor mógł zakpić z naszego show biznesu.
Alek Rogoziński, swoim wyostrzonym, dziennikarskim zmysłem obserwacji, podgląda świat celebrytów i dostrzega wszelkie jego mankamenty, śmieszności i absurdy.
Oglądana z bliska, zdeformowana rzeczywistość, nie jest już ani piękna, ani dobra. Niektórym powykrzywiały się drogowskazy, poplątały drogi i dawne ideały zboczyły w złym kierunku. Jak w gabinecie krzywych luster, ludzie i sytuacje z nimi związane, wyglądają zabawnie, śmiesznie, groteskowo, głupio.
Celebryci, którzy chcą świecić tylko zewnętrznym blaskiem, rzeźbią swoje ciało, idealne figury, z większym poświęceniem, niż zwoje, czy komórki mózgowe. Kreują się na swoje karykatury, pełne snobizmu i hipokryzji. Główne bohaterki książki, ale nie tylko one, są tego doskonałym przykładem.
Cenniejszy, nade wszystko, jest wygląd, markowe ciuchy i torebki. Prawdziwa przyjaźń, to tylko gra pozorów.
Joanna, pisząc swoje książki, miesza nielogicznie wątki, dziwnie splata losy bohaterów, łącząc w parę rodzeństwo, daje tym wyraz grafomanii. Poza tym, nie lubi swoich czytelników, ani spotkań z nimi.
Menadżerka Betti, promując książki swej pracodawczyni, wcale ich nie czyta.
Na pozór, nierozłączne przyjaciółki, tak naprawdę szczęśliwe są, gdy mogą od siebie odpocząć.

"Ukochany z piekła rodem", to debiut literacki Alka Rogozińskiego. Ciekawostką jest, że początkowo autor napisał "Ukochanego...", w mniejszej formie, dla magazynu "Party", dla redakcji, w której pisarz pracuje. Później, pierwotna wersja została rozpisana.
Książka ta jest pierwszą z serii kryminałów, w każdej następnej spotkamy się z Joanną romansopisarką i jej menadżerką Betty.
To moje pierwsze literackie spotkanie z Alkiem Rogozińskim. Udane. Wniósł, w moim odczuciu, pewne innowacje, co nadało literaturze świeżości przekazu. Znawcą kryminałów, to znów nie jestem. Czytam je od niedawna. Pisarz jest zafascynowany piórem Agathy Christie i Joanny Chmielewskiej i chciałby, by miały godnych siebie następców. By młodzi, zdolni, obdarzeni poczuciem humoru, wypełnili ogromną lukę, jaką pozostawiły po sobie.
Epilog, poprzez podróż Joanny na Korfu, zapowiada kontynuację jej losów w następnej części serii kryminałów.  Zapowiedź stała się faktem. "Morderstwo na Korfu" ukazało się 23 września 2015 roku. 
Autor zapowiada trzecią część "Jak cię zabić, kochanie?", która ukaże się w księgarniach na początku czerwca br. - czekam z niecierpliwością!

Książka genialna! Super relaks!

Bez urazy kogokolwiek, spotkałam po drodze pewne błędy redakcyjne, które nie powinny ujść uwadze korektora. Korekta była, sprawdziłam. No cóż, nazwa Wydawnictwa MELANŻ, czy nawiązująca do imprezy, czy mieszaniny form, kształtów i barw, w końcu zobowiązuje i wszystko tłumaczy. Ale to tak nawiasem mówiąc, bo prawda jest taka, że w ogóle nie przeszkodziło mi to w dobrej zabawie. Wierzę, że to tylko chochlik drukarski i następnym razem niczego nie zauważę. Kiedyś, to były załączane erraty.



* Książką zostałam obdarowana przez jej autora, za udział w JURY Książki Roku 2015, wybierające Książkę i Autora 2015 roku, przy organizacji Redaktorek "Książki zamiast Kwiatka". Byłam zaszczycona :)



Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem








piątek, 4 marca 2016

"Moje córki krowy" Kinga Dębska

Okładka książki Moje córki krowyAutor: Kinga Dębska
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 13 stycznia 2016
Ilość stron: 304




Błogosławiona niewiedza, zapomnienie, nieświadomość. Bez nich życie byłoby nie do wytrzymania.

                         cyt.: "Moje córki krowy" Kinga Dębska

Są w życiu sprawy, od których nie da się uciec, nie ochroni nas żadna niewiedza, ani zapomnienie. Choć są nieuniknione, to trudno jest wcześniej przygotować się na spotkanie takowych, a tym bardziej nie można, w żaden sposób, się znieczulić.

W powieści Kingi Dębskiej "Moje córki krowy" i jednocześnie w filmie, którego autorka jest reżyserem (reżyseria to jej zawód), stajemy w obliczu śmiertelnej choroby, utraty bliskich, konfliktu dwóch sióstr. To trudna tematyka, bolesna. Ciężar poruszonych problemów jest wielki. Aby łatwiej było go udźwignąć, Kinga Dębska, przekonana, że "człowiek jest istotą tragikomiczną", wprowadza humor, elementy tragikomedii. Tak, tak! Można czuć się zaskoczonym przez ten humor, bo to wielka sztuka. Jak przepleść strach, ból, cierpienie z humorem, śmiechem, żeby zachować naturalność i uzasadnioną powagę sytuacji? Można, bo śmiech jest naszym mechanizmem obronnym. Przybieramy, oszukując samego siebie, maskę pozorów, przyjmujemy pozę twardziela, a prawda jest inna, chcemy się pod tą maską pozorów schować, żeby było łatwiej.

Poznajemy dwie siostry, dorosłe kobiety, Martę i Kasię. Czytamy zapiski z ich dzienników, pisane w pierwszej osobie. Pisanie jest dla nich, swego rodzaju, terapią.  Rozdziały zatytułowane Marta, przeplatają się z rozdziałami o tytule Kasia. Nie uszło mojej uwadze, że ich imiona napisane są różnym charakterem pisma, a to też dużo mówi o bohaterkach. Marta (43lata) jest aktorką, samotnie wychowującą córkę. Od dzieciństwa postrzegana była za silną osobowość, dominującą, dobrze zorganizowaną, taką, co to w życiu da sobie radę. Młodsza o rok Kasia, wszystkiego Marcie zazdrościła, żyła w przekonaniu, że jest od niej gorsza i mniej kochana przez rodziców, pozostawiona na drugim planie. Prześladowały ją kompleksy. Szczęścia nie dawała jej ani praca nauczycielki, ani małżeństwo z życiowym nieudacznikiem, wciąż szukającym pracy, a i z synem ma coraz poważniejsze kłopoty. Kasia jest wrażliwa, sentymentalna, ze skłonnością do egzaltacji.

Siostry są tak różne, że same zastanawiają się, czy jedna z nich nie jest adoptowana?
Idą przez życie, każda swoją drogą, coraz bardziej oddalając się od siebie. Więzy krwi, to największa siła łącząca ludzi, dlatego najbardziej boli  nas cios zadany przez osobę najbliższą.
Co musi się wydarzyć, gdzie muszą się znaleźć, by spojrzeć na siebie inaczej, "nie z dołu, nie z zazdrością i porozmawiać jak siostry, jakby nigdy nie było kłótni, wojen, wzajemnej złości na siebie"?
Czy to im się uda?

"Rzeczywistość (...), jak zły pies. Warczy i wyje ". Ich wspólna rzeczywistość krzyczy z bezradności. Utrata matki, to największy ból. Wiem! Utrata dziecka dla matki, dla ojca, to strata nieporównywalna z żadną inną. Oby nikt nigdy...
 "Czy można znieczulić się na rzeczywistość, która nas przerasta"? I to bezlitosne zdumienie, towarzyszące cierpieniom po tak bolesnej utracie, że życie toczy się dalej, swoim rytmem, bez zmian, jakby nic się nie stało.
Kasia była z matką bliżej, mieszkała z rodzicami, ale Marta nie mogła pogodzić się, że tak mało znała swą matkę. Nie zdążyła się z nią zaprzyjaźnić. "Kim ona była ta moja mama"? "Nic nie będzie już takie samo". Niczego nie da się nadrobić. "Za krótko"!
Książka Kingi Dębskiej, to dwugłos, ciągle jeszcze analizujący ich wcześniejsze relacje, sięgające dzieciństwa, z podkreśleniem wzajemnych pretensji, złości, w ich mniemaniu, nienawiści nawet, no i wspólne, bolesne przeżycie, ukazane z dwóch perspektyw.

Tytuł "Moje córki krowy", został skrupulatnie przemyślany i według mnie jest bardzo trafiony, wymowny. "Tak do córek zwraca się charyzmatyczny, silny ojciec, ale to nie oznacza patologii, marginesu." W tych słowach jest "więcej miłości niż impertynencji". Córki bardzo kochają swojego ojca, jest on największą miłością obu sióstr, są z nim silnie związane emocjonalnie. 
Cios za ciosem. Ojciec załamany przeżyciami, sam zapada na poważną chorobę. Diagnoza: guz mózgu. Powoli przechodzi w inny wymiar, ma swój świat, do którego coraz trudniej córkom dotrzeć. Czy sprostają tak ciężkiej próbie?

"Dlaczego mówić na smutno o rzeczach nieuchronnych"? - do takich wniosków dochodzi autorka książki, a zarazem reżyserka filmu. "Nie lubię sentymentalizmu, czułostkowości, epatowania nieszczęściem"- mówi Kinga Dębska w jednym z wywiadów. "Nie jest to dramat psychologiczny a tragikomedia"- tłumaczy.
Żart stosuje tutaj, jako wentyl, żeby nie zwariować. Za pomocą czarnego humoru, obśmiewa rzeczywistość i siebie też. Autorka nie ukrywa, że inspiracją do stworzenia tej historii, były jej osobiste przeżycia. Ból, cierpienie duszy, trudno jest o tym mówić. Zatem pisanie było dla niej, tak jak i dla jej bohaterek, wyzwalającą terapią.

Każdego dnia, ktoś doświadcza podobnych przeżyć, zmierza się z walką o nadzieję, jak Marta, Kasia i ich ojciec. Ktoś utracił kogoś kochanego, a ktoś inny drży przed taką utratą. Każdy odbierze tę historię indywidualnie, ale z pewnością nie pozostanie obojętnym. Zapewniam, że ta książka będzie wielkim przeżyciem dla każdego, bez względu na to, czy ma siostrę, czy jej nie ma. Nie sposób oprzeć się emocjom, nasuwającym się refleksjom, nie sposób odpędzić silnie napierających myśli. Wprawdzie chwilami się uśmiechnęłam, na czym tak bardzo zależało autorce tej opowieści, ale nie pamiętam, która książka, wycisnęła ze mnie tak "słone" emocje. Choć moje  n i e p o k o j e  sprzed trzynastu lat, nigdy nie odejdą w zapomnienie, jednak teraz odezwały się gromkim głosem:

                                Bezsenne długie noce, co kiedyś były Twoje, 
                                nie oddam ich nikomu i teraz będą moje 
                                
                                Cierpliwa i pokorna czekasz na sen spokojny
                                 Słońce już dawno zaszło, a księżyc taki chłodny
                                                               (...)
                                Ciemno jest i cicho, cisza gra muzyką
                                Nuty gdzieś pobłądziły, wesołość swą zgubiły

                                Noce nieprzewidziane, nie jak kiedyś każde
                                Drżące, mokre, słone, dlatego są tak ważne
                                                               (...)            
                                                                  (wrzesień 2003) M.P.  




  Zapraszam na mój fanpage na facebooku:  https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem            
                                                         
Ciemno jest i cicho
Cisza gra muzyką
Nuty gdzieś pobłądziły
Wesołość swą zgubiły
               Noce nieprzewidziane
               Nie jak kiedyś każde
               Drżące, mokre, słone
               Dlatego są tak ważne - See more at: http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2014/04/niepokoje.html#sthash.ubz4drxT.dpuf

Ciemno jest i cicho
Cisza gra muzyką
Nuty gdzieś pobłądziły
Wesołość swą zgubiły
               Noce nieprzewidziane
               Nie jak kiedyś każde
               Drżące, mokre, słone
               Dlatego są tak ważne - See more at: http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2014/04/niepokoje.html#sthash.ubz4drxT.dpuf