niedziela, 31 stycznia 2016

"Siostry Lachman. Piękne nieznajome." Magdalena Jastrzębska

Okładka książki Siostry Lachman piękne nieznajome
 Autor: Magdalena Jastrzębska
Wydawnictwo: LTW
Data wydania: 2014
Ilość stron: 224

  Córki niebogatego, robiącego karierę w carskim wojsku pułkownika Lachmana (...) kobiety, które zdobyły zaszczytne miejsce na francuskim dworze (...)
środowiska patriotyczne właśnie u nich szukały drogi do cesarza Francuzów, by zajął się sprawą polską (...)

                             cyt.: "Siostry Lachman, piekne nieznajome"
                                         autor: Magdalena Jastrzębska



Wszystko zaczęło się od najmłodszej z sióstr Lachman, od Konstancji z Lachmanów Raczyńskiej.
Uwieczniona na portrecie przez nieznanego malarza, romantyczna, o złotych włosach, o tajemniczym spojrzeniu Konstancja, zdobi wnętrza pałacu w wielkopolskim Rogalinie. Wciąż piękna i młoda, bo zmarła w wieku zaledwie czterdziestu lat, budzi podziw i intryguje zwiedzających siedzibę Raczyńskich.
Zwróciła na siebie uwagę, szukającej tam śladów, zupełnie kogoś innego, wielkiej pasjonatki przeszłością polskich dziewiętnastowiecznych dam, Magdaleny Jastrzębskiej.
          Pamiątki po Konstancji, zgromadzone w pałacu Raczyńskich w Rogalinie, zainspirowały autorkę kilku już biografii, by przyjrzeć się bliżej wizerunkowi pięknej, tajemniczej damy i odnaleźć jej ślady, prowadzące w przeszłość.

Jakże  musi to być fascynujące, szperać, szukać, wyłuskać, odkurzając przeszłość, wybrać cenne informacje, sklejać je i tworzyć czyjś portret jak żywy. Właśnie dzięki Magdalenie Jastrzębskiej i jej niesamowitej pasji, damy z minionych epok, wychodzą z ram portretów, otwierają wrota muzeów i prowadzą nas po swoich dawnych ścieżkach.

Konstancja, wnuczka pisarza i podróżnika Jana Potockiego (jej matką była Teresa z Potockich Lachmanowa), córka pułkownika carskiej kawalerii Jerzego Lachmana, przyjaciółka poety i rzeźbiarza Teofila Lenartowicza, który obudził w niej talent poetycki, była osobą wrażliwą, romantyczną, stroniącą od życia światowego. Jej ślady zaprowadziły pisarkę do jej dwóch przyrodnich sióstr, Laury Świeykowskiej, późniejszej markizy de  Noailles i Lizy Przezdzieckiej, córek Lachmana z pierwszego małżeństwa z Eleonorą Paszkowską.

"Trzy siostry, trzy biografie, różne życiowe drogi, a jednak splecione ze sobą nie tylko więzami krwi, ale przede wszystkim prawdziwą uczuciową bliskością, ogromnym wsparciem, jakiego udzielały sobie przez całe życie".

Laura i Liza, przez swe zamążpójścia, stały się kobietami bogatymi. "Siedziały na mocnym gruncie ukraińskiego lub podolskiego czarnoziemu i cukru, który wówczas właśnie zaczynał obsypywać  nasze południowokresowe ziemiaństwo jak złoty deszcz". Laura poślubiła stolnika Leona Świeykowskiego, zaś Liza podkomorzego Karola Przezdzieckiego, posiadaczy znacznych majątków kresowych.
Królowały na salonach, począwszy od Wasylówki na Podolu u Róży Sobańskiej, przez pałac Branickich, Ogród Saski w Warszawie, aż po salony Paryża. Niewątpliwie siostry Lachman są przykładem dużego awansu społecznego. Świat stał przed nimi otworem.

Początkowo siostry krążyły pomiędzy Paryżem, Riwierą, Warszawą i Podolem, by ostatecznie Paryż wybrać na główne miejsce do zamieszkania.

Urodziwe, inteligentne, bogate, adorowane, wzbudzały podziw jednych, zazdrość i zgorszenie innych. Zarzucano siostrom światową swobodę, upodobanie do flirtów i romansowania.
Czy była to jedyna prawda o tych, niewątpliwie czarujących kobietach?
Czy potrafiły jedynie błyszczeć na salonach?
Posiadały pozycję, majątek, urodę..., ale też okazały się kobietami wielkiego serca.
Swoją wyjątkową pozycję towarzyską i znajomości wykorzystywały "umiejętnie i taktownie, nie tylko dla własnych splendorów, ale wielokrotnie dla dobra innych." Mając ogromne wpływy na dworze francuskim, nie odmawiały pomocy rodakom-emigrantom. Włączając się w najróżniejsze akcje społeczne, chętnie pomagały biednym.
Bywając na dworze cesarza Napoleona III i cesarzowej Eugenii, czuły się wysłanniczkami w specjalnej misji wywiadowczej, biorącymi udział w rozgrywkach dyplomatycznych pomiędzy działaczami Hotelu Lambert, a cesarzem, mającym duże wpływy na arenie politycznej Europy. Bo to polski zryw, jakim było Powstanie Styczniowe w 1863 roku, miał stać się sprawą międzynarodową.
Działania pięknych Polek okazały się nieskuteczne. Choć ich działalność wypływała z pobudek patriotycznych. Możliwe, że chciały odkupić winy swego ojca, pułkownika wojsk carskich, który wcześniej wsławił się tłumieniem Powstania Listopadowego.
"Wielka polityka i alianse międzynarodowe nie były łaskawe na  urodę pięknych pań, tu liczyły się brutalne fakty i milionowe interesy."

Drugie małżeństwo Laury z markizem de Noailles'em, wprowadziło ją do jednej z najstarszych rodzin Francji i spowodowało, że cieszyła się rolą żony ambasadora najpierw w Waszyngtonie, potem w Rzymie i wreszcie w Konstantynopolu. Ówczesna prasa rozpisywała się o wielkim dyplomatycznym talencie żony ambasadora.
Życie, jakie wiodły piękne i bogate kobiety tamtej epoki, w jakimś stopniu było im zapewnione, dane przez los, w pewnym momencie same sięgały po to, co dla wielu było nieosiągalne. Czy dawało im to poczucie szczęścia? Jakimi były żonami, jakimi matkami, czy pragnęły czegoś więcej? Materiał dostarcza wielu wątków z ich życia, charakteryzuje je wnikliwie, sięga głęboko do korzeni, do przodków, którzy niewątpliwie wywarli wpływ na ich osobowości.

Najmniej, światowe, salonowe życie, pociągało najmłodszą z sióstr Konstancję. Nawet, gdy przebywała w Paryżu, wolała w ciszy pisać wiersze, uczyć dzieci swoich sióstr języka polskiego i marzyć. Marzyła przez dwanaście lat o swojej wielkiej, jedynej miłości. Skrycie wzdychała do swojego wuja Rogera Raczyńskiego. W końcu, mając dwadzieścia osiem lat, poślubia go. Szczęście trwało zaledwie dwa lata. W dwa lata po ślubie, jej mąż, jej "Słońce", jak go nazywała, w wieku czterdziestu  dwóch lat, umiera na tajemniczą chorobę, prawdopodobnie na cholerę.

Barwne życie sióstr Lachman. przeplata się z ważnymi wydarzeniami tamtych czasów, naświetla wyraźnie rys historyczny, kulturalny i obyczajowy. Jestem pod ogromnym wrażeniem, już kolejny raz, czytając książkę Magdaleny Jastrzębskiej, jej umiejętności zbudowania kompozycji swoich prezentacji, produkcji literackich. Wyszukane w archiwalnych źródłach fakty, informacje, zapisane w ówczesnej prasie, kronikach, pamiętnikach, listach, rzetelnie, subtelnie splata w jeden fascynujący obraz epoki, w jedną fascynującą opowieść.
 Każda cytowana opinia o bohaterkach, podparta jest materiałem źródłowym. Podziw wielki budzi we mnie ogrom wykonanej mrówczej pracy, koronkowa robota i przecudna pasja. Materiał biograficzny opisowy, wzbogacony jest bezcennym materiałem ikonograficznym: - fotografiami, zdjęciami odpisów dokumentów, ilustracjami architektury, rzeźb, portretów, bogatych wnętrz, co stanowi  dodatkowy walor tej prezentacji. Dzięki książkom Magdaleny Jastrzębskiej, mogę odbyć podróż w niezwykłe miejsca dziewiętnastowiecznej Europy, znane z historii i bliżej poznać ludzi, o których,wprawdzie, każdy z nas słyszał, ale pamiętamy zaledwie niektóre nazwiska. To bezcenna, pouczająca, pełna wrażeń, podróż w zapomnianą, a fascynującą przeszłość. 

Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/


niedziela, 24 stycznia 2016

"Mały człowiek Tom" - Barbara Constantine

Okładka książki Mały człowiek TomAutor: Barbara Constantine
Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: 8 lipca 2015
Ilość stron: 288 



  Marzenia drogo nie kosztują...

                           cyt.: "Mały człowiek Tom" Barbara Constantine 






 Dziecięce marzenia potrafią otworzyć nawet zatrzaśnięte mocno drzwi. Niczym niepohamowana, dziecięca fantazja, przenosi dzieci w światy nawet te bardzo odległe.
Przecież "marzenia drogo nie kosztują".
O czym marzył jedenastoletni, tytułowy Tom, bohater powieści francuskiej pisarki Barbary Constantine?
Miejsce i czas, w których żyje mały chłopiec, jest mniej istotna. Domyślam się, że we Francji, kraju pisarki i współcześnie, znakiem czego jest telefon komórkowy. Istotniejszy, według mnie, jest tutaj fakt, że bieda i  samotność, mieszkają pod każdą szerokością geograficzną i w każdych czasach. Jest też zawarta tu głęboka prawda, iż bieda nie zawsze oznacza patologię, a samotność nie dotyka wyłącznie starych ludzi.

Jednym z marzeń Toma, było, by mieć drewniane, prawdziwe drzwi, takie z klamką, drzwi do swego domu, czy choćby do mieszkania. Miejsce, gdzie mieszkał ze swoją matką, trudno było nazwać domem. 
Dlaczego młoda, dwudziestopięcioletnia Joss, a właściwie to Josette, mieszka ze swym synem w starej przyczepie kempingowej? Sama pozbawiona dzieciństwa, odbiera je swojemu dziecku? 
Nie ma tu jednej prostej przyczyny, ani odpowiedzi w jednym zdaniu.
Joss, wciąż płaci za popełnione wcześniej błędy. Czy teraz ich nie popełnia? Wciąż dojrzewa do roli matki. Nie chce nawet, by Tom tak ją nazywał. Wprawdzie kocha swoje dziecko i to z wzajemnością. Są dla siebie całym światem. Kobieta podejmuje dorywcze prace, ale to nie wystarcza na życie. Wie o tym, że syn kradnie  warzywa z ogródków sąsiadów. Ostrzegała go tylko, by nie dał się złapać, bo wówczas może trafić do domu dziecka. A "lepiej umrzeć, niż tam trafić!"

Zasiany w nim strach, odezwał się pewnego wieczoru, gdy w penetrowanym ogródku znajduje leżącą na grządkach staruszkę, wołającą o pomoc. Pomimo swych obaw, nie stchórzył i nie uciekł. Madeleine, dziewięćdziesięciotrzyletnia kobieta mieszkała sama, z psem i z kotem. Bardziej troszczyła się i obawiała o zwierzaki, niż o siebie samą. Z tej nowej znajomości, uczynił swoją tajemnicę.
 Matka też ma przed nim tajemnicę. Wielką. Czy rozwieje ją, niespodziewane pojawienie się Samy'ego,  znajomego matki sprzed lat?  

Samy również zapłacił wielką cenę za błędy młodości. Właśnie wyszedł z więzienia. Chciał odkupić winy. Pragnął odszukać swą młodzieńczą miłość, choć wcale nie wiedział, że został ojcem. 
Czy będzie dla niego miejsce w ich życiu? 
Poszukiwanie właściwej drogi, realizacja pogubionych gdzieś, na wyboistych drogach, marzeń, tęsknota za miłością, zrozumieniem, za lepszym jutrem, to zauważone przez pisarkę zwykłe ludzkie sprawy, które łatwiej rozwiązać, gdy nie jest się zupełnie samym.

Barbara Constantine, znana z zamiłowania do uprawy własnego ogrodu, z miłości do kotów, szuka inspiracji w codzienności, w losie trochę poobijanym. Pisze o ludziach, którymi nie zajmują się gazety, nie pokazuje telewizja, a są ważną cząstką społeczeństwa, w którym gdzieś po cichu żyją.
Za historię, opisaną w powieści "Mały człowiek Tom", otrzymała w 2010 roku nagrodę Prix Charles Exbrayat.

To książka, jedna z tych małych, niepozornych, niekrzyczących.
 Już kilka razy przekonałam się o wielkiej treści w małej formie. Tak, jak "Mały książę" Exupery'ego, "Oskar i pani Róża" E-E Schmitta, "Myszy i ludzie" J. Steinbecka i "Złodziej dusz. Opowieści niesamowite" naszej  współczesnej pisarki Anny Klejzerowicz. 
Małe książeczki, wielka treść. Poruszają wartości, które  nigdy nie mogą się zdewaluować.
Polecam tę książeczkę, dzięki której, z pewnością, zatrzymacie się na chwilę, albo i na dłużej.

Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/




wtorek, 19 stycznia 2016

"Szczygieł" Donna Tartt

Okładka książki SzczygiełAutor: Donna Tartt
Tłumaczenie: Jerzy Kozłowski
Tytuł oryginału: Goldfinch
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 30 kwietnia 2015
Ilość stron: 844


  Cudem jest każda rzecz, którą udaje się ocalić z przeszłości.

                           cyt.: "Szczygieł" - Donna Tartt 


  Mały obraz, wielkie dzieło.
"Szczygieł" namalowany przez holenderskiego malarza Carela Fabritiusa w 1654 roku, od początku swego istnienia wzbudzał, wśród wielu, zachwyt i pragnienie posiadania go.
Fabritius, zdolny uczeń Remrandta. Czy uczeń przerósł mistrza?
Remrandt, prawdopodobnie chciał wykupić "Szczygła". Legendy krążą wokół tych dwóch nazwisk.

Niespodziewanie, jeszcze w 1654 roku, w tym samym, co powstał obraz, wybucha pożar
w prochowni w Delft. Fabritius umiera z powodu odniesionych ran, a wiele jego prac ulega zniszczeniu. "Szczygieł" ocalał. Zniknął jednak z powierzchni ziemi na ponad dwieście lat, by znów ujrzeć światło dzienne.
Obecnie znajduje się w holenderskim muzeum Mauritshuis w Hadze.


Pisarka Donna Tartt, pasjonatka sztuki, zaczerpnęła z tej historii inspirację do swej powieści pod tym samym tytułem. Wielka inspiracja i historia, przeniesiona w czasie, zatacza koło. Tym razem, bohaterowie tej niezwykłej opowieści, mogą podziwiać  "Szczygła" w nowojorskim Metropolitan Museum. Znów tragedia. W muzeum wybucha bomba. Giną ludzie. Szczęśliwie ocalałemu chłopcu, obcy, umierający mężczyzna, wciska obraz  i wypowiada słowa: "Zabierz go ze sobą." Był to również ulubiony obraz matki chłopca, trzynastoletniego Theo Deckera, z którą tutaj przyszedł i która podczas wybuchu  zginęła.
Obraz szczygła w niewoli, stał się dla chłopca skarbem, nicią łączącą go z przeszłością, z matką, z całym światem, który właśnie rozsypał się w gruzy.
Theo pozostał sam. Z obrazem i z pierścieniem, przekazanym przez tego samego człowieka. Te wydarzenia i te drogocenne przedmioty, substytuty przeszłości, naznaczą jego los.

Zgłębiłam genezę tytułu powieści, ale sztuka, choć przez duże "S", to tylko tło do opowiedzianej tutaj historii.
A obraz, z wizerunkiem ślicznego ptaszka na uwięzi, z łańcuchem u nogi, pozostaje tutaj, motywem przewodnim, symbolem, metaforą, dowolną interpretacją dla każdego. Tak, jak dowolna jest interpretacja sztuki w ogóle.

"Szczygieł" Donny Tartt , zgodnie ze słowami jurorów Nagrody Pulitzera, jaka została przyznana pisarce za tę książkę w 2014 roku, to"pięknie napisana powieść o dorastaniu z wybornie zarysowanymi postaciami, która pobudza umysł i porusza serce".
Cóż, od siebie mogłabym tylko dodać, że jest to literatura przez duże "L", z górnej półki, wykwintna literacka uczta. Celebra czasu przeznaczonego na udział w niej.
Z czasem, obraz zostaje okrzyknięty bezcennym, trafia do katalogu dzieł zaginionych. Tajemnica jego posiadania, rodzi w chłopcu niepokój, staje się dla niego ciężarem, lękiem, obsesją. Gdzie ma go schować? A jeśli ktoś go u niego znajdzie? Jaka czeka go kara? Czuje zagrożenie. Narastająca atmosfera sensacji, też jednak, nie jest tutaj istotą. Nie jest to powieść sensacyjna.
Sztuka, sensacja, to tylko narzędzia, za pomocą których pisarka buduje szkielet konstrukcji i ma swój projekt, by go wypełnić. Wypełnieniem jest tutaj proces dorastania, silna tęsknota za matką, poczucie winy za jej śmierć, a później za śmierć ojca hazardzisty, który zabiera syna do siebie, do Las Vegas. W tej przestrzeni rodzi się przyjaźń, silna więź z Borisem, która poddana zostaje wielkiej próbie. Jest tutaj wiele krętych dróg i pokrzywionych drogowskazów. Za wskazaniem staruszka z muzeum, chłopiec trafia do antykwariatu z antycznymi meblami i z warsztatem renowacyjnym. Właściciel, stary Hobie stał się dla Theo kimś ważnym. Przyjacielem i mentorem. Kimś, od kogo otrzymał duży kredyt zaufania. To było miejsce niezwykłe. Wyciszone, jakby odizolowane od reszty świata. Skupisko rzeczy silnie związanych z przeszłością, przedmiotów z duszą. Tutaj, w tym magicznym miejscu, zmaterializowało się cudowne zjawisko z muzeum, z tamtej dramatycznej chwili. Rudowłosa piękna Pippa, wnuczka umierającego starca. Ideał. Obraz, który pojawiał się w jego myślach, snach, marzeniach. Mijały lata, kolejne etapy w jego życiu, a ona wciąż się pojawiała. Niedościgniona, niczym miraż. Czy już zawsze będzie żył iluzjami...?

Donna Tartt zabiera nas w wędrówkę przez różne światy. Z bogatych apartamentów nowojorskiej, zaprzyjaźnionej z chłopcem rodziny, która zaopiekowała się nim na samym początku, przez pustynne Las Vegas, przez świat z alkoholem, narkotykami, straszne preludium dorosłości, do podziemia handlarzy sztuką, mrocznego, śmiertelnie niebezpiecznego Amsterdamu. Pisarka prowadzi nas przez kręte ścieżki swych bohaterów, asekurując pięknym słowem, hipnotyzującymi opisami, przekształcającymi się w obrazy.
Zgłębia ludzką psychikę, ukazując uwarunkowania wpływające na los, decyzje, wybory, skłania do refleksji, czy mamy wpływ na to, co się wydarzy? I, czy zawsze możemy być sobą? Czy znamy siebie tak do końca?
Jej pisarski talent, budzi we mnie zachwyt. Uczta, jeszcze bardziej obfita, niż debiut "Tajemna historia" (608 stron), jeśli porównać objętość. "Szczygłem" delektowałam się przez 844 strony. Nie będę porównywała tych dwóch powieści, która lepsza, bo każda ma swoją wartość. Ilość stron wcale mnie nie przeraża. Nie jest to bowiem lektura do pochłonięcia jednym tchem.

Myśli moje nie mogą odfrunąć za daleko , jakby były na łańcuszku. Coś każe im wracać do różnych miejsc i zdarzeń, do antykwariatu starego Hobiego, ciszy wokół starych, odnawianych mebli, do zapachu drewna, nieporównywalnych woni tego zaczarowanego świata, który potrafi przenieść w odległe czasy i ich klimat. Myśli wracają do tych zaskakujących rozdroży i dylematów, którą drogę wybierze Theo, którą jego przyjaciel Boris? Która jest właściwa? Wracam do ich rozmów, w końcówce powieści, które dużo dają do myślenia. Stajemy, gdzieś pomiędzy "dobrem", a "złem", granice się przesuwają i nic nie jest oczywiste.

"A jeśli nasze zło i błędy są właśnie tym, co wyznacza nasz los i prowadzi nas do dobra? A jeśli niektórzy z nas nie trafiliby tam inną drogą"?
 
 Wracam do fascynujących literacko opisów różnych światów, w których życie, bezwzględnie i niezależnie od wszystkiego, toczy się obok, płynie dalej swoim nurtem. Tak, jakby rzeka "kipiała od szybkich, skłębionych prądów i czasem zdawała się płynąć w dwóch kierunkach jednocześnie." 
 Szum ludzkich spraw. Odgłosy "świata równoległego". I osamotniony, sam ze sobą człowiek. Osądzający się, żałujący przeszłości. Dźwigający ciężar winy, trapiony własnymi, wewnętrznymi wyrzutami z powodu nadużytego czyjegoś  zaufania. I nurtujące go, nieodparte wątpliwości, co tak naprawdę go uszczęśliwia: rzeczywistość, czy może jednak świat iluzji, ten wymarzony, choć niedościgniony? Szczęście skryte pomiędzy skrajnościami, miłością i niemiłością, istnieniem i nieistnieniem, pragnieniem i niepragnieniem. Gdzieś "na krawędzi czegoś niewysłowionego." W strefie pośredniej, onirycznej, gdzie rodzi się piękno, sztuka i magia.

"Jak mogę widzieć tak wyraźnie, że wszystko, co kocham, i na czym mi zależy, to iluzja, a jednak-przynajmniej dla mnie- wszystko, dla czego warto żyć , kryje się w jej uroku"?

Absorbująca, przemyślana fabuła, opracowana z wielką dbałością o szczegóły. Z konstrukcją kalejdoskopu. Życie oglądane z różnych perspektyw. Ludzkie charaktery analizowane przez przeróżne pryzmaty. Różne kształty i wiele barw widocznych w psychice człowieka. Lubię się w nią zagłębiać. Lubię delektować się słowem, które, tak jak tutaj, przyczepia się do mnie swą treścią.
Dla wszystkich, co mają podobny gust, co czytają bez stopera w ręku i nie wypatrują drogi na skróty.

Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Wyniki konkursu na Recenzję Roku!



Rok 2015 był czasem, w którym każdego miesiąca na blogu Myśli Rzeźbione Słowem był ogłaszany konkurs na najlepszą recenzję miesiąca. Każda, zwycięska Recenzja Miesiąca pretendowała do roli Recenzji Roku. Rok 2015 już za nami, więc czas na rozstrzygnięcie konkursu!

Zanim to jednak nastąpi, chciałabym serdecznie podziękować wszystkim uczestnikom, za przesłane recenzje oraz chęć podzielenia się swoimi wrażeniami, odczuciami i emocjami związanymi z recenzowaną pozycją.

Pragnę również serdecznie podziękować Partnerowi konkursu, którym było: Wydawnictwo SINE QUA NON



Jest mi niezmiernie miło ogłosić, iż nagrodę Recenzji Roku otrzymują ex aequo:

Pani Magdalena Łatkowska za recenzję książki "Ostatnie rozdanie" Wiesława Myśliwskiego. Recenzja Pani Magdaleny zwyciężyła pierwotnie w konkursie na Recenzję Miesiąca Luty

 oraz

 Pani Jolanta Domagała za recenzję książki "Ciemno prawie noc" Joanny Bator. Recenzja Pani Jolanty zwyciężyła pierwotnie w konkursie na Recenzję Miesiąca Październik.


Nagrody dla laureatek w postaci książki "Listy niezapomniane" autorstwa Shauna Ushera ufundowało Wydawnictwo SINE QUA NON !




Serdecznie gratuluję oraz zapraszam do lektury nagrodzonych recenzji!


Recenzja autorstwa Pani Magdaleny Łatkowskiej dotycząca książki "Ostatnie rozdanie" Wiesława Myśliwskiego



 Porządki generalne w szafie, w notesie, w życiu. Co wyrzucić, kogo zostawić? Czym oznaczyć niewiadomą. Jaką hierarchię przyjąć? Naturalnie od początku, od spodu, od najdawniejszych wspomnień. Gdzie to A. ? Chyba tam w korytarzach sądu. Tam, gdzie ta mała, chuda dziewczynka ze śniącą lalką. Tylko oczy jej, jakby zbyt dorosłe. Nie wyszedł szczęściu naprzeciw. Matka miała żal. A może jednak? Tylko że inaczej nie można go dostrzec, jak tylko przez utratę, cierpienie. Szczęścia nie stać na półśrodki. Wysoką cenę każe płacić. 
 B., znów porządki, lawina nazwisk. Znam? Nie znam. Nie pamiętam. Może to ktoś z księgi gości matki, lub z notesu krawca. Kolejne etapy życia, ale gdzieś na skraju wciąż ta śniąca lalka. Kilka następnych lat, następnych liter w notesie i znów ona. Bez lalki.  Cała 
w jasnych lokach. To moja przyszła żona! Oj, głupi, głupi. 
 Kolejne szkice. Zachwyt to surowy sędzia. Ogranicza wyobraźnię, zniewala. Szukał sposobów, jak. Jak wykrzesać to, co przyciągało. Nie na pierwszy rzut, ale to, co wypalało. Pierwszy niejasny ślad został tam, w korytarzach, z lalką w ramionach i tak też ostatecznie przetrwał na płótnie. Dziewczynka ze śniącą lalką. Podeszła na wernisażu. Nie rozpoznała. Piękny obraz, prawda? To pani lalka. To Ty. Dlaczego ja? Nie bawię się lalkami.  Miałaś żywą lalkę. Jak to żywą? Powiedziałaś, śpi i ma prześliczny sen.
 Sen trwał. Urywał  się tylko czasem pomiędzy rzadkimi  przespanymi nocami. Pozostały jedynie tabletki i wciąż zmieniane adresy. Zawsze tak samo precyzyjnie dobrana papeteria. Zawsze ta sama pieczątka z tego samego miasta. Raz na kilka miesięcy, lat. Tylko w jedną stronę. Dlaczego miłość jest zawsze za młoda? Dlaczego, gdy chce się zadać to najważniejsze pytanie, zadaje się je sobie? W odpowiedzi na niedokończoną, bądź nie rozpoczętą jeszcze rozmowę. 
 Kolejne litery w notesie, nazwiska znane i zapomniane. Jej nawet nie  wpisał. Znał na pamięć ulicę, numer, kod. Jeszcze się nie obawiał, nie przypuszczał. No właśnie, że co? Że przyszła  za wcześnie.  Że przyszła?
 Kolejne listy. Najpierw pełne niepokoju, potem już łagodniejsze. Milczące. Opisujące fakty. Fikcję? Zagadka. Bo nikt nie pamiętał doktorki. Czy można się przygotować? Będzie moją żoną! Oj, głupi, głupi...
 Po  drodze całe życie. Samotne. Na życzenie. Proszę bardzo! Sztuka rysunku, e, nie wstrzelił się w wymagania. Zbyt niejednoznaczne. Krytyka boli, zwłaszcza młodość. Miał prawo, rozumiem. Subtelność przychodzi z wiekiem, z doświadczeniem. 
 Jeszcze tylko ten niedokończony obraz obdartych z człowieczeństwa zakładników życia, śmierci. Wypłakane oczodoły matek, żon, córek. Portret wdów.
 Po drodze prucie cudzych żyć, łatanie niezałatwionych spraw, zaszywanie cudzych bolączek. Swoich. Własną nitką. 
 Kolejne litery. Wiele kobiet znanych tylko z łóżka. I ten mały chłopiec. Już zawsze tylko chłopiec.
 Od czasu do czasu jeszcze poker, a choć nietrudna gra, jednak na cmentarzu, 
w otwarte karty, gdy same grają za nas w uczciwej grze, zazwyczaj się jest przegranym.  Nie da się inaczej, gdy zamienia się  życie za śmierć. Miesza światy.  Ostatnia talia. Ostatnie rozdanie. 
 Życie marne, żałosne. Nie warte ani jednego słowa w żadnym jej liście. 
  Rozstać się ze swoim życiem. Podziękować za wszystko i nic. Ostatni list. A może jednak nie? Po nim jeszcze niedbałe kartki, wyrwane z zeszytu. Urywane emocje. Dziewczynka ze śniącą lalką. Jej sen. Oni, razem, przez jedną chwilę, wyczekaną. Pół godziny, kwadrans. Ze świata w świat. Poszarpane, niedokończone, niewiadome. 
 Każdy swoją historię ma do opowiedzenia. Wyspowiadania. Rozgrzeszenia. Oby się udało. 
 Wiedziałam, że będzie ciężko. Rozważania autora, język. Szczególnie piękny, choć trudny, filozoficzny. Niesłychanie wysublimowany. Myśliwski prowokuje, choć nie wprost, do zmierzenia się ze swoją przeszłością. Płynnie, delikatnie, subtelnie ukierunkowuje nasze myślenie. Akcentuje przeszłość, bo to z niej wyrasta piękny kwiat, lub chwast. Uczucia dojrzewają, rosną w siłę, pozwalają o sobie zapomnieć, ale gdy już są przeszłością, upominają się o należną im wartość, o dostrzeżenie, choć przez mgłę, tego co w nich doskonałe. Niewinne. Ale na to wtedy, jesteśmy zazwyczaj zbyt młodzi. Beztroscy. Przychodzą za wcześnie. Pęcznieją dopiero w swojej przeszłości. Wskrzeszane znaczeniem, które pojąć może jedynie człowiek z bagażem chaosu,  przypadków, w których po latach dopiero dostrzega regularność. 
 Są takie dzieła, obrazy, książki, których nie trzeba kończyć. Wybitne. Rozdanie. Ostatnie. Niedokończone. Dlatego kiedyś jeszcze raz.
 Nie raz.


Recenzja autorstwa Pani Jolanty Domagały dotycząca książki "Ciemno prawie noc" Joanny Bator 


Głośna powieść Joanny Bator  „Ciemno, prawie noc”, za którą autorka otrzymała Nike w 2013 roku, zgodnie z określeniami zawartymi w tytule jest bardzo mroczna, ale mroczna w nader pociągający sposób. Nawet czas akcji pasuje do tej koncepcji - przypada bowiem na listopad, nazwany pięknie przez autorkę – „pęknięciem  między jesienią a zimą, czasem, kiedy otwierają się przejścia”.
   Książka w ogólnym rozumieniu dotyczy poglądu, że zło jest zaraźliwe. Ktoś, kogo zgwałcono, pobito, poniżono – będzie odtąd niszczył siebie i innych...
   Powieść Joanny Bator przywiodła mi na myśl nocną wędrówkę przez stary zapuszczony ogród. Czytając czułam się jak włóczykij błąkający się po właśnie odkrytym niezwykłym miejscu. Z wadliwą latarką, która raz gaśnie, raz się zapala, oświetlając ogród nikłym światłem, potęgując doznania słuchowe i zapachowe. Gdzieś w pobliżu pohukuje sowa, w dali złowieszczo wyją psy, a pod stopami  wciąż coś nieprzyjemnie uwiera i trzeszczy. Mdły zapach kwiatów miesza się z wonią butwiejących  liści i wilgotnej ziemi. Wraz ze smugą światła moim oczom ukazywały się intrygujące zakamarki, wnęki, kamienne murki, altany, rabaty i liczne boczne ścieżki.
   Oto co potrafi zdziałać bogaty w metafory, nieprawdopodobnie plastyczny język powieści i bujna wyobraźnia pisarza. Wielkie brawa należą się za to Joannie Bator.
   Dlaczego czułam się z książką „Ciemni, prawie noc” tak jak lubię, czyli jak odkrywca nieznanych tajemniczych lądów? Ano dlatego, że autorka zna się na rzeczy. Czaruje słowem. Tworzy fascynujące obrazy. Niekiedy makabryczne, niekiedy poruszające, ale zawsze niezmiernie ciekawe. Wystarczy czytać i spokojnie, o ile nerwy nie zawiodą, podążać za wyobraźnią pisarki. Efektem jest wyjątkowo sugestywne malowidło przedstawiające walkę dobra ze złem zasiedlającym ludzkie dusze, a także hulającym w szeroko rozumianym otoczeniu pod postacią „ektoplazmy”.  Dobroć ma tu swój azyl w kociarach przemykających chyłkiem przez powieść czyli  w  miłych staruszkach taszczących torby kocich chrupek i wciskających czasem perły do rąk „zagubionych dziennikarek”.
   Obok warstwy baśniowej pełnej fantastycznych stworów i niesamowitych scen, których w naszym świecie z pewnością nie znajdziemy, toczy się zupełnie realna historia dziennikarki Alicji Tabor, zwanej  Wielbłądką, Pancernikiem albo Niedobitkiem. Młoda kobieta wraca do rodzinnego Wałbrzycha, do starego  przedwojennego domu, pełnego smutnych wspomnień. Ma misję. Musi napisać reportaż o serii niewyjaśnionych zdarzeń, o zniknięciu trójki dzieci; Andżeliki, Patryka i Kalinki.
   Próbując rozwikłać zagadkę, Alicja wnikliwie przygląda się ogarniętemu religijnym szaleństwem ubogiemu społeczeństwu Wałbrzycha, które wstrząśnięte porwaniami dzieci, histerycznie szuka ratunku w chorej religijności. Ludzie słuchają samozwańczych proroków, chcą stawiać dziwne pomniki w środku miasta, pragną relikwii.  Swoje frustracje, lęki, kompleksy i pielęgnowane przez pokolenia uprzedzenia wyrażają podczas nieformalnych wieców i na forach internetowych. No właśnie, Internet!  Niestety, anonimowość totalnie odblokowuje wszelkie hamulce.  Złość leje się w przestrzeni internetowej niczym wielki obrzydliwy, wirtualny bluzg. Brzmi znajomo, prawda?
   Alicja prowadzi obok zleconego służbowo -  drugie, prywatne śledztwo. Poszukuje prawdy o sobie samej, o rodzinnej tragedii, która stała się jej udziałem dawno temu. Poszukiwania te stanowią główna oś powieści, wokół której kręci się cała reszta historii, wątków i niezwykłych istot.
   Dostajemy oto w prezencie galerię  barwnych postaci – uwielbiającą bieganie i wsłuchiwanie się w ludzkie opowieści, Alicję o odstających uszach; szaloną starszą siostrę Alicji – Ewę;  księżnę Daisy z przepastnym sznurem pereł; przyjaciółkę Niedobitka, piękną bibliotekarkę Celestynę, która kiedyś była małym sympatycznym Czesiem; wiecznie nieobecnego ojca Alicji, tropiącego skarby zamku Książ; oskalpowanego przez Sowietów pana Alberta; brutalnie zgwałcone dziewczynki; nierzeczywistego Daniela; kociary, kociojady  i wiele, naprawdę  wiele innych intrygujących wytworów wyobraźni autorki.
   Tutaj muszę koniecznie wspomnieć o mojej ulubionej historii z „Ciemno, prawie noc”. Ona najmocniej zapadła mi w pamięć, bo wlała porządną i zarazem ogromnie potrzebną dawkę słońca w tę mroczną lekturę. Chodzi mianowicie o wątek Patryka Miłki, jednego z zaginionych dzieci. Rodzice wykreślili chłopca ze swojego życia. Pozostawili go schorowanej babci, która okazała się mądrzejsza i sprytniejsza niż legendarny król Salomon. Po cichu, bez udziału bezdusznych instytucji, powołała do życia szczęśliwą rodzinę…
    „Ciemno prawie noc” budzi kontrowersje i liczne dyskusje co do swojej wartości.  Niektórzy zarzucają powieści grafomaństwo. Co za bzdura?! W mojej opinii „Ciemno...” jest dziełem. Literacką ucztą. Owszem „barokową” nieco, owszem dość skomplikowaną i co tu kryć – wymagającą uwagi i skupienia od czytelnika, ale to właśnie w tym tkwi jej oryginalność i urok. Powieść Joanny Bator jest mieszanką gatunków literackich (kryminału, obyczaju, horroru), a zarazem pewnego rodzaju zabawą konwencjami – baśni i realizmu. To również galeria przeróżnych wątków, niesamowitych opowieści, które mogłyby z powodzeniem żyć własnym życiem. Wyobraźnia pisarki zdaje się nie mieć granic. Dodatkowo wszystko spowija plastyczny poetycki język.
    Zdecydowanie warto ów niezwykły świat poznać, szczególnie że wnikanie w niego sprawia nawet kapryśnemu czytelnikowi nie lada przyjemność, a już wkrótce powieść doczeka się ekranizacji.


Partner konkursu




piątek, 15 stycznia 2016

"Wigilijny cud" - opowiadanie Magdaleny Goc

Samotność i smutek, to nie tylko słowa, czy tematy około świąteczne. To stan ludzkiej duszy. Bolesny. Najlepiej o tym wiedziała Elżbieta, starowinka, bohaterka opowiadania "Wigilijny cud" Magdaleny Goc.
Swój smutny los dzieliła ze zwierzakami, kotem, psem, dwoma zadomowionymi myszkami, którym okazywała dobre serce. 
Ukochanego męża Władysława już dawno opłakała wszystkimi  łzami, a dzieci poszły w świat. Pozostała sama w drewnianym domku, w tym samym, co przed laty, w wojenny czas, wydarzyła się straszna rodzinna tragedia. Pozostały koszmary.
Ta trauma okaleczyła ją na resztę życia. Wracała do tych przeżyć nieustannie. Były czarną treścią, którą przytaczała swoim bliskim, chcąc, by nie przepadła bez echa, by historia jej rodziny, pomimo, że bolesna, nie popadła w niebyt. 
Bolesna scheda, przekazana dzieciom, okaleczyła je, w takim stopniu, że nie chciały, czy też nie mogły dłużej dźwigać jej ciężaru. Od lat nie przyjeżdżały do starej matki.
Ta wigilijna opowieść, pomimo smutnego wydźwięku, ma charakter baśni. Do głosu dochodzą, wdzięczne za wszystko, zwierzęta, zdolne do empatii i do okazywania  wybawicielce swojego ciepła.
Aż dziw, co jeszcze trzyma Elżbietę przy życiu...?
Podglądają jej dziwny świat sąsiedzi, czasem korzystający z jej zielarskich rad, obdarowywani ziołami, być może o cudownym działaniu. 
Czy zdolni są zajrzeć głębiej? Czy wzruszy kogoś z nich los samotnej Elżbiety?
Czy wszystko zakończy się jak w bajce?

Opowieść jest wzruszająca. Budzi silne emocje. Skłania do refleksji i do poważnych postanowień. Bo, czy wokół nas nie krząta się ktoś tak samotny, jak Elżbieta? Trzeba tylko otworzyć oczy i serca.
Los bohaterki tego opowiadania, skojarzył mi się z bohaterką powieści Ignacego Karpowicza "Sońka", która podobnie została doświadczona, której wojna zabrała wszystkich, których kochała. Ale też mocno odzwierciedla, znaną mi, konkretną życiową sytuację. Dlatego mogę stwierdzić, że wymowa tej opowieści, choć jest fikcją literacką, mocno splata się z rzeczywistością. Znam taką samotną "Elżbietę".
 Nigdy nie zapomnę magii ostatnich Świąt Bożego Narodzenia. I to, co wydawać by się mogło niemożliwe, stało się faktem, może cudem. Radość moja była tym większa, że nie musiałam nikomu niczego podpowiadać. Oby takie cuda zdarzały się nie tylko w ten magiczny świąteczny czas. I oby empatia nie była pustym, ładnie brzmiącym, słowem...

piątek, 8 stycznia 2016

"Tajemna historia" Donna Tartt

Okładka książki Tajemna historiaAutor: Donna Tartt
Tytuł oryginalny: The Sekret History
Tłumaczenie: Jerzy Kozłowski
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 5 października 2015
Ilość stron: 608


Czy w świecie poza literaturą istnieje coś takiego jak "skaza tragiczna", ta ostentacyjna ciemna rysa biegnąca przez środek życia?
         cyt.: "Tajemna historia" - Donna Tartt



"Tajemna historia" jest debiutem literackim amerykańskiej pisarki Donny Tartt. Pisała tę książkę długo, bo od 1983 roku do 1992, kiedy została wydana. Dwie kolejne powieści "Mały przyjaciel", jak i "Szczygieł"-nagrodzony Pulitzerem, powstawały w podobnie długim procesie twórczym.

"Nie umiem szybciej pisać książek. To jest moje tempo".

"Z każdą powieścią czuję się tak, jakbym malowała ogromny mural szczoteczką rozmiaru rzęsy. To powolna praca na niewielkich detalach".

   Okładka książki, z fragmentem starogreckich dionizji, zdradza po trosze tematykę powieści. Jest to jednak zaledwie uchylony rąbek tajemnicy, ujawniający jednocześnie pasję pisarki do sztuki i kultury antycznej.
Starożytna Grecja, wraz z całą spuścizną kulturową, jest niewątpliwie źródłem fascynacji oraz inspiracji dla pisarki, ale ona nie przytłacza nas swą niekwestionowaną erudycją. Maluje precyzyjnie tło do historii, która wydarzyła się współcześnie, z końcem ubiegłego stulecia.

  Hampden College, w stanie Vermont, na Wschodnim Wybrzeżu. Uniwersytet z tradycją i renomą.
Znalazł się tutaj Richard Papen, chłopak z północnej Kalifornii, z przeciętnej rodziny, gdzie na porządku dziennym były kłótnie o pieniądze i naukę. Chciał wyrwać się z tego miejsca za wszelką cenę, wbrew oczekiwaniom rodziców, iż będzie pomagał ojcu w prowadzeniu stacji benzynowej.
Rodzice nie byli dla niego zbyt inspirujący. Motywacją chłopaka do nauki była wielka chęć odmiany swego losu, poprzez zdobycie intratnego zawodu. Medycyna, którą zaczął studiować, przegrała jednak z filologią klasyczną. Nauka  greki nie sprawiała mu problemów, a dawała satysfakcję. Ostatecznie o jego wyborze zadecydowała pasja.

Próg dorosłości. Pierwsze poważne wybory, decyzje, często wpływające na całe życie. Nowe miejsca. Odczucie osamotnienia. Nowi przyjaciele i chęć integracji z nimi. Taki krótki szkic do historii, jakich wiele.
Tylko historia  Richarda, opowiedziana przez niego samego w pierwszej osobie, bowiem autorka mianowała go narratorem, nie jest historią jedną z wielu.
Fakt, że Richardowi bardzo zależało, by przynależeć do grupy studiującej literaturę grecką. Było w niej zaledwie pięciu studentów: Henry, Francis, Bunny oraz Charles i Camilla, którzy byli bliźniaczym rodzeństwem. Imponowali swoim wyglądem, sposobem bycia nie tylko jemu, ale i pozostałym studentom.
Uchodzili za erudytów, elitę. Tajemniczy i niedostępni, w okularach typu lenonki. Jakby z innego wymiaru.

Profesor Morrow przyjął Richarda do swojej grupy wybrańców.  Był dla studentów autorytetem i mentorem.To mocna, radykalna osobowość owiana nimbem tajemnicy.
  "Abyśmy żyli wiecznie", często wznosił taki toast. Ślepy na problemy natury osobistej, wymyślał dla nich życiowe role i specyficzne maski "z gładkim licem, miękką skórą, dobrym wykształceniem i fortuną".
Zarażając ich swoją pasją, przenosił ze świata materialnego tam, gdzie dzieją się "rzeczy wzniosłe", gdzie można poczuć się nieśmiertelnym, gdzie fascynacja graniczy z czymś pięknym i równie niebezpiecznym.
Na kogo kreował on swoich wychowanków? Czy jego wpływ był  intencjonalny, czy niezamierzony? Z pewnością był kolosalny.

"Piękno to trwoga. Jeśli nazywamy coś pięknym, drżymy przed tym. I co może być bardziej przerażające i piękne dla dusz takich jak greckie lub nasze niż całkowita utrata kontroli (...) ?
Piękno to trwoga...
Chcemy, by nas pochłonęło, chcemy się zatracić w tym ogniu, który nas uszlachetnia".

Pragnęli tej wzniosłości. Pragnęli ulec pokusie, by wyjść ze swego ciała i zatracić się. Tak, że wpadasz w niebyt i gubisz świadomość istnienia jakichkolwiek granic, zatracasz moment przekroczenia ich w miejscu, gdzie nic nie jest takie samo, gdzie miłość do siostry może przerodzić się w chorą zazdrość, a ta w perwersję. By przestać być sobą.
Alkohol, narkotyki, opary trucizn, modlitwy, post, były katalizatorem wprowadzającym ich w stan  kultowej czystości. Czystość ich śmiertelnej powłoki była istotą bachicznego misterium. Tylko wtedy mógł przebić się pierwiastek boski.
W tym pięknym duchowym zatraceniu, w tym "dionizyjskim szale" popełnili rzecz straszną. Zamordowali człowieka. Ich czworo: Henry, Francis, Charles i Camilla. Bunne'go i Richarda nie było z nimi. Z czasem, każdy z nich zaczął podejrzewać przyjaciół o udział w tym tajemniczym morderstwie.

Strach, trwoga ogarnęła czworo winowajców, by tajemnica pozostała tajemnicą. Bardziej, niż Richarda, obawiali się Bunne'go, choć był jednym z nich. Uczucie zagrożenia potęgowało się. 
Zbrodnia rodzi zbrodnię. Z premedytacją zaplanowali pozbyć się zagrożenia. 
Wcale nie zdradzam istoty sprawy. To nie spoiler odsłaniający rozwiązanie kluczowe. To tło do szukania innych kluczy, całego ich pęku.
Już Prolog zabrzmiał górnym "C". Wiemy co się stało, kto kogo zabił. Jak u Hitchcocka następuje trzęsienie ziemi, a potem to napięcie tylko rośnie. Podobnie jak u Dostojewskiego. Wiemy od początku, co zrobił Raskolnikow, student prawa.

"Tajemna historia" nie jest kryminałem z pokrętną intrygą, trzymającą w napięciu, z dochodzeniem prawdy kto zabił. Tutaj okropna zbrodnia, której konsekwencją była druga zbrodnia, jest tłem do ukazania człowieka. Złożoności jego natury. Jak ten straszny czyn wpływa na dalsze życie jednostki zdolnej do jego popełnienia? Co dzieje się w duszy człowieka, jakie rodzą się myśli w jego głowie? Niepokoje. Strach. Panika. Bezsenność. Dygot obezwładniający i somę, i psyche.
Jeśli jest to grupa, czy potrafi się zjednać, dźwigając tak mroczną tajemnicę, czy obwiniając się nawzajem, oddalają się od siebie jej członkowie, zrywając łączącą ich dotąd, wydawać by się mogło, silną nić? To wnikliwe studium psychologiczne.

Donna Tartt zgłębiając okaleczoną ludzką psychikę, kreśląc portrety swoich bohaterów, stworzyła arcydzieło uniwersalne. Zgotowała wykwintną ucztę i podała na sześciuset ośmiu stronach. Ucztowałam wolno, delektując się smakami, jakich na co dzień się nie kosztuje. Rarytas!
Nie, nie przesadzam. Cenię taką literaturę, która pochłania mnie bez reszty i budzi tak wielki podziw. Niczego mi nie brakowało, ani też nie było za dużo. Ze strony na stronę rósł mój zachwyt.
Pisarka tak konstruuje narrację, że pozostawia przestrzeń dla czytelnika. To jedna z cech powieści polifonicznej, ujawniającej dogłębnie charakterystyki bohaterów, z ich światopoglądem, lecz nie dająca jednoznacznych odpowiedzi. Zarówno bohaterowie, jak i czytelnik, próbują je odnaleźć. To cenny "wkład własny" w interpretację dzieła. Znalazłam i miejsce, i czas na delektowanie się pięknem i na strawienie trwogi.

Świat wewnętrzny każdego z bohaterów po mistrzowsku wkomponowany jest w świat zewnętrzny, z podkreśleniem szczegółów zdarzeń. Tutaj groza, trwoga, przeplata się z szumem liści, z cykaniem świerszcza, z odgłosami bezlitosnej codzienności, która okrutnie bezwzględnie głośno brzmi.
Piękne opisy i perfekcyjnie stworzona aura, oddziałują silnie na czytelnika. Jesteśmy tak blisko tych ludzi, zdarzeń, śledzimy ich wzajemne relacje. Spadły już maski pozorów, skończyła się beztroska. Potępiamy i współczujemy. Czujemy upływ czasu i zastanawiamy się, znając ciężar tajemnicy, czy czas ich wyzwoli, czy unicestwi?

Czy zbrodnia może ujść bezkarnie? Jak długo można uciekać przed strachem i gdzie się schronić przed samym sobą?
Wszelkie wątpliwości egzystencjalne są tutaj dodatkowo nasycone i wyeksponowane poprzez cytowanie francuskiego poety dziewiętnastowiecznego Arthura Rimbauda, którego krótkie życie, bo żył zaledwie 37 lat, urosło do rangi legendy, a nazwisko stało się symbolem obyczajowego buntu, taki przykład enfant terrible. Jego poezja, ze wskazaniem na "Statek pijany", wiodła przez aury piękna i fantazji. Główną ambicją twórczości, ulubiony przez pisarkę poeta, uczynił osobiste dążenie do poszukiwania granic każdego doświadczenia oraz rozszerzenie barier poznania zmysłów.  Tak, jakby był jednym z bohaterów powieści Donny Tartt.

                          "Lecz zbyt wiele płakałem!Jutrznie są bolesne,
                            Srogie - wszystkie księżyce, gorzkie - wszystkie zorze.
                            Cierpka miłość mi dała strętwienie przedwczesne.
                            O, niechaj dno me pęknie!Niech pójdę pod morze!"
                                           (cyt.: "Statek pijany" - Arthur Rimbaud)

Najważniejsze, że mam już "Szczygła" ! :)


Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/


niedziela, 3 stycznia 2016

Czytam dla przyjemności i polecam to samo innym :)

Okładka książki DziedzictwoKsiążką Roku, według czytelników moich opinii recenzenckich na blogu i fanpage'u, została książka Krystyny Januszewskiej "Dziedzictwo". Świadczy o tym największa liczba wyświetleń (283 na ten moment)


http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/11/dziedzictwo-krystyna-januszewska.html#comm










Do najczęściej czytanych recenzji należą recenzje niżej podanych książek, naszych rodzimych pisarzy.
Dostarczyły mi one  mnóstwo emocji i literackich doznań, skłoniły do refleksji, do spojrzenia w głąb siebie. Gorąco polecam. :)

"Płacz wilka" Ewy Formelli
  http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/12/pacz-wilka-ewa-formella.html

"Listy z Kresów" Magdaleny Jastrzębskiej
http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/05/listy-z-kresow-opowiesc-o-jozefie-z.html

"Dama w jedwabnej sukni" Magdalena Jastrzębska
 http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/08/dama-w-jedwabnej-sukni-magdalena.html

"Pokój dla artysty" Marii Ulatowskiej i Jacka Skowrońskiego
 http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/11/pokoj-dla-artysty-maria-ulatowska-i.html

"Szczęśliwy dom" Krystyny Mirek
http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/10/szczesliwy-dom-krystyna-mirek.html

"List z Powstania" Anny Klejzerowicz
   http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/02/list-z-powstania-anna-klejzerowicz.html

"Dygot" Jakuba Małeckiego
 http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/10/dygot-jakub-maecki.html

"Miłość na szkle" Barbary Sęk
 http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/02/miosc-na-szkle-barbara-sek.html

"Śpiewaj ogrody" Pawła Huelle
 http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/01/spiewaj-ogrody-pawe-huelle.html


"Medalion z bursztynem" Anny Klejzerowicz
 http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/03/medalion-z-bursztynem-anna-klejzerowicz.html

"Płaczący chłopiec" Agnieszki Bednarskiej
http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/02/paczacy-chopiec-agnieszka-bednarska.html

"1945. Wojna i pokój" Magdaleny Grzebałkowskiej
 http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/09/1945-wojna-i-pokoj-magdalena.html

"Mała Zagłada" Anny Janko
http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/02/maa-zagada-anna-janko.html

"Sońka" Ignacego Karpowicza
 http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/06/sonka-ignacy-karpowicz.html#comment-form

"Księgi Jakubowe" Olgi Tokarczuk
 http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/01/ksiegi-jakubowe-olga-tokarczuk.html

"Gobelin" Barbary Kosmowskiej
http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/04/gobelin-barbara-kosmowska_12.html

"Stulecie Winnych" Ałbena Grabowska
 http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/06/stulecie-winnych-saga-rodzinna-abena.html

"Tuż za rogiem" Magdalena Kawka i Robert Ziółkowski
 http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/08/tuz-za-rogiem-magdalena-kawka-i-robert.html

"Szum" Magdalena Tulli
  http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/10/szum-magdalena-tulli.html

"Rosół z kury domowej" Natasza Socha
 http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/08/rosol-z-kury-domowej-natasza-socha.html



I jeszcze podam cztery opinie o książkach z literatury obcej:

 "Na dno" Quentin Bates
 http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/04/na-dno-quentin-bates.html

"Zegarek z różowego złota" Richard Paul Evans
http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/05/zegarek-z-rozowego-zota-richard-paul.html#co

"Dzieci gniewu" Paul Grossman
 http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/07/dzieci-gniewu-paul-grossman.html

"Między światami. Moje życie i niewola w Iranie" Roxana Saberi
http://myslirzezbioneslowem.blogspot.com/2015/09/miedzy-swiatami-moje-zycie-i-niewola-w_23.html