niedziela, 26 kwietnia 2015

Recenzja konkursowa nr 4

Tytuł oryginału: Kroniki Ferrinu. Tom 5. Pani Ferrinu
Autor: Katarzyna Michalak
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania polskiego: 2015
Ilość stron: 266

autor recenzji: vyar



Muszę przyznać, że do „Pani Ferrinu” zabierałam się z ogromną ciekawością. Ferrin znany jest już szeroko osobom czytającym namiętnie fantastykę, ale i znany w sposób szczególny. Aby nie przesadzać z delikatnością: seria pani Michalak oceniana jest jako jedna z najgorszych w swojej kategorii. Czy dziwne jest więc, że musiałam sama się przekonać, co w niej takiego strasznego? Więcej: a może właśnie mi się spodoba, i będę mogła triumfalnie ogłosić „proszę Państwa, nie mieliście racji”? Tak więc, pełna mieszanych uczuć, zaczęłam czytać piąty i ostatni tom cyklu o Ferrinie, nie sięgnąwszy wcześniej po poprzednie.

   I w niczym mi to nie przeszkodziło.

   Pani Ferrinu, Anaela, żyje w swoim państwie wraz z mężem, Sellinarisem, otoczona dworem składającym się z ludzi, smoków, jednorożców, lwów, elfów, i innych takich… Ferrin zdaje się być połączony przedziwnymi portalami z Ziemią, i królewska para wiedzie życie w obu tych światach, w jednym i drugim na wysokim poziomie, jednak większość czasu spędzimy wraz z nimi w tym pierwszym. Sielankową egzystencję pięknej królowej burzy jedynie bliskość wrogów, nacji Lanorów, wciąż i wciąż zagrażającej jej wspaniałemu krajowi, a kulminacją tej wrogości jest moment, w którym zostaje porwana jej córka, Gabriela, i mąż. Pani musi ruszyć na ratunek i, wspierana przez przyjaciół, przemierzyć u boku wroga obcy kraj, odkrywając jego odmienne i często przerażające zwyczaje.

   Nie da się ująć w paru słowach tego, co w tej książce jest nie tak. Przyjrzyjmy się więc każdej kwestii z osobna.

   Po pierwsze, fabuła jest prosta. To byłoby dobrze, gdyby nie jej uparta powtarzalność. Nie wiem, jak było w poprzednich tomach, ale tu jest ciągle to samo: niemal każdy z bohaterów zostaje choć raz porwany, i to w niewiadomy sposób, z własnego łóżka. Ot, magia. Chociaż pani Anaela dopiero po jakimś czasie stwierdza: „To Lanorowie też znają magię!”. Serio.

   Właśnie, magia. Jakaś jest. Jakąś mocą się posługują. Jaką? Nie wiadomo. Królowa podobno jest potężna, ale poza rzucaniem niezbyt groźnymi kolorowymi błyskawicami właściwie nic nie robi. Portale na Ziemię dzieją się same z siebie, i chociaż przenoszenie rzeczy z jednego świata w drugie jest zabronione, zawsze się coś przeszmugluje. Przy założeniu, oczywiście, że strona lanorska jest czysta jak łza i czegoś podobnego nie robi, ba, nawet nie wie, że można. Jak błędne jest to założenie, okazuje się wkrótce, ale cóż z tego, skoro położenie wrót do magicznej wieży bogów w Lanorii można znaleźć w Google?...

   Po drugie, erotyka. Początkowo sądziłam, że książka będzie po prostu romansidłem w konwencji fantasy. Myliłam się, różowe książeczki dla kobiet jednak mają swój specyficzny, romantyczno-erotyczny klimat, natomiast tu jest to przedstawione w sposób suchy i pozbawiony wyobraźni. Pani Anaela jest zazdrosna o męża, który najchętniej przeleciałby pierwszą lepszą napotkaną ziemiankę, a i sama do świętych nie należy. Poza tym, kilka scen gwałtu potrafi obrzydzić wszystko, nie licząc nawet ogólnego jakby przyzwolenia na to. Przykład: pani Ferrinu skarży się ferrinśkiemu bogowi, że ten lanorski ją zgwałcił, na co bóg odpowiada „to może i ja ciebie zgwałcę?” Normalnie tylko załamać się idzie.

   Dalej, sposób, w jaki przedstawiono inne nacje. Na ziemi dwóch Ferrińskich książąt o ładnych buziach nie może się odpędzić od klejących się do nich w wulgarny sposób kobiet – i mężczyzn! – co zresztą wcale nie jest dla nich czymś niefajnym, natomiast Lanoria to królestwo, w którym kobiet jest malutko, i są chronione na sposób przypominający państwa Islamskie – chodzą w czarnych burkach, panna czy mężatka bez wora na głowie to nierządnica. Chwila, to nie wszystko. Scena, w której buntują się i ściągają zasłony… litości. Lanorscy mężczyźni na widok kobiety z odsłoniętą twarzą tracą rozum i zmieniają się w ukierunkowane tylko na seks zwierzęta. Zabijają się nawzajem o nie. Niestety, takie potraktowanie sprawy nie jest ani trochę ciekawe – jest obrzydliwe.

   Przechodząc do rzeczy bardziej technicznych, a mniej paskudnych – dialogi. Proste do bólu. Pomyślałby kto, że pani Anaela jest władczynią i będzie się ją darzyć szacunkiem, ale wszyscy zwracają się do niej jak do rozkapryszonego dziecka. Może miało być to zabawne, ale w moim odczuciu jest przesadne i niewłaściwe.

   Co o samych postaciach? Są nijakie. Naprawdę, ze świecą szukać można jakichś określonych cech charakteru, może jedynie Gabriela opisana zostaje jako rozpieszczone, wychowane pod kloszem dziecko, ale reszta to po prostu chodzące i mówiące manekiny, wszystkie takie same. Dochodzą do tego imiona – znaczna większość z nich zaczyna się na „S”, i przy ich ilości po prostu totalnie się mieszają. Ja do końca książki nie potrafiłam rozeznać się w tym, kto właściwie kim jest, mimo pomieszania ras i ról, które powinno dawać jasne rozgraniczenie. Sellinaris, Saris, Shine, Sirden, jeszcze paru innych, których po prostu nie sposób zapamiętać…

   Ale największą bolączką tej książki jest logika, a raczej jej brak. Bohaterowie zmieniają miejsca sami z siebie, będący w Ferrinie nagle zostają przemieszczeni do Lanorii, by znowu uczestniczyć w wymianie zdań w pierwszym z tych miejsc, natomiast jednoręki kat jest zdolny chwycić kogoś i jednocześnie przystawić mu nóż do gardła. Dwoma rękami. A potem znów ma tylko jedną. Cuda, proszę państwa.

   Czy znajdę w „Pani Ferrinu” jakieś dobre strony? Oczywiście, zawsze jakieś są. Książka, pomimo tylu wad, nie jest nudna, i czyta się ją lekko, czasem nawet bawi. Jest to, można powiedzieć, zjawisko w literaturze fantasy, coś niepowtarzalnego, bo przecież można w niej znaleźć kilka motywów, które, dobrze rozwinięte, mogłyby dać epicką historię, nawet jeśli autorka koniecznie uparłaby się przy zachowaniu dziwnie pojętej erotyki. Mnogość magicznych stworzeń jest ładnym akcentem, lwiany przywodzą na myśl Narnię, a jednorożce to po prostu najbardziej klasyczna z klasyk. Ciekawie potraktowano też smoki – przybierające ludzką postać, co może nie jest niczym wyjątkowym, ale zakładając mieszanie się ras i krwi już daje pole do popisu. Raksar, główny smoczy przedstawiciel, stanowił próbkę charakteru, jakiego u reszty postaci w tej książce nie uświadczysz. Kropla w morzu nijakości.

   Wspomniałam o specyfice języka, użytego w dialogach. Postacie zwracają się do siebie najczęściej w sposób żartobliwy, używając pozornych gróźb. Brzmiałoby to dobrze w relacji dwojga przyjaciół, od czasu do czasu, ale tu jest to nadużywane, wręcz stanowi standardową metodę wysławiania się bohaterów, przez co całość traci momentalnie na klimacie. Niestety, wygląda to też bardzo sztucznie. Jedyną chwilą, w której humor się autorce udał, jest rozmowa księcia Karina z sokołem-posłańcem. Inteligentny ptak dosłownie miesza z błotem dumnego człowieka, a jego słowa cechuje jednocześnie prostota i… wredny sarkazm. Jest to też moja ulubiona scena z tej książki – i jedyna taka.


   Czytając „Panią Ferrinu” nie napotkałam żadnych problemów w pojmowaniu wydarzeń czy postaci, których to problemów oczekiwałam, zważywszy na fakt, że jest to tom piąty, więc w perspektywie długich walk o ten kraj, pewne rzeczy powinny wymagać „douczenia się”. Nie wymagają. Powieść jest prosta, żadna to literatura wysokich lotów, a nawet i do tych średnich nie będzie się zaliczać. Poświęciłam chwilę na przyjrzenie się postaci autorki, jej dorobek literacki jest już dość spory i obejmuje głównie literaturę kobiecą. Mogłabym wysnuć wniosek, że Ferrin miał być zaliczany do nurtu kobiecego fantasy, ale postawienie go obok twórczości takich pisarek, jak choćby pani Norton, niestety nadal wydaje się nie do pomyślenia. Co mogę powiedzieć? Trudno mi określić jednoznacznie, że książka mi się nie podoba – jest słaba, ale nie nudna. Nie żałuję, że ją czytałam, i mam ochotę sięgnąć po inne pozycje z twórczości autorki, ale już z gatunku typowo kobiecych czytadełek, aby sprawdzić, czy bolączka braku logiki i dziwnego obrazu ludzi samych w sobie ich też dotyczy. Może to wkrótce zrobię. Z czystej ciekawości. Natomiast wielbicielom fantastyki poważne czytanie Ferrinu odradzam, choć z żartobliwym zmrużeniem oka.

sobota, 25 kwietnia 2015

Recenzja Konkursowa nr 3

 "Miasto ślepców" autorstwa Jose Saramago

autor recenzji: Magdalena Łatkowska



             Cała nasza  doskonale zorganizowana cywilizacja funkcjonuje prawidłowo, dopóki wszystkie jej elementy wirują według ustalonego systemu. Wystarczy jedna zmiana rytmu 
i już nie można dalej grać. Odpadasz. Przegrywasz. Z Miastem. Z życiem. Z tą różnicą, że w życiu nie możesz zacząć od początku. Przynajmniej bardzo, bardzo rzadko.
            Miasto. Zwyczajne. Gdzieś obok nas. Takie jak nasze. Dotychczas bezpieczne. Poukładane. Taka mała wewnętrzna unia. Kipiąca hipokryzja.
            Stłuczka samochodowa na skrzyżowaniu i początek końca. Kierowca niczego nie widzi i nieczego nie rozumie. Tylko białe mleko wokół. Ktoś mu pomaga i przy okazji okrada, z resztek mizernego poczucia godności. Złodziej wsiada do samochodu mężczyzny, parkuje, a po trzydziestu krokach ta sama biała mgła. Potem już jak kostki domina; lekarz okulista, dziewczyna w ciemnych okularach, zezowaty chłopiec, mężczyzna z przepaską na oku i inni. Wielu bezwładnych, przerażonych, bezimiennych i uśpionych, wpada kolejno na białą ścianę. Potem już wszyscy.
Ale zanim..
            I jeszcze żona lekarza. Jedyny świadek. Trochę jak pies - przewodnik. Nie prosiła się o to. Nie chciała. Wcale! No właśnie. Znów odniesienie do rzeczywistości. Bo zwykle przewodzą ci, którzy chcą, a nie, którzy powinni. O ironio.
            Zesłanie. Mechanizm się zaciął, więc należy go wyrzucić. Do szpitala. Zamknąć. Ogrodzić. Nie wypuszczać. Strzelać!
            Sami. Ślepi. W białym wyścigu przez niewidzialne korytarze do wolnego łóżka.
Do skrawka niczyjego koca. Do wolnego metra kwadratoweego. Z poszarpanym życiem
u szyi. A mówią, że człowiek, zwierzę stadne. Śmiać się chce.
            Pierwsi i tak mieli najłatwiej. Aż trudno uwierzyć.
Najpierw jednak komunikaty przez radiowęzeł, że żywność, że środki czystości, że koce.
Że trzy razy dziennie. Że uprasza się o. Potem kolejni. Wszyscy równi, każdy inny.
I znów żałosny pęd na kolanach do pierwszego, wolnego łóżka. Strach przed utratą tej jedynej przestrzeni wpija się głęboko pazurami w materac, na przekór potrzebom
i skomleniom natury. Jakieś to wszystko dziwnie znajome. Tylko może bardziej różowe
w tym śnie, który z takim upodobaniem wszyscy śnimy.
Dziki fetor. Obrzydliwa zgnilizna.
Prowiant się spóźnia. Kolejny dzień.
Niektórzy zdążyli się jednak zaaklimatyzować. We wcześniejszym życiu nie mieli szans, ale tu? Co tam smród! Prawo pięści. Najprostsze. Najdoskonalsze!
A w tym wszystkim ona. Dyskretnie prowadząca za rękę męża. Niemy świadek ziejącej kloaki. Najgorsza rola. Udawać, żeby przeżyć. Jakie to bliskie! Uciec, przed czułymi nosami dzikich bestii. Wciąż się to dzieje. Mnie właśnie teraz. A Tobie?
Następny transport. Nowi zagubieni. Uczta dla niektórych! Okup! Płacisz - jesz. Jakie to proste. Nie masz czym zapłacić? Nie jesz. Chyba, że płać żoną, w naturze. Cóż za zabawa!Żadnych hamulców. Jak to w życiu. Może tylko trochę bardziej jaskrawo. Mimo białego mleka.
            Rozszarpani przez własny system. Nic innego już nie istnieje. Niczego więcej nie ma. Tylko biała mgła wszędzie. Dla wszystkich. Oprócz niej. Dla niej piekło. Bynajmniej nie białe. Umazane fekaliami, śmiercią, łzami i krwią. Bardzo wyraźne. Dla odmiany.
            W końcu jeden cios, trafiony. Zaplanowany i skuteczny. Ileż można wytrzymać? Czy dalibyśmy radę? My, "cywilizowani", utopieni w naszych karierach? Czy potrafilibyśmy zapłacić cudzym życiem? Nawet, jeśli tak marnym? Po każdej kropce, po każdym przecinku, to samo dręczące pytanie. Bo przecież wciąż dopada nas obrzydliwa codzienność i próbuje odgryźć nasz słaby punkt. O tym cała ta historia.
            Szepty wokół, że widzi, rozchodzą się niczym choroba zakaźna. A tak bardzo chciałaby, jak inni. I znów. Nie lubimy być inni. To kosztuje. A my mamy tylko jedną karierę, jedną szansę. Ryzyko się nie opłaca.
            Wreszcie ogień, który kończy wszystko i zlizuje resztki zwierzęcego pomiotu.
Tułaczka po Mieście. Wychudzone i wylęknione puste oczy, które tak bardzo tęsknią, ale nie mogą natrafić na żadne czułe spojrzenie. Od domu, do domu. Nieme rozmowy i kąpiel
w strugach pachnącego deszczu. Dla nas w śmierdzącej kałuży.
            Oni, coraz bardziej wycieńczeni, potykający się o truchła niedojedzonych zwierząt
i smród rozkładających ciał. Wreszcie jakiś blask! Szary. Najpiękniejszy.
            Widzę! Potem już jeden po drugim.
            Teraz na mnie kolej, pomyślała. I białe mleko wokół niej.
Jeden za wszystkich, ale czy wszyscy za jednego?
            Okrutny żart losu. Eksperyment. Ślepcy, którzy patrzą i nie widzą. Może trzeba stracić wszystko, aby zobaczyć.
            Narracja. Jak zawsze. Bez nazw. Bez imion. Bez szczegółów. Jedynie przecinki
i kropki, które tak bardzo grają na emocjach.
            Ekstremalnie.
            Może zgaszę światło. Będzie mi się lepiej myślało. Szybciej zobaczę.
            Kropka. Przecinek, kropka.


Recenzja Konkursowa nr 2

Recenzja „Rozwiązłej” Jarosława Kamińskiego

autor recenzji: JOLANTA  DOMAGAŁA



Powieść p.t. „Rozwiązła” Jarosława Kamińskiego to jego debiut powieściowy, a zarazem jedna z lektur, które wzbudziły mój zachwyt i podziw.  Książka ta wykuła sobie w mojej świadomości jakąś tajemniczą przestrzeń , w której pewnie pozostanie na zawsze, bo nie sadzę bym potrafiła kiedykolwiek o niej zapomnieć…

Jest dokładnie taka, jak lubię – blisko człowieka, w znaczących momentach jego życia, wydobywająca na światło dzienne jego tajemnice, emocje, uczucia, wywracająca mu życie do góry nogami, albo odwrotnie – przywracająca go do pionu. Wszystko oplata jakaś magia, są odniesienia do historii, filozofii, religii. Jest klimat, jest liryzm, a czasem ostry pazur. Autor nie boi się drastycznych scen ukazujących okrucieństwo wojny czy niszczenie ludzi przez komunistów w ramach „budowania nowego porządku”. Odważnie przedstawia również seksualność swoich bohaterów.
Fabuła książki utkana jest z historii życia kilku osób, z których w moim odczuciu najważniejsze są dwie kobiety – matka i córka - Hanna Rogala vel Chaja Goldfarb i Zofia Rogala. Tak bliskie a jednocześnie zupełnie obce i nieznane. O dziejach Hanny dowiadujemy się pośrednio – z dokumentów, z przekazu zakonnic, z anonimów znalezionych w aktach, wreszcie z przekazu Edwarda Czerskiego - postaci tyleż ciekawej co kontrowersyjnej i bardzo ważnej z punktu widzenia opowiadanej historii. Losy Zofii śledzimy bezpośrednio. Hanna i Zofia choć fizycznie i mentalnie do siebie bardzo podobne – nie znają się, obie są osieroconymi dziećmi wojny i czasów nienawiści. Poszukują swej drogi, namiastki normalności, czegoś, albo raczej kogoś przy kim znalazłyby oparcie, swój upragniony azyl. Czy jednak jest to możliwe? Zwłaszcza, że trafiają na czarne dziury w historii. Holokaust, marzec’68. No i na panów z rodziny Czerskich…
Nie mogę nie wspomnieć o Zofii – polubiłam tę postać i dużo o niej myślałam. Wychowała się w domu dziecka, nie miała szansy zaznać ciepła rodzinnego domu . Przeciwnie – przecierpiała wiele - gwałt, upokorzenia, wyobcowanie. Znalazła się o włos od stoczenia w przepaść. By wyrwać się z kraju i bezsensownego, jej zdaniem, życia, była gotowa handlować własnym ciałem. Przypadek ją uratował. Przypadkiem też trafiła na książki, które stały się dla niej sposobem na ucieczkę od męczącej rzeczywistości. Po opuszczeniu domu dziecka ciągle goniła za czymś nie do końca sprecyzowanym, ulotnym. Szukała… Kiedy spotkała młodszego od siebie o dziewiętnaście lat Adama Czerskiego , w dodatku początkującego homoseksualistę, nie spodziewała się, że związek z nim zmusi ją do zainicjowania prywatnego śledztwa, do rozpoczęcia poszukiwań prawdy o sobie samej. I że ta prawda będzie tak wstrząsająca…
O niezwykłej urodzie „Rozwiązłej” stanowi, w dużej mierze, przepiękna narracja, zastosowanie czasu teraźniejszego, bardzo długich, wielokrotnie złożonych zdań, wymagających, co prawda skupienia i uwagi, ale za to jakże zachwycających i wręcz uzależniających. Zetknęłam się tu również z czymś w rodzaju „białej prozy”. Autor zrezygnował z większości znaków interpunkcyjnych. Dodatkowym atutem powieści jest bogactwo  metafor. Mamy tu liryzm na najwyższym poziomie, który sprawia, że czytanie „Rozwiązłej” sprawia ogromną przyjemność.

Podsumowując warto podkreślić, że Jarosław Kamiński podarował czytelnikowi niebanalną książkę o potrzebie życia w prawdzie, o dążeniu do znajomości własnych korzeni. Również o „chichocie” historii, która niestety bywa złośliwa w swojej chęci do powtarzania się czy, jak kto woli, do zataczania koła. Gorąco polecam „Rozwiązłą” – wyjątkowo udany powieściowy debiut Jarosława Kamińskiego.

Recenzja Konkursowa nr 1

Recenzja książki "Miłość, szkielet i spaghetti" autorstwa Marty Obuch

autor recenzji: graz2007




Jeśli ktoś ma chandrę, czy też doła, jakkolwiek by to nie nazwać, z całą pewnością powinien sięgnąć po książkę Marty Obuch pt. ”Miłość, szkielet i spaghetti”.
Głównymi bohaterkami są trzy siostry: Julia - psycholog, Dorota- studentka językoznawstwa oraz najmłodsza - Ewelina, pasjonująca się fotografią. Jeśli można by je jakoś opisać to cytat: „ ….każda potrafiłaby pertraktować z diabłem, i to tak, że wysłannik piekieł prędzej zjadłby własny ogon, niż ugrał cos dla siebie”. Wszystkie trzy w niecodziennych okolicznościach poznają Cezarego - antropopaleontologa, zajmującego się znalezionym szkieletem w klasztorze na Jasnej Górze. Począwszy od wypadnięcia „nieświeżego trupa’ z wieży klasztornej, poprzez zniknięcie szkieletu z wykopaliska wszystko implikuje niesamowite zdarzenia. Smaczku dodaje fakt, iż Dorota poszukująca pracy zostaje zatrudniona w samej paszczy lwa, czyli w domu mafiosa ps. ALDENTE. Szef mafii i jego ochrona życzą sobie oprócz opieki nad poszkodowanym ALDENTE  także gotowania dla wszystkich a, że Dorotka do gotowania ma dwie lewe rączki,  organizuje sobie pomoc z zewnątrz. Opisywane w książce sytuacje doprowadzają czytelnika do niekontrolowanych wybuchów śmiechu łącznie ze łzami w oczach. Akcja goni akcję, a nasze bohaterki pokazują swoje pazurki. Wszystko kończy się oczywiście pomyślnie, zagadki zostają wyjaśnione, a siostrzyczki poznają facetów, w których się zakochują.
Byłoby niesprawiedliwie,  gdybym nie wspomniała o postaciach drugoplanowych  takich jak:  komisarz Niecko, ciocia  Czesia , o mamie dziewczyn-Halinie oraz o charyzmatycznej  postaci,  profesorze Lesiaku.  Z przyjemnością stwierdzam, że narodziła się nam nowa autorka komedii kryminalnych. Jeśli ktoś czytał książki J .Chmielewskiej i lubi taki właśnie zwariowany styl,  zapraszam do tej lektury. Dobra zabawa gwarantowana,  a co poniektóre scenki na długo zapadają  w naszej pamięci.


piątek, 24 kwietnia 2015

"NA DNO"- Quentin Bates

Okładka książki Na dno
Autor: Quentin Bates
Wydawnictwo: C& T Crime & Thriller
Data wydania: 3 grudnia 2014
Ilość stron: 334


  ...Ostrzegam was tu i teraz... Nie akceptujemy tego...
Jesteśmy tutaj dzisiaj, aby zaprotestować przeciwko zbrodni na środowisku, która ma miejsce w naszym kraju i wbrew naszej woli... Odpowiecie...
                              Cyt.: "Na dno"- Quentin Bates




  Morskie islandzkie nadbrzeże. Czuć powiew bryzy i cierpki zapach wodorostów. Widać tylko zacumowane kutry. Wokół żywej duszy. Idealne miejsce... Idealny moment...
"- Csso się dzieje?"- bełkocze i zatacza się mężczyzna wyciągany na siłę z samochodu.
"- No dalej. Już prawie jesteśmy"- tłumaczy i wlecze go drugi mężczyzna.
"- G-g-gdzie jesteśmy?"
"-Już prawie na miejscu"- odpowiada, bardziej sobie, niż jemu.
Słychać głośny plusk, a potem znów cisza. Żadnych dźwięków z ciemnej morskiej czeluści.

Tak mocnym akcentem zaczyna się fabuła powieści brytyjskiego pisarza Quentina Batesa "Na dno". Powieścią tą rozpoczyna swój cykl islandzkich kryminałów z sierżant Gunnhildur Gisladóttir, zwaną Gunną, policjantką z islandzkiej prowincji w roli głównej. Obdarzona niezwykłą intuicją i wyjątkowo czułym policyjnym "nosem", rozwiązywać będzie kryminalne zagadki.

To Gunna została powiadomiona o odkryciu pławiących zwłok w pobliżu plaży.
Utonięcie? Wypadek? Samobójstwo? A może... morderstwo?
Jak dotąd, policja z małego posterunku w Hvalviku nie miała  wiele roboty, za wyjątkiem wypisywania mandatów za przekroczoną prędkość. Co innego w większych miastach, takich jak Keflavik, czy Reykjavik. Tam przestępczość wzrastała. Za sprawą imigrantów, kwitł handel narkotykami. Tam odbywała się prawdziwa policyjna robota.

Wyłowienie ciała mężczyzny urosło do rangi sensacji. Wzbudziło zainteresowanie dziennikarzy.
Śledztwem dowodzi sierżant Gunna.  Prowadzi je z  pomocą jednego policjanta Haddiego.
Nic im nie wiadomo o tym, co się tutaj stało. Ofiara jest anonimowa. Tatuaże na ciele E3 i V2 były wyznacznikami w ustalaniu tożsamości. Każda informacja jest na wagę złota. Zbierane są skrupulatnie. Pojawiają się nowe ślady, ale też i sporo wątpliwości. Można byłoby  uznać ogólnie przyjętą wersję, że to utonięcie pod wpływem upojenia alkoholowego, gdyby nie...
Największy znak zapytania stanowił sposób przemieszczenia się upojonego mężczyzny z baru w Reykjaviku,  gdzie był widziany o północy, w miejsce utonięcia oddalone o sto kilometrów.

Nadzorująca śledztwem policjantka kojarzy fakty, które dla innych uchodzić by mogły za zwykły zbieg okoliczności. Kilka miesięcy wcześniej zginął mężczyzna potrącony przez samochód. Sprawcy nie wykryto.
Obydwie ofiary łączyła praca. Byli energicznymi działaczami na rzecz ochrony środowiska, na rzecz Czystej Islandii. Nagłaśniali nielegalne działanie kooperacyjnych firm, producentów aluminium.

Cała intryga kryminalna rozwija się wokół mechanizmu władzy, układów biznesowo rządowych. Jak silne są jej wpływy, jak długie jej macki splatają się z łapami przestępców. W interesy inwestorów wplątani są politycy wysoko postawieni, z Ministerstwem włącznie. Korupcja na szeroką skalę. Każdy zagarnia ile się da. Bo jak w inny sposób wybudować hutę w centrum rezerwatu...? Ekolodzy protestują...
Śledztwo trwa. Gunna nie wierzy w wypadki, zbiegi okoliczności. Ślady prowadzą do prominentnych osobistości. Czyżby chciała otworzyć Puszkę Pandory? Czy ulegnie naciskom przełożonych, by zamknąć sprawę do szuflady? By nie drążyć? Uznać jednak wypadek?

Powieść może nie zawiera wszystkich elementów typowych dla mrocznych kryminałów, wielkich zwrotów akcji, z niespodziewanym wykryciem sprawcy, to jest oryginalną konstrukcją, wymykającą się pewnym tendencjom, dopracowaną w każdym szczególe. Z niewątpliwie zaskakującym zakończeniem.
"Na dno" jest przykładem skrupulatnie prowadzonego śledztwa, niczym mrówczej pracy. Krok po kroku. Śledzimy poczynania nieustępliwej policjantki. Namierza podejrzanego o podwójne morderstwo i depcze mu po piętach. Ma do czynienia z przebiegłym, chytrym lisem. Aby zmylić trop, odwrócić od siebie uwagę, potrafi być bezwzględny.

Gunna niestrudzenie lustruje monitoringi parkingów, lotnisk, wypożyczalnie samochodów, zdjęcia radarów. Podejrzenia policjantki potwierdzają wpisy "Skandalbloggera", przeplatające co jakiś czas główny wątek śledztwa. Blogger ujawnia nie tylko plotkarskie sensacje z salonów, ale przede wszystkim ważne informacje z kręgów rządowych i finansowych, kompromitujące wpływowe osoby. Tajemnica Poliszynela. Wszystko wszystkim wiadomo, tylko odbija się echem o nieprzeniknioną bezradność.
Czy bojowej sierżant uda się zburzyć mur niemocy, pokonać zmowę milczenia? Czy pozostanie nieustraszona, mimo nacisków, mimo zagrożeń?

Brytyjski pisarz Quentin Bates przybliża swemu czytelnikowi Islandię, którą się zachwycił, która mocno go zainspirowała. Pojechał tam w latach osiemdziesiątych na kilka miesięcy, a został na dziesięć lat. Założył rodzinę. Poznał islandzką prowincję i tamtejsze realia. Choć w roku 1990 wrócił do Wielkiej Brytanii, Islandię odwiedza regularnie. W swej książce opisuje nagły boom ekonomiczny, który zakończył się kryzysem w 2008 roku. Brakowało siły roboczej. Do Islandii napływali imigranci z Europy Wschodniej- Polski, Estonii, Litwy. Pogarszający się kurs waluty wpłynął na dalszą rotację imigrantów. Część wyjechała do Niemiec, do innych krajów, część pozostała.

Autor "Na dnie" wnikliwie analizuje stosunki międzyludzkie zbiorowej społeczności. Możemy dowiedzieć się przy okazji, jak postrzegani są przez Islandczyków Polacy. Pisarz ma kilku polskich przyjaciół w Anglii. W Polsce był już raz w celach biznesowych. Teraz chciałby przyjechać ponownie na spotkanie autorskie, by promować swą literaturę. Chciałabym mieć okazję śledzić dalsze poczynania sympatycznej, dzielnej sierżant Gunny. Kobiety z krwi i kości, która sama musi radzić sobie z trudami dnia codziennego. Jest wdową z dwójką dorastających dzieci. Nie rozczula się nad sobą. Imponuje swoją postawą na niwie zawodowej. Stwarzając taką postać Quentin Bates łamie pewne stereotypy. Bardzo jestem ciekawa jej dalszych losów i sukcesów. Może i awansów.




  Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Zmiana terminu do nadsyłania recenzji na kwietniowy konkurs

Uwaga nastąpiła zmiana terminu do nadsyłania recenzji na konkurs kwietnia! Recenzje można nadsyłać DO PIĄTKU (24 kwietnia).

piątek, 17 kwietnia 2015

KONKURS NA RECENZJĘ KWIETNIA



Napisz recenzję i weź udział w KONKURSIE NA RECENZJĘ MIESIĄCA!

W KWIETNIU do wygrania książka Michael’a Russella pt. "Miasto cieni”






Zwycięska recenzja będzie pod koniec roku brać udział w konkursie na RECENZJĘ ROKU wraz z innymi zwycięskimi recenzjami z poszczególnych miesięcy!

NAPISZ RECENZJĘ, WYŚLIJ I WYGRAJ NAGRODĘ!

Zasady konkursu:
1. Aby zgłosić recenzję do konkursu, należy przesłać recenzję dowolnej książki do 24 kwietnia 2015 r. na adres mailowy: myslirzezbioneslowem@gmail.com (temat wiadomości: KONKURS NA RECENZJĘ) wraz z imieniem i nazwiskiem osoby zgłaszającej. Jeden uczestnik może wysłać jedną recenzję w danym miesiącu - każda recenzja może być zgłoszona tylko raz do konkursu i nie będzie mogła brać udziału w kolejnych konkursach na recenzję miesiąca.

2. Do konkursu zostaną zakwalifikowane recenzje spełniające wymogi konkursowe (patrz pkt. 7). W jednym miesiącu zakwalifikowanych do konkursu może zostać maksymalnie 5 recenzji. Jeżeli zostanie nadesłanych więcej recenzji, zakwalifikowanych zostanie 5 recenzji, które będą wyróżniały się wysokim poziomem i będą według mnie najciekawsze. 

3. Recenzje zostaną jednocześnie opublikowane 25 kwietnia 2015 r. na blogu Myśli rzeźbione słowem w zakładce "KONKURS NA RECENZJĘ MIESIĄCA".

4. W konkursie zwycięży recenzja, która od momentu opublikowania zakwalifikowanych recenzji, do 30 kwietnia (włącznie) uzyska najwięcej polubień na Facebooku (przycisk "lubię  to" znajduje się pod każdą konkursową recenzją). Najlepszą recenzję wybierają więc sami czytelnicy! Zwycięska recenzja będzie pod koniec roku brać udział w konkursie na RECENZJĘ ROKU wraz z innymi zwycięskimi recenzjami z poszczególnych miesięcy.
Aby kliknięcia były naliczane, powinny być dokonane ze strony bloga Myśli rzeźbione słowem (wtedy mamy 100% pewność, że działa licznik polubień i udostępnień :). 

5. Jeżeli zostanie nadesłanych mniej niż 3 recenzje, zwycięzca będzie wybierany przeze mnie - według kryterium poziomu i jakości recenzji.

6. Autor/Autorka zwycięskiej recenzji otrzyma nagrodę książkową ufundowaną przez wydawnictwo Sine Qua Non.

7. Wymogi konkursu:

a. Recenzję można wysłać w formie pliku (doc) lub linku / jeśli recenzję zgłasza bloger to może być ona wysłana za pomocą linka do danego bloga, z podaniem imienia i nazwiska osoby zgłaszającej (jeśli autor recenzji nie życzy sobie ujawniania swoich danych osobowych to proszę wskazać "blogowy" pseudonim, który ma być ujawniony pod konkursową recenzją natomiast imię i nazwisko pozostanie do wiadomości organizatora. W przypadku blogerów, zgłoszona recenzja zostanie skopiowana na bloga Myśli rzeźbione słowem, jako recenzja konkursowa.
b. Recenzja musi być autorstwa osoby zgłaszającej ją do konkursu, nie może naruszać cudzych praw autorskich. Organizator nie odpowiada za ewentualne naruszenia praw przez uczestników konkursu. 
c. Recenzja nie może zawierać wulgaryzmów, treści obraźliwych etc.
d. Recenzję należy wysłać na adres mailowy: myslirzezbioneslowem@gmail.com (temat wiadomości: KONKURS NA RECENZJĘ)
e. Uczestnicy konkursu wyrażają zgodę na publikowanie ich recenzji oraz danych osobowych: imienia i nazwiska bądź pseudonimu.
Bieżące informacje na temat konkursu publikowane będą na fanpage'u bloga: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

W związku z powyższym zapraszam do polubienia strony, jak i zostania członkiem bloga Myśli rzeźbione słowem!

Powodzenia!

Partner konkursu:






Nagrody fundowane wydawnictwo SQN można nabyć również za pośrednictwem księgarni internetowej: http://www.labotiga.pl/


niedziela, 12 kwietnia 2015

"Gobelin" - Barbara Kosmowska

                             
Autor: Barbara Kosmowska
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2015
Ilość stron : 464



                                Źle, źle zawsze i wszędzie, ta nić czarna się przędzie, ona ze mną, przede mną i przy mnie, ona w każdym oddechu, ona w każdym uśmiechu, ona we łzie...

fragment "Moja Piosnka" - C.K.Norwid - cyt.: "Gobelin"- Barbara Kosmowska



              Anna, mieszkając w domu dziecka, wpatrywała się w przejeżdżające nieopodal wagony pociągów. Namalowała na ścianie świetlicy taki pociąg. Pociąg do innego, lepszego świata, gdzie ktoś na kogoś czekał, ktoś za kimś tęsknił. Było to dawno temu. Taka czarna nić. Teraz jest dojrzałą, czterdziestoletnią kobietą. Od piętnastu lat jest  żoną  sędziego Jerzego Molty, poważnego prawnika z twarzą "antycznej maski". Mieszkają w willi po jego rodzicach w Gdańsku, przy ulicy Miodowej.

Anna jest plastycznie uzdolniona, tka gobeliny. Jej praca, zatytułowana "Olśnienie", okazała się sensacją kulturalną i przyniosła jej sukces miary europejskiej. Praca, to jej największy sukces. W swej pracowni na strychu przeplata czarno białe wątki i osnowy, swoje smutki i jakieś też radości. Najczęściej rozmawia z kukułką, w chwilach, kiedy wyjdzie z zegara oznajmić upływający czas. Anna czuje się samotna. Jej mąż prawie nie zdejmuje togi. Utknął pomiędzy paragrafami, procesami, wyrokami. Ich światy biegły po dwóch prostych równoległych, bez szans na punkt wspólny.

Z przyjaciółmi spotykała się w "Ulu". To taka knajpa dla artystów. "Ul" i ulica Miodowa. Ironia losu!?
Życie na Miodowej wcale nie było słodkie. Anna zawsze czuła się tu obco. Jej artystyczna dusza dusiła się w  ośmiu antycznych  pokojach, przeglądających się w lustrach z mahoniowymi ramami. Sama też przeglądała się w takim lustrze. Szukała prawdziwej siebie. Z każdego kąta domu wyłazi zła aura przodków. I jeszcze ciotka Roma. Sztywna niczym posąg. Starsza pani pomieszkiwała u nich bardzo często. Nie lubiła Anny. Nie potrafiła jej zaakceptować. Po co ciotka wciąż wracała do willi na ulicy Miodowej?  Ile musi się zdarzyć, by mogły spojrzeć sobie w oczy? Ufnie, z empatią? By dotknąć swych dłoni z gestem zrozumienia? A przecież obie były jednakowo samotne...

Gdzie jest ta biała nić, której mogłaby się uchwycić? Widzi w oddali, w dalekiej przeszłości, postać swej matki. Z chwiejącą, podpartą głową. Słyszy jej łamiący się głos. Jej obraz wyłania się zza butelki. I drugi obraz, jakby drugiej mamy. Troskliwej. Która robiła Annie kanapki z ostatnim plastrem szynkowej. Zachwycała się jej rysunkiem.  Mówiła swej córce, "że najpiękniejsze są rude dziewczynki, bo mają charakter. Czy może pokochać obie, tak różne, matczyne twarze?
Nie może zapomnieć. Wplata tę nić w gobelin życia...

Był moment w życiu Anny, kiedy przędła nić białą, jak śnieg, ale się zerwała... Miała wtedy dwadzieścia lat. Przez kolejne lata czuła pustkę, smutek i winę. Nie zapomniała. Wplotła tę nitkę także...
A chwila, gdy zdjęła z palca ślubną złotą obrączkę, by rzucić, niczym kamieniem,"pełnym twardej zemsty." Prosto w szybę. W tę "znienawidzoną szybę" ich letniego domku w Okoninie, przez którą widziała jak na dłoni drugi świat swojego męża Jerzego. O dziwo świat bez togi, bez teki, bez paragrafów... Taki świeższy... zgrabniejszy... młodszy...
Przecież tego nie da się zapomnieć. Trzeba obowiązkowo wpleść czarną nić...

Jakiego koloru nicią był Michał? Dał jej tyle radości i tyle nadziei? Ale, czy mógł należeć tylko do niej? Czy będzie mógł dla Anny odejść od żony Agaty, dwóch synów i niepełnosprawnej córki Małgosi?
Życie nie jest biało- czarne...
"Dlaczego życie nie może być najpiękniejszą ze sztuk...?"
Życie Anny to "kupa poplątanej wełny". Trudna, skomplikowana kompozycja. Jej "niepokorny gobelin."

Butelkę z drogim alkoholem artystycznie oplotła nicią. Niech nie będzie taka pospolita. Piła z kryształowej szklaneczki. Luksusowo. Ekskluzywnie. W dobrych, markowych ciuchach, w szpilkach, z makijażem, wchodziła coraz dalej, coraz niżej, zapominając powoli o pozorach, o maskach, o sobie samej.
Gdzieś, z oddali dochodziły głosy przyjaciółek- Konstancji i Zuzanny. Ledwie słyszalne. Bo trudno przyjąć stanowczy, donośny ton wobec czyjejś słabości. Obwiniały się za swoją bezradność. Że coś przeoczyły i zostało za murem, który wzniosły między sobą.
Obydwie były ważne dla Anny. Konstancja była "kontrastem, granicą, określającą ważność rzeczy". Zuzanna była"światłem, grą cieni, ciepłem, przytulnością." A ona sama- nicią... Trzeba uwagi, kontroli, siły, by nie oderwać się od kłębka...

Barbara Kosmowska to wybitna polska pisarka. Ambasadorka i krzewicielka pięknego języka literackiego. Zachwyca mnie, jak potrafi przeplatać słowa, tworząc frazy, a one kolejny i kolejny literacki gobelin. Kompozycję, w której każda nitka ma swoje miejsce i wielkie znaczenie.
"Słowa są jak nitki, potrafiące gmatwać i plątać najprostsze obrazy, niczym niepokorna ręka losu, o której ludzie zwykli mówić wiele złego..."
Artystycznie wplata w osnowę życia Anny wątki dotyczące bliskich jej osób wraz z ich problemami, przemyśleniami, decyzjami. Tworząc współzależną żywą tkaninę...

Pisarka porusza tematy ważne. Na przykładzie Anny, wyraźnie pokazała jaki wpływ wywiera na nas dzieciństwo, dom, w którym przyszło nam tworzyć swą wizję świata. Jak trudno jest się od tego odciąć.
Jeśli było coś trudnego, bolesnego, coś, czego wówczas nie można było udźwignąć, często się do tego wraca. Tak jaj musiała wrócić Anna. Do przeszłości, do tego miejsca... Po wspomnienia, po tamten ból. Bolało. Nie mogła bez znieczulenia. A potem... Zraniona dusza. Pustka. "Poczucie porzucenia, odepchnięcia, bezużyteczności, przenoszonej z jednej pijackiej nocy na wszystkie pozostałe... a być może na całą resztę życia." Te razy odebrane od życia, upadki, zwątpienia. To właśnie taki moment, taka chwila, gdy stać nas na wszystko. Jesteśmy nawet zdolni... Najczarniejsza z nici...
Gdyby nie ten przebłysk jednej myśli. Nadzieja. Ratunek. Biała nić...

Barbara Kosmowska dotykając bolesnych, gorzkich prawd o życiu, nakierowuje swoich bohaterów, jak również czytelnika, na ten magiczny punkt zwrotny. To miejsce, gdzie trzeba się zatrzymać, po coś sięgnąć, podnieść. Coś zostawić, a coś odrzucić. Coś zmienić. Jej bohaterowie balansują niczym na linie. Walczą. Bo zawsze warto. Warto zawalczyć o swoją godność, o szacunek tych, którzy nas kochają, o siebie. Przyjaźń i miłość naszych bliskich to nici najmocniejsze. Scalają ze sobą i wątki, i osnowę w jedną zwartą strukturę. "Piekło i Raj". Wszyscy i wszystko wplecione. Bo "nie wszystko można wypruć..."



* Powieść Barbary Kosmowskiej "Gobelin" wydano w 2002 roku a teraz, w 2015 została wznowiona w nowej graficznej szacie. Polecam gorąco zarówno "Gobelin", jak wszystkie pozostałe książki pisarki. Każda jest literacką ucztą.



Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem





środa, 8 kwietnia 2015

"Złodziej dusz. Opowieści niesamowite."- Anna Klejzerowicz

Autor: Anna Klejzerowicz
Wydawnictwo:Maszoperia Literacka
Data wydania: 2009
Ilość stron : 176

         "Nigdy nie słyszałaś, że fotografia kradnie duszę? (...)
Ma aurę, można to zobaczyć, to dlatego da się odczytać losy ludzi na podstawie zdjęć; nie tylko losy, także choroby, cechy osobowości, wszystko!
Zdjęcia mają aurę, tak jak żywe istoty, a ta aura jest identyfikowana z duszą...
                cyt.: "Złodziej dusz. Opowieści niesamowite."- Anna Klejzerowicz




Zbiór 21 krótkich opowiadań- opowieści niesamowitych. Magicznych. Tak, jak magiczna jest liczba 21. Symbol jednostki dokonującej wyboru między światem ducha i światem materialnym, między dobrem a złem. 21 gramów, wielu uważa, jest ciężarem, jaki posiada dusza. Każdy z bohaterów opowieści, podobnie jak każdy z nas, ma swój, mniej  lub bardziej wymarzony świat. Uczymy się go, poznajemy. Ogarniamy go wszystkimi swoimi zmysłami. Tworząc sobie bezpieczną enklawę. Dopóki nie nadejdzie ta chwila... Dopóki nie dojdziemy do tego miejsca... Dopóki coś tego nie zmieni...

To, co dotąd było twardą, namacalną rzeczywistością, zrozumiałą, logiczną, nagle rozrzedza się, rozmywa, ginie we mgle...
Jadąc nocnym tramwajem, który, tak naprawdę od dawna już nie jeździ, idąc po czyichś śladach na śniegu, patrząc w okno na poddaszu, czy przechodząc przez stare drzwi donikąd, przenosimy się w inną czasoprzestrzeń. "Czas jest przerażającą siłą."

Podczas tej wędrówki w nowy wymiar, oswajamy się z panującą tam dziwną ciemnością, pustką, wsłuchujemy w ciszę, spokój absolutny. Próbujemy zgłębić tajemniczość tego stanu. Nagle, gdy wzrok przyzwyczaja się do ciemności, widzimy więcej, światełko, cel...
 Poszukujemy drogi, dojścia. Odczuwalna jest nagle dziwna więź z danym miejscem, tęsknota, nostalgia. Jakoś dziwnie to wydaje się nam znajome, bliskie. Jakby znalazło się coś cennego, utraconego.

Takimi ścieżkami, w głąb tajemnicy, w marzenia, w głąb świadomości, w siebie samego, w głąb duszy nawet, poprowadzić nas może nikt inny, tylko Anna Klejzerowicz. Autorka w swych opowiadaniach tworzy świat, w którym atmosfera tajemniczości, grozy, lęku, miesza się z tęsknotą, ciekawością, nadzieją, próbą przeniknięcia go, choćby w małej części.
"Może są różne rzeczywistości..."

Granice pomiędzy światem realnym a fikcją, dla każdego przebiegają w innym miejscu. I każdy też różnie postrzega zjawiska, jakie mogą tu zaistnieć. "Wiesz, jak to mówią: są rzeczy na ziemi i niebie, które nie śniły się filozofom..." Mogą tu być głosy, przez kogoś słyszane. Mogą być obrazy, przez kogoś widziane. Może krążyć energia, którą ktoś poczuje. Energia, która chce nas ostrzec, uchronić przed czymś. Może błądzą, jak we mgle postaci, takie, co to "być może zawsze należały do innej rzeczywistości, a chwilowo tylko zagubiły się w naszym świecie."

"Złodziej dusz. Opowieści niesamowite", ta mała książeczka wciągnęła mnie totalnie w swą magiczną, paranormalną aurę, utwierdzając w przeświadczeniu, że w krótkich, małych formach, zwykle zawartych jest wiele treści. Każde z tych opowiadań, to fascynująca historia z pierwiastkiem egzystencjalnym, z zabarwieniem filozoficzno psychologicznym, z treścią bliską nam wszystkim, nad którą warto się zatrzymać i zadumać. Gorąco polecam, ku refleksji. Książka wydana była w 2009 roku i z pewnością trudno będzie ją zdobyć. Jeśli kogoś zachęciłam, to podaję linka do miejsca, gdzie właśnie jest osiągalna, sama nabyłam ją kilka dni temu. http://maszoperia.org/literatura-piekna/16-anna-klejzerowicz-zlodziej-dusz-9788362129300.html



Zaprasza na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem