środa, 26 października 2016

"W lodach Prowansji. Bunin na wygnaniu" Renata Lis

  Autor: Renata Lis
  Wydawnictwo: Sic!
  Data wydania: 2015
  Ilość stron: 432


Iwan Bunin (1870-1953) poeta i nowelista rosyjski. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury w 1933 roku. Pierwszy rosyjski pisarz nagrodzony został za "surowe mistrzostwo, z którym rozwija tradycję klasycznej literatury rosyjskiej".

 "Pisarz, który myślał oczyma";

"Nie opisywał świata w intelektualny sposób. Sens widział w tym, jak coś wygląda, jak się to czuje i smakuje" - mówi Renata Lis, autorka książki "W lodach Prowansji".

Nie spotkałam się dotychczas z twórczością Bunina, co, za sprawą tej lektury, chciałabym w najbliższym czasie zmienić. Chciałabym poznać "Ciemne aleje" (cykl nowel), "mroczne i okrutne aleje miłości i duszy zakochanych, także opowiadania, miniaturki literackie z motywem drogi tragicznego emigranta, jak również wstrząsający dziennik z pierwszych lat rewolucyjnej pożogi, w którym autor wyraził swą niechęć do bolszewizmu zatytułowany "Nieszczęsne dni" (inne tłumaczenie: Przeklęte dni, Tragiczne dni). Część z nich została zakopana przez Bunina i nigdy się nie odnalazła. Rzeczywistość opisana w dzienniku sprawiła, że stał się na resztę życia wygnańcem. Bunin opuścił Moskwę po rewolucji październikowej, udając się do Odessy. Stąd, w 1919 roku ostatnim francuskim statkiem wyjechał do Francji i osiadł w Grasse.

Książka "W lodach Prowansji. Bunin na wygnaniu" Renaty Lis nie jest typową biografią o nobliście, akademiku, białym Rosjaninie na emigracji. Forma ograniczająca się do suchych faktów nie wystarczała pisarce.
"Brakowało mi w tym iskry szaleństwa, transgresji (...) Brakowało mi w nim pęknięcia, które ukazuje człowieka poprzez jego tajemnicę"- wyjaśnia autorka.

Czytając książkę, poznając głównego bohatera, wyraźnie widoczne jest "pęknięcie", a nawet rozdarcie jego natury, był, niczym, znana z naszej rodzimej literatury, "rozdarta sosna", takie skojarzenie mi się nasunęło.
Rozdarty pomiędzy Rosją, ukochaną ojczyzną, a Francją, gdzie znalazł schronienie (Grasse, Paryż), jednak nigdy jej nie pokochał. "Rozdartą sosną", jak nasz Tomasz Judym z "Ludzi bezdomnych" Bunin jednak nie był. Nie musiał, jak Judym poświęcać wielkiej miłości dla wyższego celu. Bunin z miłości do kobiety nigdy by nie zrezygnował. Mało tego, nie potrafił wybrać pomiędzy żoną, a kochanką, sam nie wiedząc, którą bardziej kochał. I tu pojawia się pożądana przez pisarkę transgresja.

Będąc już dobrze po pięćdziesiątce, żonaty od prawie dwudziestu lat z Wierą Murowcewą, Bunin poznał miłość swojego życia, młodszą o wiele lat poetkę Galinę Kuzniecową. Mieszkali w trójkę, a z czasem w czwórkę, przez długie lata (1927-39). Co mógł dać każdej z kobiet, czy raczej, co mógł od każdej z nich dostać, że nie mógł z żadnej zrezygnować?
"Trójkąt z trzaskiem się domyka", tworząc pułapkę pełną bólu, zazdrości, cierpienia. Przeżycia osobiste znajdują swe odbicie w twórczości, trójkąt, owiany nimbem tajemniczości wyraźnie nakreślony w opowiadaniu "Nathalie".

Bunin na wygnaniu odczuwał wielką tęsknotę za dawną Rosją, dawną, bo nie miał złudzeń. To, co kochał w swojej ojczyźnie, tego już nie ma. Nie ma zatem "powrotu" do niej. 
"Żal i nostalgia jadły mu duszę, ale złudzeń żadnych nie miał."
"Należał do tych białych Rosjan, którzy po 22 czerwca 1941 nie opowiedzieli się po stronie Hitlera. Wciąż miał przed oczyma obraz czołgów rozjeżdżających grób jego matki. Ale Stalina również nie wybrał. Wybrał Rosję - kraj swego dzieciństwa i młodości, ziemię, na której stał dom naszego dzieciństwa i w której spoczywają kości naszych bliskich."

"Bardzo chcę do domu" pisał Bunin w 1941 roku, mając za sobą siedemdziesiąt jeden lat życia. Słowa te były różnie interpretowane przez Rosję. Nieustannie nakłaniano go do powrotu, wciąż byli wokół niego agenci sowieckich służb, inwigilujący jego życie. On znał cenę ewentualnego powrotu i nigdy się nie zgodził.
"Choćby w Moskwie panowała najpełniejsza wolność, a ja byłbym w stanie podróżować, to jednak nigdy nie pojechałbym do miasta, gdzie na placu Czerwonym leżą w galarecie dwa wstrętne trupy". - pisze po śmierci Stalina w 1953 roku, krótko przed swoją własną śmiercią.


"Wojna Rosji z Niemcami odsłania przed nim jego własne miejsce w świecie, określa ostatecznie kim jest oraz dlaczego - odkąd opuścił Rosję - istnieje w taki sposób, jakby nie było go tam, gdzie właśnie jest."
Podobnie odczuwają inni rosyjscy emigranci, których życie jest tu pokazane. 
Samotność. Głód. Bieda. Tęsknota.
Nagroda Nobla niewątpliwie się przyda, choćby miałoby nawet nic z niej nie pozostać...
 W ogóle intrygująca jest cała otoczka wokół tej prestiżowej nagrody. Kto mu gratulował, a kto nie. Kto rościł sobie nadzieje do jej części, a z kim konkurował w nominacjach? Jak wyglądała wyprawa do Sztokholmu z żoną i "przybraną córką" Galiną?

Poznajemy tutaj przede wszystkim losy Bunina i jego bliskich w latach 1940-1944, ale są cenne wspomnienia, bo przeszłość determinuje wiele i pozwala więcej zrozumieć, jak i odskocznie w przyszłość, aż do aktualnej sytuacji politycznej w Rosji i na Ukrainie, odważnie przez pisarkę ukazaną.
Książka jest wielowarstwową, bogatą prezentacją. Cechuje ją osobliwa sylwiczność, silva rerum (dosł. "las rzeczy") Fabuła, scalając w sobie kilka gatunków literackich: listy, dzienniki, reportaż, esej, tworzy w efekcie jedną fascynującą epicką opowieść.
Pisarka dopuszcza do głosu również swoich bohaterów, cytując zapiski z dzienników samego Bunina, żony Wiery oraz kochanki Galiny, ukazuje tym sposobem obraz ich życia z różnych perspektyw, sama nie oceniając nikogo i niczego.

Jak zakończył się wieloletni trudny związek miłosny tych trojga? Kto pozostał przy Buninie do jego  ostatniego tchnienia? Skąd czerpał inspiracje do swej, niewątpliwie, wyjątkowej twórczości? Czy pogodził się w końcu z nieuchronnym przemijaniem...?
Przyjaźń z Antonim Czechowem była dla Bunina jednym z najlepszych wspomnień jego życia. 
Ostatnią rzeczą, nad którą pracował, była książka "O Czechowie" (niedokończona).
Czechow wywróżył Buninowi przyszłość; przed śmiercią skierował do Mikołaja Tieleszowa prorocze słowa: 
"A Buninowi niech pan przekaże, żeby cały czas pisał. Będzie z niego poważny pisarz."


*Książka zakwalifikowana do ścisłego finału Nagrody Literackiej Nike, otrzymała też nominacje do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy, Nagrody Literackiej dla Autorki "Gryfia" i Nagrody Literackiej Gdynia; kandyduje do Nagrody Europy Środkowej "Angelus".



Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/







piątek, 21 października 2016

"Dziecko last minute" Natasza Socha

  Autor: Natasza Socha
  Cykl: "Matki, czyli córki" ( tom II )
  Wydawnictwo: Pascal
  Data wydania: 28 września 2016
  Ilość stron: 352


"Dziecko last minute" to druga (po "Hormonii") część serii "Matki, czyli córki".


Kalina wraca z wycieczki do Amsterdamu, z wycieczki, która była jej potrzebna jak powietrze. Miała ze sobą listę marzeń do spełnienia, spisywanych przez ostatnie lata. Chciała robić nareszcie to, czego nie wolno jej było, a ona po prostu miała na to ochotę.
Nareszcie! Mając czterdzieści sześć lat wyfrunęła spod skrzydeł troskliwej matki Konstancji i bez uzgodnienia, bez uprzedzenia, bez pozwolenia, po prostu pojechała. 
I choć miała swoją listę, swój plan, matrycę, przynajmniej na najbliższą przyszłość, nie była w stanie wszystkiego przewidzieć. Czasem boli świadomość, że człowiek nie ma jednak wpływu na to, co go w życiu spotka. Los potrafi "zaśmiać się nam prosto w twarz i podstawić nogę."

Menopauza, z którą Kalina zaczęła się powoli oswajać, "została odroczona." Jej miejsce zajęła ciąża.

"Ciąża?
W wieku czterdziestu sześciu lat zachodzi się do lekarza po leki na uspokojenie hormonów, a nie w ciążę z niejakim Kosmą, sympatycznym wprawdzie, ale obcym." - nie mogła pogodzić się z tą szokującą nowiną dwudziestoczteroletnia córka Kaliny, Kira.
Nie mogła też pogodzić się z tym faktem matka Konstancja.
A jak zareagowała marka Kosmy?
W spokojny, uporządkowany świat bohaterów, wtargnęło niemałe zamieszanie. Burza hormonów, eksplozja emocji, mieszanka uczuć, wszystko to zadziałało niczym trzęsienie ziemi. 
Zaskoczenie, wątpliwości, niepokój, mieszają się ze szczęściem. Gdy wszystko pomału znajduje swoje miejsce, zostaje oswojone, zaakceptowane, staje się źródłem radości, wtedy do głosu dochodzi ironia losu.

Adam, mąż Kaliny, z którym rozstała się kilkanaście lat temu, ale wciąż byli małżeństwem, nagle odkochał się w swej partnerce Ewie, a na każdym kroku troszczył się o Kalinę (pracowali w tej samej szkole), obsypywał ją kwiatami, snuł swoje ciche plany, urządzał pokoik dla dziecka...
Była żona Kosmy, Marietta, nagle nie mogła poradzić sobie z niczym bez jego pomocy.
Jakie były intencje ich zaskakującego zachowania i jakie będą tego konsekwencje...?

W życiu Kaliny, ale nie tylko w jej, duże znaczenie odegra realizacja dziesiątego z kolei marzenia z jej listy, mianowicie: "odwiedzić dom ojca". Postanowienie to zrodziło się wówczas, kiedy na strychu znalazła zdjęcie ojca, a z tyłu napis "Rozłogi". Chciała pojechać w to miejsce, odnaleźć dawny dom ojca, albo...grób.
 Matka wychowała ją sama, okłamując córkę, że jej ojciec nie żyje.
Józef Koszałka, mąż Konstancji, odnaleziony został, i to w świecie żywych.
Dlaczego Konstancja okłamała córkę, a wcześniej swojego męża. Bowiem Józef Koszałka nie wiedział, że ma córkę. Co kryje się za tą zagadką, jaka rodzinna tajemnica? Czy odpowiedź będzie zawarta w błękitnych kopertach z sekretarzyka Konstancji? I kim była Luiza?

Problemy spędzające sen z powiek, późne macierzyństwo niewątpliwie do nich należy, skomplikowane relacje rodzinne, zawirowania, zakręty, nieprzewidywalność losu, wszystko to, prosto z życia wzięte, pisarka ukazuje w niekonwencjonalny, zabawny sposób.
Natasza Socha to indywidualność wśród pisarzy, z własną artystyczną konwencją, własnym stylem, charakterystycznym piórem. Pisze o tym, co spostrzeże swym obserwatorskim zmysłem, co ją drażni w relacjach międzyludzkich, co często jest ważnym społecznym problemem. 
Potrafi zachować zdrowy dystans, co zdecydowanie pomaga rozładować dramaturgię sytuacji, jednocześnie zachowując pełną realność. Nic tak dobrze nie ukazuje naszych słabości, przywar, naszych błędów, jak krzywe zwierciadło, jak absurd. Humor, sarkazm, ironia, absurd, groteska, to narzędzia, którymi Natasza Socha umiejętnie się posługuje, by rzeźbić naszą rzeczywistość.

Nieprzewidywalność, niespodzianki od życia, przypadki i sytuacje, od których często wszystko się zmienia, a nasz świat staje na głowie, to wszystko inspiruje pisarkę i to wszystko znajduje odzwierciedlenie w jej książkach. Bezcenna jest wiara, w którą chcemy wierzyć: "jeśli czegoś naprawdę chcemy, to istnieje duża szansa, że nam się uda".

"Dziecko last minute", tak jak inne książki Nataszy Sochy, niosą z sobą duży ładunek optymizmu, dobrej energii, pozytywnych emocji, tak potrzebnych w naszej codzienności, bez względu na porę roku, jesienią jednak szczególnie. Zatem polecam gorąco!


Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu Pascal.



Logo

Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/


 


czwartek, 13 października 2016

"Maski zła" Iwona Banach

  Autor: Iwona Banach
  Wydawnictwo: Szara Godzina
  Data wydania: 13 września 2016
   Ilość stron: 304




   "W jakiś czas potem znaleziono trzecie zwłoki."- To pierwsze zdanie powieści "Maski zła" Iwony Banach.
Pierwsze zdanie, jak pierwsza nuta, wysokie C.
 Znaczące. Zapowiadające. Budujące napięcie.
W miasteczku zamordowano trzy starsze kobiety. Dwie z nich miały okrutnie zmasakrowane twarze.
Miasteczko Zawiszyn przestało być zwyczajne i spokojne, jakim było dotychczas.
Makabryczna zbrodnia? Zbieg okoliczności? Napad rabunkowy?
 Atmosfera w miasteczku gęstnieje, niczym mrok wokół instytutu, działającego tutaj przed dwudziestu laty.

Wszystko bowiem wskazuje, że morderstwa kobiet mogą mieć dużo wspólnego z tajemniczym instytutem.
Wszystkie: woźna, higienistka, nauczycielka, pracowały tam kiedyś, chociaż nie w tym samym czasie.
Kto i jaki mógł mieć motyw?
Wampir z Zawiszyna? Krwawy psychopata? Szaleniec z instytutu? Zemsta?

Dawny instytut, to osobliwe miejsce. Przebywały tutaj chore, niepełnosprawne dzieci.
"A potem był pożar." Ogień strawił dokumentację, ślady, dowody. Dzieci gdzieś rozesłano.
Pozostały plotki... Co tak naprawdę działo się przed laty w instytucie, owiał nimb tajemniczości.
Miejscowa policja ginie w natłoku, wciąż mnożących się pytań.
Do śledztwa dołącza aspirant Małecki z Wrocławia. Docieka. Szuka. Rozpytuje. Jednak pamięć małomiasteczkowej społeczności okazała się krótka i zawodna.
Tajemnice przeszłości!
Może to te z tajemnic, które najlepiej zostawić w spokoju?
Przeszłość pełna zła...?
Może dotyczyła ona wielu z nich?
Zmowa milczenia?

 Niektórzy, mając swoje powody, zamykają oczy, by nie widzieć zła, nawet "takiego zła", innym strach sznuruje usta.
Rozmowa aspiranta Małeckiego z księdzem ujawnia, zupełnie przypadkowo, że było jakieś "wtedy" i, że to "dawne dzieje", w których nie ma po co "się grzebać". 
Dużo powiązań i dużo niewiadomych.

Iwona Banach, łącząc w swojej powieści elementy kryminalne, obyczajowe, psychologiczne, jak i realizmu magicznego, stworzyła intrygujący, zarówno treścią, jak i formą, przenikający do szpiku thriller.
Konstrukcja książki jest bardzo oryginalna. Fantastycznie współgrają ze sobą przeplatające się wątki.
Wątek współcześnie prowadzonego śledztwa pisany jest czcionką prostą. Pochłania nas totalnie intryga kryminalna. Śledzimy każdy trop, obserwujemy dociekliwość dziennikarską, niepokój w zachowaniu miejscowej elity, wsłuchujemy się w szepty mieszkańców, by za chwilę wniknąć w drugi wątek, ten pisany kursywą, z którego wyłania się horror przeszłości.
Szukamy tam odpowiedzi na liczne pytania. Ale przeszłość, to gęsty mrok, przerażające głosy, równie wiele pytań, strzępy pamięci.Kto jest kim, jakie są prawdziwe imiona? Kim była babka, zanim stała się babką? Czarownica, piwnica, piekło, płacz, czwartkowa zupa i miś pełen tabletek, miś, który winien jest wszystkiemu, który "ma coś na sumieniu"...!?

Przeplatające się wątki, kończą swą opowieść w najciekawszym miejscu. Ten zabieg podsyca naszą i tak rozbudzoną już ciekawość.
Początkowy chaos myśli, z czasem porządkuje się.
Tajemnice, choćby najgłębiej schowane, zamknięte na klucz, w końcu znajdują ujście.
Maski opadają. Zło, najbardziej okrutne, ujawnia się.
A napięcie wciąż rośnie.
Podejrzenia, bardziej lub mniej logiczne, padają na wiele osób.
 Pisarka dopiero na ostatnich  stronicach otwiera właściwą szufladę i zaskakuje schowaną tam tajemnicą.
Podziw mój budzi sposób narracji, idealnie oddający chaos myśli, "amputowane, porzucone wspomnienia", strzępy, z których sklejana jest pamięć.
Pamiętam powieść Iwony Banach "Chwast", (takich książek się nie zapomina), gdzie narracją, równie doskonale oddaje pisarka stan ludzkiego umysłu. Powtórzenia, urywane zdania podkreślają tam natłok myśli, rozdartą duszę bohaterki, jej poszarpaną psychikę.

Polecam gorąco tę książkę, gwarantującą sporą dawkę emocji, skłaniającą do refleksji, demaskującą zgubną mamonę, chore ambicje, obsesję, żądze i różne inne oblicza zła.


Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/

poniedziałek, 3 października 2016

"Ślady" Jakub Małecki

  Autor: Jakub Małecki
  Wydawnictwo: SQN
  Data wydania: 28 września 2016
  Ilość stron: 320







"Początek świata często wygląda podobnie."
Zaś:
"Koniec świata zawsze wygląda inaczej."
Te dwa zdania, niczym klamra spinają  to, co jest pomiędzy.
Życie! Pełne śladów. Naszych. Cudzych. Wspólnych.
Pierwsze zdanie, z pierwszego opowiadania "Mój", drugie zdanie z ostatniego opowiadania zatytułowanego również "Mój", są jak ramiona "czegoś, co obejmuje nas znienacka". "Milczące coś."
Oryginalna kompozycja, konstrukcja, konwencja, struktura, kształt. Przemyślany, ambitny zabieg. Imponujący rezultat.

"Ślady" Jakuba Małeckiego, książka bardzo wyczekiwana, nie tylko przeze mnie, ale przez każdego, kto spotkał się z twórczością tego utalentowanego pisarza młodego pokolenia. 
Na okładce "Śladów" czytamy: Jakub Małecki, autor głośnego "Dygotu". 
Powieść znacząca, wywołała głośne dyskusje, głośne słowa podziwu. Echo nie przebrzmiewa, niesie się długo i daleko. 
"Dygot" pozostaje w nas.
Słyszy się opinie, że pisarz podniósł sobie tą powieścią wysoko poprzeczkę. I teraz... co? Musi już tylko wyżej? Jak to zmierzyć...?
Dziennikarz Michał Nogaś (Program III Polskiego Radia i audycja "Z najwyższej półki") twierdzi:
 "Ślady", to dowód na to, że "Dygot" nie był przypadkiem."
Z pewnością nie był! Jeśli Jakub Małecki musi jeszcze coś udowadniać...!?

Najnowsza książka to zbiór dziewiętnastu opowiadań, zbiór kilkunastu różnych historii, wcale nieosobnych.
Czyż nasze życie jest oddzielną, tylko naszą historią? To historia co najmniej kilku żyć.
Opowiadania, zatem i historie różnych żyć przenikają się wzajemnie, łączą się w całość. W fascynującą opowieść. Opowieść egzystencjalną. Uniwersalną. Z przesłaniem.

Rzeczy ostateczne. Odchodzenie. Przemijanie. Śmierć. 
Na wszystko to, co nieuniknione, nie mamy wpływu.
Pisarz skupia się bardziej na życiu właśnie. Na drodze, na sensie. By nie czekać, jak Teresa na coś "aż się wydarzy"; "coś wydarza się ciągle".
Ludzkie drogi nie są prostymi równoległymi; one przecinają się, łączą się ze sobą, mają punkty wspólne. Wspólne ślady.
Bohaterowie tych krótkich, literackich etiud, pozostawiając swoje własne, natrafiają też na cudze ślady. Odnajdują je w sobie. Pozostawione przez innych ślady, naznaczają ich na resztę życia. Trwale. 

Podziwiam szczerze pomysł na konstrukcję utworu, która scala poszczególne elementy, szczegóły, myśli, wspomnienia, małe cząsteczki w całość, w jedno wielkie przesłanie. Jest tutaj pozostawione miejsce dla czytelnika, nisza, w którą może się wcisnąć wraz z własną historią.

Opowiadania stanowiące jedną opowieść nie są już opowiadaniami, ani nie są jeszcze powieścią...

"Życie z powieścią nie ma nic wspólnego (...) Ono się nie układa w jedną całość (...) Życie jest bardziej jak zbiór opowiadań. Poszarpane, nieprzewidywalne. Uwierz mi, mojego czy twojego życia nikomu by się nie chciało czytać."- Objaśnia Bożence Jadwiga Grabowska, Greboletta z Mody Polskiej, opowiadając wojenną historię ocalenia przed Niemcami trójki Żydów ukrytych w sypialni, wśród nich syn sąsiada Graboletty, Dawid. Dawid, którego Bożenka poślubi. Widać jak nieprzypadkowe są to historie, jak nieosobne...

Bohaterów łączą ślady, prowadzące do wspólnych miejsc, do  wspólnej przeszłości. Ich przeżycia, wspomnienia spotykają się w Kwilnie i  okolicach, w Warszawie i okolicach, w Poznaniu, w Łomiankach i okolicach, w miejscach, z których pochodzą, w miejscach znaczących.
 My, czytelnicy idziemy po śladach bohaterów, odnajdując swoje własne, te odciśnięte w nas przez innych, idziemy do swojego Kwilna, miejsca, z którego rozpoczęła się nasza wędrówka. Miejsca, które naznacza nas na resztę życia.
"Są takie miejsca na świecie, że człowiek do nich wraca, choćby nawet nie chciał"
"Ślady" Jakuba Małeckiego uświadamiają nam, że czyjś koniec świata jest też w pewnym sensie końcem świata dla innych i uśmierca ich również, o wiele wcześniej, niż ich własny koniec świata. "Całe życie zużywają przed śmiercią" i do końca pozostają 6 letnią Bożenką, "w mieście gruzu i szczerbatych kamienic", 16 letnią Julką, co do końca życia tańczyć już będzie z bratem Szymonem, jak wtedy po maturze, czy kilkuletnim Frankiem z opowiadania "Senność", który już na zawsze będzie chłopcem patrzącym na stół u Tałajów, a przy nim tamtych pięciu "śpiących" na wieki mężczyzn - Tałaje, Kokoszka i dwóch zarośniętych Rosjan. Wszystkie inne ślady pogubiły się, rozmyły, a tego nic nie zetrze. Nie zetrze ani wódka, ani bójka, ani kobiety, nawet modlitwa. Obraz będzie go prześladował do końca życia.

Jakub Małecki budzi podziw nie tylko formą, jaką nadał swojej książce, ale w równej części i treścią. Język, warsztat pisarski są już charakterystyczne dla pisarza, wypracowane, ambitne, nieprzeciętne i wyjątkowe, jego własne. Styl narracji przenosi nas w miejsca akcji, blisko bohaterów. Podglądamy. Podsłuchujemy. Jesteśmy w ich świecie. To osiągnięcie wielkich, największych literatów.

 Przez zwykłą codzienną rzeczywistość "Śladów" przewija się realizm magiczny, obecne są w niej elementy irracjonalne, niezwykłe, tajemnicze. Może w mniejszym stopniu, niż w "Dygocie", ale tutaj również ma miejsce nawiązanie do wierzeń ludowych, przepowiedni, zabobonów i magii.
Są ludzie, którzy zdawać by się mogło, stanowią część krajobrazu, wpisani są weń, jakby byli tu od zawsze i na zawsze. tak jak wiejski grajek Chwaścior, ze swoim fletem.
Chodził i grał. Był też prorokiem czarnej przyszłości:
"Przyjdą diabły - powiedział raz po żniwach u Ratajczaków. - Przyjdą i będą po diabelsku godoć.  Przyszły dwa miesiące później , diabły w płaszczach i hełmach. Rozkradły, zbiły, pogwałciły kobiety. Pół wsi spalone. Zalały ponoć całą Polskę. Tadziu ten od Markiewiczów, co na niego krzyczał z okna, zmarł podobno, zastrzelony w Łomiankach pod Warszawą."
Za ten koniec świata chciano Chwaściora spalić na sianie. 

Bo czym jest koniec świata?
"Nikt nie wierzy, że staje się już. Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem, ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie, powiada przewiązując pomidory: innego końca świata nie będzie, innego końca świata nie będzie."- objaśnia Czesław Miłosz w "Piosence o końcu świata".

W "Śladach" końce świata również "stają się już".
Huk na drodze, ślady opon. Huk i prosto w drzewo. Jazda motocyklem kończąca się w jeziorze. Paraliż. Waląca się ściana remontowanej niedawno kamienicy. Uderzenie głową w latarnię. Upadek podczas szukania fioletowego mydełka. Upadek podczas szukania okularów.  Nawet nie wiadomo kiedy nadchodzi "ostatnie teraz".
Kiedy odchodzi ktoś nam bardzo bliski, drogi , kiedy jest to jego i nasz koniec świata, nie możemy pogodzić się z tym, że wszystko wokół niezmiennie płynie, tak jakby nic się nie stało.
"Świat kończy się, a potem pędzi dalej..."


Dziękuję Wydawnictwu SQN za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego i tym samym możliwość przeczytania i wyrażenia swojej opinii na temat książki Jakuba Małeckiego "Ślady".






 Zapraszam na mój fanpage na facebooku:  https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/