piątek, 30 grudnia 2016

"Kolonia Marusia" Sylwia Zientek

Okładka książki Kolonia Marusia  Autor: Sylwia Zientek
  Wydawnictwo: W.A.B.
  Data wydania: 23 listopada 2016
  Ilość stron: 240 



-Chcesz pisać o Wołyniu, ale tak naprawdę ciągle czujesz potrzebę pisania o swojej matce?-pyta K.
-Tak, masz rację. Tak naprawdę piszę o matce...
Nie byłaby tym, kim była, gdyby nie trauma Wołynia.
A gdyby nie jej skrzywiona psychika, ja byłabym inna, a także moja siostra, jej córka i moja córka...-mówię.

                cyt.: "Kolonia Marusia" Sylwia Zientek
"Być może potrzebny był czas...", by opowiedzieć o "Miejscach, których nie ma". Ale były. Kolonia Marusia była niewielką osadą na Wołyniu. 
Nie ma już tamtej "idyllicznej krainy", jaką opiewał w swych wierszach ówczesny poeta Józef Czechowicz.
Nie ma już "chat pachnących stepem", "złotych kołaczy", "perłowego stepu nieba". Nie ma. A może i jest jakaś cząstka..., może odrosły "gałęzie pachnące szczęściem, może i jest..., ale nie ta sama, bo "na wieczność skaziły ją krwawe żniwa i krzywda pomordowanych".

Każdy ludzki los, związany z okrucieństwem wołyńskiego piekła, to odłamek naszej bolesnej historii.
Każde wspomnienie, każda opowieść, pomimo zawartego w sobie okrucieństwa, a może właśnie dlatego, przekazana została przez świadków tamtych zdarzeń po to, by pamiętać.

Sylwia Zientek napisała książkę bardzo osobistą. Opowieść zawarta w "Kolonii Marusia" jest konsekwencją wstrząsających przeżyć jej rodziny, wojennej traumy dziadków, Władysława i Konstancji, strzępów pamięci matki, lęków związanych z tym, co za nimi, i z tym, co dopiero nastąpi. Jaki czeka ich los, teraz, kiedy spalono ich gospodarstwo, dom, cały dorobek życia i przyszło opuszczać ziemię, gdzie przyszli na świat i udać się w nieznane?
Książka jest dowodem na to, jak głęboko tkwią wojenne rany. Niezabliźnione, pomimo upływu czasu, bolesne dla potomków, czujących na swych plecach ziejący oddech przeszłości.
Okrutna, bezwzględna wojna okalecza duszę.
Kim byłaby Halina, córka Konstancji, a matka Sylwii, gdyby nie wspomnienia tamtych chwil, wspomnienia śmiertelnie przerażonej twarzy dziewczynki, rozmodlonej w trakcie któregoś z masowych pogrzebów, które latem czterdziestego trzeciego odbywały się na Wołyniu co kilka dni. Obrazy niezatarte, powracające w nocnych koszmarach. Okaleczona emocjonalnie Halina, z niewyzbytym strachem, lękiem, obawami, czujna i gotowa na kolejny cios od życia, niezdolna była do okazywania uczuć, do budowy więzi z najbliższymi.

Matka i córka. Ta druga dziedziczy po pierwszej całą gorycz życia. Ta naznacza je obie, wpływa na wzajemne relacje. Tak jak w "Dziewczynce w czerwonym płaszczyku" Romy Ligockiej, w "Szumie" Magdaleny Tulli, w "Małej Zagładzie" Anny Janko i innych podobnych przekazach.
Takie dziedzictwo. Taka scheda. Ciąży, przygniata, obezwładnia. Ciężar nie do udźwignięcia. Może warto zatem podjąć trud, by go zrzucić i poczuć ulgę...? Poczuć się wolnym...?
Dlatego, aby się wyzwolić, trzeba  podzielić się z innymi, trzeba się nawet obnażyć, zwierzyć, dokonać kąpieli duchowej, niczym katharsis. I tak właśnie czyni autorka "Kolonii Marusia".

Fabuła zawiera opisy nasycone szczególnym okrucieństwem, trudno tego uniknąć. Nie zdradzę nic z przebiegu zdarzeń, pozostawiając każdemu je do odkrycia i, co nie pozostawia wątpliwości, głębokiego ich przeżycia, niewysłowionych emocji. Choć kusi mnie bardzo, by wyjaśnić okoliczności sceny, jakiej był świadkiem Wacek, brat dziadka, że postradał zmysły, choć ten opis spędza mi sen z powiek, to się powstrzymam. Zamiarem pisarki nie było szokowanie czytelnika, nadaje swej opowieści formę beletrystyczną, łagodzącą okrucieństwo wydarzeń, ukazuje też ludzką twarz Ukraińców, którzy pomagali, ostrzegali, narażając własne życie. Ukazanie traumatycznych doświadczeń Polaków na Wołyniu uświadamia nam wszystkim, jak trudno było pozbyć się strachu tym, którym udało się cudem ocaleć. Jak trudno im było uciec przed lękiem, przed wyrzutami sumienia, że oni przeżyli, kiedy inni na ich oczach...
Dociera do nas przenikliwy krzyk, jak i nastająca po nim, równie mocno przeszywająca, cisza...

Dlatego pamiętajmy...

Gorąco polecam!

Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/

poniedziałek, 5 grudnia 2016

"Król" Szczepan Twardoch

Autor: Szczepan Twardoch
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 12 października 2016
Ilość stron: 432

Nie mieściło mi się wtedy w głowie, żeby Żyd w ringu mógł zwyciężyć chrześcijanina, chociaż my na placu Broni bijaliśmy się z chrześcijańskimi chłopakami. Ale to było co innego.
A ja miałem wtedy siedemnaście lat, znałem  tylko światy chederu, jesziwy, synagogi i domu. 
                        cyt.: "Król" Szczepan Twardoch

Jakub Szapiro, żydowski bokser klubu Makabi pokonał w walce wagi ciężkiej Andrzeja Zielińskiego zawodnika Legii Warszawa. 
Król ringu, każdym gestem, każdym krokiem oznajmiał światu swą wielką odwagę i pewność siebie. Budził podziw i fascynację nie tylko siedemnastoletniego Mojżesza Bernsztajna, "zwykłego małego, chudego Żydka z Nalewek". Chłopak nigdy by się tutaj nie znalazł, gdyby nie bilet od samego Jakuba Szapiro, który dwa dni wcześniej wyciągnął za brodę jego ojca z ich biednego mieszkania na Nalewkach. Jednorazowa rekompensata, czy zaproszenie do innego, nieznanego chłopcu świata?

Przedwojenna Warszawa. Rok 1937. Dwie Warszawy, polska i żydowska, z czego "tylko jedna właściwa, leżąca prawie w Europie". Chaos. Konflikty narodowe, społeczne, polityczne, religijne. 
Bepiści (od przywódcy Bolesława Piaseckiego), falangiści, oenerowcy kontra Żydzi. Na uniwersytetach getto ławkowe. Zamach stanu przeciw opozycji w celu przejęcia pełni władzy przez Rydza-Śmigłego. Prawda, czy plotki rozsiewane przez opozycję przeciwko ówczesnej władzy? Szantaże, intrygi i przemoc. 
I zwykła poobijana codzienność, zmagająca się z brudem, biedą, głodem, gwałtem, poniżeniem. Dom publiczny Ryfki Kij, ogniwo łączące świat gangsterski ze światem polityki.

Na tym tle świecki Żyd, Jakub Szapiro, bokser i gangster, Kum Kaplica, były PPS - owski działacz, ojciec chrzestny podziemnego królestwa, Pantaleon Karpiński, okrutny zabijaka z drugą twarzą z tyłu głowy, doktor Radziwiłek i reszta gangsterskiego świata. Kim byli wcześniej, kim był Jan Kaplica, zanim stał się Kumem, przywódcą całej reszty?
Dwoistość, natury, świata, człowieka. Granica. Gdzie ona przebiega?
"Gdzie zaczyna się jeden człowiek, a kończy drugi?"
Ten dwubiegunowy podział dostrzegłam wyraźnie na samym początku i był widoczny do samego końca, ważny element konstrukcji, budzący refleksje.
Odpowiadając jednym słowem, o czym jest ta książka, odpowiem: o przemocy.
 "Któż nie jest niewolnikiem?" 
Szczegółowe opisy zdarzeń, budują obrazy, budzą emocje. Fizyczność, motoryczność ciała podczas walki bokserów na ringu, każdy gest, każdy detal budzą zarówno podziw, fascynację, jak i lęk, i przerażenie. Opis wymuszonego na dwóch Żydach tańca, tańca strachu i łez, upokarzającego, odbierającego im ludzką godność, wyzwala w nas bunt, bezradność i obezwładniającą niemoc. Szczegóły masakrycznej zbrodni nad glinianką, dokonanej na Naumie Bernsztajnie, ojcu Mojżesza, za dług u Kuma Kaplicy, to wyraz szczególnego okrucieństwa. 
Krew w żyłach mrozi bezwzględność i bestialstwo podczas przesłuchań w Berezie Kartuskiej, gdzie trafił jeden z nich. Przemoc ma miejsce w pokojach domu publicznego, ale też w zaciszu domowym. Przedmiotowe traktowanie kobiet. Przemoc to nie tylko to fizyczne udowadnianie swej wyższości nad drugim. Metody zdobywania przewagi, władzy i sławy budzą odrazę. 

Sposób, w jaki Twardoch kreuje i opowiada świat pełen brutalności i to, co skrywa gdzieś pomiędzy, w jego zakamarkach i to, co obok niego i nad nim, nie pozwala nam z niego wyjść. Nie można oderwać się od lektury. Bohaterowie, pomimo swych czarnych charakterów, przyczepiają się do naszych myśli jak rzepy, a do głównej postaci, romantycznego chwilami Jakuba Szakiro, po niewidzialnej nitce dostajemy się do jego wnętrza, do tego "małego ziarna prawdy", by go zrozumieć, poczuć nawet sympatię. Taka kreacja bohaterów jest mistrzowskim osiągnięciem. Sposób pisania, umiejętność kreślenia obrazów magnetyzują.

Pisarz, stosując przemyślane zabiegi, zaskakuje konstrukcją, zwodzi narracją. Zakłócona chronologia, powtórzenia dodają smaczku, budują napięcie, pobudzają ciekawość, przykuwają uwagę. Choć nie jest to literatura faktu, osadzona w realiach historycznych fabuła, z historycznymi postaciami, wiarygodnie ukazuje ówczesną codzienność.
Oryginalna jest okładka książki, której nie mogę pominąć milczeniem. Zaprojektowana przez Rafała Kucharczyka. Niby przedwojenny afisz, na który wylewa się zawartością drobnych czcionek maszynopis tej niesamowitej historii, spisanej przez narratora w Tel Awiwie, po pięćdziesięciu latach od momentu kiedy miała miejsce.

Wybitny talent, niezwykły warsztat literacki, podparte wiedzą zaczerpniętą z ówczesnej prasy poskutkowały fantastycznym, rzetelnym obrazem przedwojennej stolicy. W historycznej prasie zawarta była też inspiracja do opowiedzenia tej historii, zaczerpnięta dzięki przeprowadzonemu researchowi. Twardoch postanowił wskrzesić zapomnianą postać przedwojennego gangstera Taty Tasiemki, pierwowzór Kuma Kaplicy. Jaki był w tym cel? Na ile to postać warta uwagi? A może pisarz osobiście chciał się z nim rozprawić? 

 Brutalność okraszona pikantnym seksem, słodką namiętnością, gorzkim gwałtem, słonymi wulgaryzmami przeraża i dziwnie fascynuje. Wulgaryzmy są nieuniknione, podkreślają autentyczność ukazanego świata, inaczej byłoby sztucznie i nieprawdziwie.   Świat, którego królem chciał zostać Jakub Szapiro. Po co nam taki obraz świata? Czy zło może zachwycać? Czy przemoc może fascynować? Po co nam ta książka? Można zapytać... By szukać politycznych analogii? By wzbudzać dyskusję o antysemityzmie, kto kogo bardziej nienawidził, czy bardziej Polacy chcieli Żydów wysłać na Madagaskar, czy oni sami jeszcze bardziej chcieli stąd wyjechać do "siebie"? Kolejna lekcja tolerancji i empatii, których nigdy dość? Obok konkretnych tematów, są widoczne dla mnie prawdy uniwersalne. Człowiek i kształtujące go realia czasu i miejsca, w jakich się znalazł. I drugi człowiek... Znaczący proces przenikania się...
A może po to jest ta książka, by zastanowić się nad tym, kim jesteśmy? Kim się stajemy w obliczu naszych wyborów, decyzji? W czasie najcięższej próby? Co możemy jeszcze zrobić, zmienić, nim pochłonie nas swą wielką paszczą, unoszący się ponad nami kaszalot Litani?
Dawno żadna książka nie wywołała we mnie tylu emocji, nie wzbudziła tylu refleksji i nie zachwyciła mnie tak mocno swym kunsztem literackim, podkreślając oryginalność narracji i nieoceniony moment zaskoczenia. Wydarzenie literackie z pewnością. Polecam, bo o książce będzie głośno, a warto mieć własne zdanie.



Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/