niedziela, 31 maja 2015

"Jeszcze jeden dzień"- Mitch Albom

Okładka książki Jeszcze jeden dzień Autor: Mitch Albom
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 22 maja 2014
Ilość stron: 217


    Prawda jest taka, że nie ma żadnej granicy. Jest tylko nasze życie, to, jak je niszczymy i kto jest przy nas, by nam pomóc. A kogo nie ma.



        Życie Charls'a Bernetta, Chicka, jak go wszyscy nazywali, straciło sens. Pustka. Tęsknota. Samotność. Przypadkowe spotkanie na boisku bejsbolowym, w jego rodzinnym mieście, daje początek opowieści, która zostaje wysłuchana. Powierniczką jego staje się młoda pisarka, która niespodziewanie znalazła się w tym samym, co on miejscu.

Chick stracił wszystko, co miał najcenniejszego na tym świecie. Nie grał już w bejsbol. Przez swą naiwność źle zainwestował wszystkie oszczędności. Popadł w alkoholizm. Stracił żonę i córkę, bo nie chciały być z nim ani dnia dłużej. Około dziesięciu lat temu zmarła jego matka.Ona, z pewnością wskazałaby mu odpowiednią drogę. Zapytałaby, jak zawsze: "No, Charley, co cię gryzie?" Ojciec, może, pomógłby mu przedsięwziąć jakiś plan, bo plan na życie, to podstawa. Ale ojciec już dawno temu wybrał drogę , w przeciwnym do swojej rodziny, kierunku.

Nikomu już na nim nie zależało. Wstydzą się go. Jedyna córka nie chce go widzieć w dniu swojego ślubu. Przepaść. Czarna dziura. Marność. Czujesz "jakby zatrzasnęły się za tobą stalowe drzwi; Walisz w nie, ale nikt cię nie słyszy." To moment, kiedy człowiek chce umrzeć! Tak czuł Chick. Ale przedtem musi wrócić do miejsca, gdzie był jego początek, do miejsca jego urodzenia. Gdzie wzrastał, gdzie z chłopakami wspinał się na wieżę ciśnień, gdzie uczył się grać w bejsbola. Postanowił, że miejsce jego dzieciństwa będzie odpowiednim miejscem na jego kres. Zakończy się jego wędrówka. Zamknie koło. 

Nigdy nie można zapominać o miejscu swego urodzenia. To miejsce magiczne, posiadające cudowną moc. Tam tkwią przez cały czas cienie postaci, które spotkaliśmy na swojej drodze, tam krąży ich energia i dźwięczą słowa wypowiedziane przez nich kiedyś. Tylko z czasem nabierają treści, mądrości i znaczą dla nas o wiele więcej. Trafiają głębiej. Do tego wszystkiego Chick chciał powrócić. Kierował go tam głównie żal do siebie samego. Żal, z którym przez te wszystkie lata, nie mógł sobie poradzić. Kiedy zmarła jego matka, nie było go przy niej. Znalazła ją Maria, jego czternastoletnia wówczas córka. Jaki musiała przeżyć szok!? Dręczyło go to nieustannie. I słowa córki, wyszeptane mu do ucha nad grobem matki: "Przykro mi, że nie miałeś okazji się pożegnać, tato." Słowa te dźwięczą mu w uszach, głowie, w sercu i w duszy...

I jeszcze te straszne słowa, które usłyszał przez telefon: "Twoja matka... Zmarła." Takie słowa "są zbyt wielkie, by zmieścić się w uszach... robią dziurę, by zmieścić się w mózgu... rozdzielają cię na pół." 
Tak bardzo pragnął pobyć z matką ten "jeszcze jeden dzień." Powiedzieć jej to, czego nie zdążył.
Znalazł się w miasteczku Pepperville Beach, wraz ze swą tęsknotą, ze swoimi wspomnieniami, z matką, z wszechogarniającą ciszą. Cisza ma swoją wymowę. W ciszy słychać lepiej. Bo co sprawia, że powstaje echo?- "Utrzymywanie się dźwięku po tym, jak jego źródło ucichnie i słyszymy je właśnie wtedy, kiedy jest cicho i inne dźwięki zostają pochłonięte."

"Gdzieś pomiędzy tym życiem, a następnym", Chick znalazł ten jeszcze jeden dzień, którego tak mu brakowało. Był ze swą matką bardzo blisko. Rozmawiał z nią. Wspominał... Ten dzień pozwolił mu lepiej poznać, nie tylko swoich bliskich, ale i siebie samego.
"Jeśli ktoś jest w twoim sercu,nigdy tak naprawdę nie odchodzi. I może do ciebie wrócić , nawet w mało prawdopodobnych sytuacjach."

Pisarz Mitch Albom, spod którego pióra wyszła powieść "Jeszcze jeden dzień", a wcześniej "Zaklinacz czasu", "Pierwszy telefon z nieba", często wskazuje swoim czytelnikom to szczególne miejsce, gdzie przenikają się dwa światy, ten obecny i ten nieznany.


Ostatnia powieść tego bestsellerowego pisarza "Jeszcze jeden dzień", to nieduża książeczka z wielkim przesłaniem. Wzbudza głębokie refleksje, skłania do zajrzenia w głąb siebie, dostarcza niezapomnianych doznań. To książka cenna dla każdego. Bo każdy z nas jest, jeśli nie matką, rodzicem to na pewno czyimś dzieckiem. Polecam tę opowieść, jeszcze w atmosferze świętowania Dnia Matki i Dnia Dziecka, ale nie tylko. To książka na każdy zwykły dzień, bo to one, te szare dni, decydują, co tak naprawdę dzieje się w naszych sercach podczas świętowania jeden, dwa dni do roku.
  A w każdej opowieści jest coś niezwykłego, znaczącego, zarówno dla osoby, która ją opowiada, jak i dla tej, co jej słucha... Zapewniam Was o tym...


Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

poniedziałek, 25 maja 2015

WYNIKI KONKURSU NA RECENZJĘ MIESIĄCA MAJA :)

WYNIKI KONKURSU NA RECENZJĘ MAJA:

W konkursie na recenzję miesiąca maja wygrywa recenzja książki Ewy Ludkiewicz "Siedem lat w więzieniu", nadesłana przez Annę, autorkę bloga: Moje zaczytanie. Serdecznie gratuluję i zapraszam do lektury.                            
Autor: Ewa Ludkiewicz
Wspomnienia, autobiografia
Data wydania: 2011
Ilość stron: 205



       

O tym jak pozostać człowiekiem w nieludzkich warunkach.......Ewa Ludkiewicz " Siedem lat w więzieniu"





    Nareszcie nadszedł ten dzień, trzydziesty pierwszy grudnia. Zaprowadzono mnie do budynku administracji, tym razem nie do pokoju fryzjerskiego, a do jakiegoś innego. Nie pamiętam szczegółów, jedynie ostateczny wyrok : siedem lat! Było tam jeszcze sporo o jakichś utratach praw, ale mało mnie to interesowało - siedem lat! Mój Boże! Dziewczyny dostawały dożywocia, piętnaście lat, dziesięć lat! A ja siedem! Siedem to prawie nic w porównaniu z innymi. Byłam wprost uradowana, wierzyłam w jakąś amnestię, zmniejszenie wyroku! A może będę siedzieć tylko trzy lata? Wytrzymam![*]

Tak wspomina Ewa Ludkiewicz w swej książce 31 grudnia 1948 roku,  dzień który zakończył jej niecierpliwe i pełne obaw oczekiwanie w więzieniu na Mokotowie na to, jak zakończy się prowadzone w jej sprawie śledztwo, i jaki wyrok otrzyma w związku z oskarżeniem jej o współudział w szpiegostwie. 

       W 1948 roku Ewa Ludkiewicz miała 25 lat, studiowała w Warszawie i przygotowywała się do pierwszych egzaminów, nawet nie przypuszczając, że gdy 6 czerwca odwiedzi razem z bratem jego szkolnego kolegę, Władysława Śliwińskiego, obydwoje zostaną aresztowani i przyjdzie im długie lata spędzić za murami ubeckich więzień. A tak się niestety stało i ta książka, którą dostałam - opatrzoną autografem autorki - od miłego książkowca jest niezwykłym zapisem jej wspomnień, wspomnień, które pozwoliły mi zapoznać się z niebywale trudnymi pod każdym względem warunkami, w jakich więziono w czasach stalinowskich więźniów politycznych, i z nieludzkim traktowaniem, jakie musieli znosić. Wspomnień tak realistycznych, że mogłam zaglądnąć do każdej celi, w której przebywała w areszcie śledczym na Mokotowie, czy już po wyroku w Fordonie i wejść w  położenie kobiet, które żyjąc latami w ciasnocie a bywało potwornej, pozbawione elementarnych środków do godnego życia  i nawet wzrokowych kontaktów ze światem zewnętrznym starały się jak tylko potrafiły dostosowywać do życia pozbawionego nawet minimum intymności i zachować swą ludzką godność, z której je bezwzględnie codziennie odzierano.Wspomnień, które poruszyły mną do głębi obrazem szarej, przepełnionej nostalgią nie tylko za rodziną, ale tak w ogóle za światem zewnętrznym wieloletniej więziennej  codzienności, ale również tym jak Ewa Ludkiewicz dzięki pokładom życzliwości dla innych potrafiła się, na ile to było możliwe, zaadaptować w warunkach, w jakich przyszło jej bytować, nawiązywać przyjaźnie a nawet tworzyć wiersze, które z braku możliwości ich zapisywania musiała zapamiętywać.
            
              A  o tym jaka ta książka jest i dlaczego potrafi sprawić, że czyta się ją z ogromnym zainteresowaniem  od początku do końca   najlepiej świadczy ten oto fragment ze wstępu do niej napisanego przez Barbarę Otwinowską :

    Wspomnienia więzienne Ewy Ludkiewicz mają szczególny walor bezpośredniości i autentyzmu. Wyobraźnia ludzi z "wolnego świata" skłonna jest widzieć życie więźniów politycznych tamtego czasu jako pasmo nie tylko udręk i szykan, ale przede wszystkim straszliwej monotonii i beznadziejności, degradującej osobowość człowieka. Trudno polemizować z taką wizją, jest w niej bowiem jakaś część prawdy. Ale drugą jej część, tę, której z zewnątrz nie można sobie dopowiedzieć, ujawniają strony tej książki. Okazuje się, że w sytuacji "człowieka myślącego", mającego dar żywej obserwacji, wiernej pamięci a przy tym zmysłu humoru pozwalającego na dystans i wobec tamtej rzeczywistości, i wobec własnej osoby - a takim człowiekiem jest Autorka tych wspomnień - obraz siedmiu więziennych lat nie emanuje nudą, której czytelnik mógłby się spodziewać.[**]

         Ewa Ludkiewicz nie epatuje w swych wspomnieniach czytelnika strasznymi opowieściami z przesłuchań, gdyż sama nie doświadczyła tortur a o torturach stosowanych wobec innych nie rozmawiano ze względu na godność tych osób. Oczywiście opowiada o strachu jaki przeżywała w areszcie śledczym, gdy nie wiedziała co ją na przesłuchaniach może czekać, ale przede wszystkim snuje wspomnienia o tym jak w takich warunkach organizowała sobie ona i inne więźniarki czas, by nie oszaleć od jego nadmiaru. A to dotyczyło wielu miesięcy aresztu, bo w Fordonie już pracowała a praca chociaż ciężka, wyniszczająca stawała się w tych warunkach mimo wszystko jakimś  błogosławieństwem, bo pozwalała wyjść z ciasnej, dusznej celi i nawiązywać kontakty poza nią. Tęsknota za światem zewnętrznym, za możliwością zobaczenia skrawka nieba była u niej tak ogromna, że mogła wszystko znieść, by w Fordonie móc chociaż na chwilę usiąść na parapecie okna korytarza i sycić się widokiem Wisły, o której napisała piękny wiersz tak się zaczynający : 

Wisło, poezjo moich dni
Pośród wiosennej drzew zieleni
Twa woda w słońcu blaskiem lśni
I brylantami nam się mieni.[***]

      Pisząc swe wspomnienia Ewa Ludkiewicz sięgała do listów pisanych z więzienia do matki, o których tak wspomina :

Z ich lektury wynikać by mogło, że pobyt w Fordonie przedstawiał się jako pasmo spokojnych dni, spędzanych na przyjemnej pracy, wypoczynku, spacerach, lekturze i rozrywkach, takich jak kino czy amatorski teatr organizowany przez koleżanki. Trochę jest w nich słów o tęsknocie i o nadziei na rychłe spotkanie na wolności. Właściwie to, co pisałam, było prawdą, wszystkie te przyjemne chwile zdarzały się czasem, jednak nie pisałam o innych sprawach, o codziennym udręczeniu ciasnotą w celach, chłodem w zimie, zaduchem w lecie, o nędznym jedzeniu, o zmęczeniu ogłupiającą fizyczna pracą i o poczuciu zmarnowanych dni, miesięcy, lat. Bez nauki, bez budowania przyszłości, bez kontaktu z ludźmi, z normalnym życiem, o skrywanej głęboko tęsknocie za miłością, za założeniem własnej rodziny. A jak cierpiały te, które oderwano od dzieci, mężów, czy narzeczonych! O tym w listach nie ma śladu.[****]

       Tak mogła bym pisać i pisać prawie bez końca o tej książce, którą  Ewa Ludkiewicz poruszyła mnie do głębi poszerzając równocześnie moją nikłą do tej pory wiedzę o losach kobiet, więźniów politycznych w czasach, gdy w naszej Ojczyźnie szalał stalinowski terror. 
To znakomita i ważna lektura wspomnieniowa a na dodatek napisana takim językiem, który sprawił, że czytałam ją jednym tchem a  po jej przeczytaniu moje spojrzenie na wiele spraw, które do tej pory wydawały mi się istotne zmieniło się.
Bo czyż można sobie wyobrazić wieloletnie życie pozbawione wszystkiego, gdy Twoją własnością są tylko metalowe miska i łyżka i to co masz na grzbiecie. 

             Kto sięgnie po tę książkę z pewnością nie pożałuje swego wyboru.

_______________________________________________________________________
 Ewa Ludkiewicz - urodzona w Warszawie w 1923 roku, córka Zdzisława Ludkiewicza, ekonomisty rolnego, profesora polityki agrarnej SGGW, który uczestniczył w organizowaniu administracji niepodległej Polski a w rządzie Władysława Grabskiego był ministrem reform rolnych. W czasie okupacji hitlerowskiej uczęszczała do średniej szkoły rolniczej, gdzie zdała małą maturę.Po śmierci ojca podjęła pracę w Skierniewicach w Majątku Doświadczalnym SGGW. Po zakończeniu wojny Ewa z bratem i matką przeniosła się do posiadłości Ludkiewiczów w Milewku na Pomorzu. Po wyjściu z więzienia wyszła za mąż. Mieszka obecnie w Gdańsku, gdzie należy do Związku Byłych Więźniów Politycznych.

Władysław Śliwiński -  bohaterski pilot bitwy o Anglię, wrócił do kraju a tu został oskarżony o bycie agentem i stracony w 1951 roku.


* Ewa Ludkiewicz,"Siedem lat w więzieniu.1948-1955",wyd.BiT,wyd.II,2011 r.str.63
** tamżę, B. Otwinowska -  wstęp, str.5
*** tamże, str.131
****.tamże, str.102


________________________
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Polacy nie gęsi.....

środa, 20 maja 2015

"Listy z Kresów. Opowieść o Józefie z Moszyńskich Szembekowej."- Magdalena Jastrzębska

Autor: Magdalena Jastrzębska
Wydawnictwo: LTW
Data wydania: 2015
Ilość stron: 256


     ...żyła ujmując wszystkich, co się do niej zbliżyli wielką dobrocią i szlachetnością uczuć, zadziwiając niezwykłą w późniejszym wieku świeżością umysłu, podsycanego lekturą i rozległą korespondencją, czarem rozmowy, która zdaje się być tajemnicą coraz rzadszą w naszym społeczeństwie. Zawsze uprzejma, swobodna i o drugich myśląca, cierpienia i przeciwności losu znosiła z pogodą budującą...

fragment z gazety krakowskiej "Czas"-
 cyt.: "Listy z Kresów"- Magdalena Jastrzębska

                  
                      Przewracam ostatnią kartkę książki. Zamykam ją, ale nie odkładam. Wracam do wizerunku z okładki i patrzę na twarz dwudziestoletniej wówczas kobiety o subtelnej urodzie, o kasztanowych włosach z opadającymi na odkryte ramiona lokami-anglezami. Bije od niej "jakiś urok prosty rozumu i uczciwości", jak mówiła sama o sobie, nie zauważając gładkich rysów swej urody.

To portret olejny Józefy Moszyńskiej Szembekowej, bohaterki najnowszej książki historyczno-biograficznej "Listy z Kresów" autorstwa Magdaleny Jastrzębskiej.
Zwróciłam uwagę, że to właśnie dziś, 20 maja przypada rocznica śmierci Józefy Moszyńskiej, która zmarła 20 maja 1897 roku. Minęło już sto osiemnaście lat. I taka naszła mnie refleksja, czy ta kobieta pomyślała kiedyś przez chwilę, że za wiek cały to właśnie jej życie zainspiruje kogoś do napisania książki, opowieści z życia jej rodziny, a ta, z wielkim zainteresowaniem będzie czytana przez następnych? Czy marzyła o tym? Czy analogicznie, za kolejne tyle lat, życie współczesnych nam kobiet będzie dla kogoś równie intrygujące?

   "Listy z Kresów" to opowieść niezwykła, ukazująca nie tylko postać tej konkretnej kobiety, ale również epokę, w której żyła, wraz z panującymi wówczas obyczajami, tłem historycznym i ważnymi wydarzeniami. Podróżujemy w czasie i razem z bohaterką poznajemy kolejne miejsca, wielkie majętności Moszyńskich, położone na Wołyniu i urodzajnym Podolu. Szczególnie bliskie były jej Berszada, Dolsk, Ujście i Lewada, z którymi związała swe życie.

Józefa była właścicielką wielkiej fortuny. Jej ojciec Piotr Moszyński za swą patriotyczną, konspiracyjną działalność, rozkazem Wielkiego Księcia Konstantego, został aresztowany i zesłany na Sybir. Kara "śmierci cywilnej" odbierała mu wszelkie prawa w Rosji. Swój majątek przepisał wówczas na córkę. Jaką była córką? Jak silne więzi łączyły Józefę z ojcem? Jakie relacje miała ze swoją matką? Kto miał wpływ na jej wychowanie? 

Bogatym źródłem informacji, gdzie można znaleźć odpowiedź na te i na inne pytania, stanowią między innymi listy, jakie pisała Józefa głównie do swojego ojca, ale również do innych członków rodziny, przyjaciół. Listy te odkrywają jej bogate wnętrze, jej wrażliwą duszę. Duszę jeszcze dziecięcą, bo miała zaledwie sześć lat, gdy ojca "Moskale zabrali" i łączyła się z nim drogą korespondencji, czekając na odpowiedź nawet kilka miesięcy. Później, gdy powrócił, zamieszkał ostatecznie w Krakowie, pisała mu o swoim dorosłym życiu. Epistolograficzna skarbnica wiedzy. Kiedyś, to się listy pisało. Zawierały one emocje, uczucia, wyznania, fascynacje, obawy, myśli wszelkie. Można było wyczytać z nich znacznie więcej, niż nadawca w nich zawarł.

Dwudziestoletnia panna Moszyńska, dziedziczka milionowej fortuny, cieszyła się wielkim zainteresowaniem konkurentów. Jej wybór nie był podyktowany głosem serca. Bowiem wielką sympatią darzyła księcia Romana Sanguszkę, ale za niego nie wyszła. Jakie były przeszkody na drodze do ich wspólnego szczęścia? Dlaczego książę nie poczynił żadnych oficjalnych kroków w sprawie ich przyszłości?
Zaś ślub Józefy z Józefem Szembekiem, synem przyjaciela jej ojca, był niejako wynikiem pewnego warunku, jaki Józefa postawiła sama sobie,w trudnych rodzinnych okolicznościach. I zgodnie z danym słowem wywiązała się ze swego ślubowania.

Bogactwo, jakie Józefa wniosła w posagu urastało do rangi królewskiej. Były to dobra ziemskie na Wołyniu, na Podolu, na Pobereżu, pobudowane cukrownie, biżuteria Moszyńskich wraz z brylantami pochodzącymi jeszcze od hrabianki Cosel. Geneza wielkiego majątku Moszyńskich ma swoje początki na dworze saskim. Kiedy to Fryderyka Cosel, jedna z trzech córek Augusta II Sasa i jego faworyty Anny hrabiny Cosel, poślubiła Jana Kanty Moszyńskiego. Był to iście intratny mariaż dla średniozamożnej rodziny Moszyńskich i wielki też awans społeczny.

A teraz ślub Józefy Moszyńskiej z Józefem Szembekiem. I ogromna jej fortuna. Na jak długo im wystarczy...?
Józefa, choć nie poszła za głosem serca, była oddaną, lojalną żoną i kochającą matką ich dzieci. Dużo podróżowała po Europie, bywała w Paryżu, ale nigdy nie była "damą salonową". Dbała o innych, działała charytatywnie. A mąż... ? Wszyscy wokół lepiej go znali, więcej o nim wiedzieli, niż ona... jego żona. Lojalna. Oddana. Uległa. Czy przez taką postawę chciała odkupić winy matki? Przed laty jej matka Joanna Moszyńska porzuciła swego męża Piotra, zesłańca i związała się z oficerem rosyjskich huzarów Stanisławem Jurjewiczem. Jej matka była kobietą łagodną, apatyczną, łatwowierną, aż naiwną. Czy zdolna była do samodzielnej decyzji odejścia od męża i to w chwili, gdy uzyskała długo oczekiwaną przez nią i przez córkę zgodę na podróż  do męża do Tobolska? Czy może padła ofiarą silnej intrygi? Komu mogło zależeć aż tak bardzo na takim właśnie jej życiowym wyborze?

Po latach bieg tamtych wydarzeń- rozstanie się rodziców Józefy, jak również związek jej matki z Jurjewiczem, był inspiracją dla Jarosława Iwaszkiewicza do napisania opowiadania " Noc czerwcowa", przerobionej później dla Andrzeja Wajdy na dramat o tym samym tytule.
Każda opowieść powstaje na skutek fascynacji, inspiracji, na skutek pewnych przemyśleń.
Pisarka Magdalena Jastrzębska wykonała mrówczą pracę przeglądając archiwalne źródła informacji, czytając długie, kilkunastostronicowe listy, by jak najwierniej ukazać nam postać Józefy i innych fascynujących osób z tamtych czasów. Magdalena Jastrzębska z wielką pasją bada historię polskich rodów arystokratycznych, szuka ich dawnych ścieżek, chadza alejkami, traktami, gościńcami, by nakreślić jak najwierniej  literacki portret polskich dam żyjących w XVIII i XIX stuleciu, by ocalić je od zapomnienia.

Pomimo zrębu czasu, tamte historie ożywają emocjami tamtych ludzi. Sposób, w jaki Magdalena Jastrzębska opowiada, nadaje jej opowieści szczególny koloryt, charakter. Bohaterowie stają się ludźmi z krwi i kości. Stają się nam bliscy. Patrzymy na nich nie przez pryzmat marmuru, czy fotograficznej sepii, a poprzez ich uczucia, rozterki, radości, pragnienia. Dzięki Magdalenie Jastrzębskiej są wciąż żywe, niczym muszki zastygłe w bursztynie.


Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

                    

wtorek, 12 maja 2015

"Zegarek z różowego złota"- Richard Paul Evans

Okładka książki Zegarek z różowego złota
Autor: Richard Paul Evans
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 3 lipca 2013
Ilość stron: 224


       Jakże szybko pruje się materia naszego życia. Chronimy się pod gobelinami utkanymi z naszych marzeń i złudzeń, a okrutna rzeczywistość rozrywa je na strzępy. Rozpacz to bezlitosna nauczycielka.

    
                                                            cyt.: "Zegarek z różowego złota"- Richard Paul Evans

                    
        Upływający czas...
Każdy, w jakimś momencie swego życia, zauważa, że mija on bezpowrotnie. Dopiero na coś czekamy. Coś będzie... I już jest... Za chwilę... było... Jaki jest tego sens? Przemijanie. Chcemy zostawić po sobie ślad.
W miarę swoich możliwości, uwiecznić się. Pobudować, zapisać, wyryć...
Pozostawione dzienniki, pamiętniki, zapiski, gdzieś w zakamarkach naszych domów. Nikt nie wie, jaką i dla kogo będzie stanowiło to wartość. Pozostają sprzęty, meble, stare zegary. Nasiąkają nami. Niektóre mają duszę...

  Richard Paul Evans, to nazwisko z listy pisarzy, które mówi samo za siebie. Pierwszą swą powieść "Najcenniejszy dar", wydał za własne pieniądze, w nakładzie dwudziestu egzemplarzy. Czytelnicy przekazywali sobie z rąk do rąk. Książka trafiła do wydawcy, by szybko znaleźć się na szczytach list bestsellerów. Tam też trafiała każda następna jego powieść.
Ostatnia, "Zegarek z różowego złota", to piękna opowieść, wzruszająca do łez, którą gorąco polecam. Jeśli chodzi o czas, to niewiele trzeba go przeznaczyć. Jeden wieczór. Ale pozostanie na długo.

  Narrator snuje swą opowieść w przeddzień ślubu swojej córki Jenny. Ma dla niej prezent. Przekazany, przeznaczony od lat. Dziewiętnaście lat wcześniej narrator wraz z żoną Keri i maleńką Jenny, mieszkali u wdowy Mary-Anne Parkin. Kobieta krótko przed śmiercią powierzyła jego pieczy zegarek. Piękny zegarek z różowego złota. "- W przeddzień ślubu Jenny-powiedziała, a jej głos drżał tak samo jak ręka, którą podała mi cenną pamiątkę-daj to jej za dar."
Niezwykły dar ślubny. Czasomierz, który dla Davida i Mary-Anne Parkinów, miał największą wartość uczuciową. Co stanowiło o tej wartości?
  Pierwszy i dwunasty rozdział powieści, to refleksje narratora snute w pierwszej osobie, spinające w klamrę niezwykłą opowieść o ludziach zupełnie jemu obcych, których już nie ma, a z którymi tak silnie jest związany.
Fabuła przenosi nas do Stanów Zjednoczonych z początku XX wieku, do miasteczka Salt Lake City, w czasy narodzin wielkiej fortuny jednego z wielu szanowanych amerykańskich rodów, rodziny Parkinów.
Do firmy milionera Davida Parkina trafiła poszukująca pracy w charakterze sekretarki Mary-Anne Chandler.
Dziewczyna skromna, ceniąca pracę, inteligentna, pełna zalet. Z czasem rodzi się uczucie. Miłość na zawsze. Czy za prawdziwe, wielkie uczucie trzeba zawsze ponieść jakąś cenę? Aż tak wielką?
"Czy w życiu zaznajemy szczęścia jedynie po to, by lękać się, że nas opuści? Ceną szczęścia jest ryzyko jego utraty."

 Richard Paul Evans potrafi mówić o miłości w niezwykły sposób. Potrafi pokazać rangę, moc tego najwyższego z uczuć. Miłość i przyjaźń silniejsze są od lęku o własne życie. Swoją twórczością pisarz temu dowodzi. Nie jest też obojętny na ogromną niesprawiedliwość społeczną, jaka ma miejsce w momencie bogacenia się jednych kosztem drugich. Wyraźnie zarysowuje ten problem postać przyjaciela Davida- murzyna Lavrance'a i jego niedola.
Równość społeczna!? Sprawiedliwość!? Jaka jest cena tych wartości?

 Evans opisując fascynującą historię swoich bohaterów, pozwala czytelnikowi, a wręcz skłania go, by spróbował znaleźć się w podobnej sytuacji, by spróbował podjąć równie trudną decyzję lub chociaż zastanowił się jak sam by postąpił? Twórczość Evansa jest po to, by się w niej przejrzeć. Każdy kiedyś cierpi, ponosi straty, odczuwa ból. Trzeba dalej iść... Znaleźć sens. A to nie jest łatwe. Gdy "nie jesteśmy zdolni już do radości, tylko, by unosić się na fali codziennych zdarzeń."
Stawiamy sobie pytania. Szukamy na nie odpowiedzi. Gdy ktoś nas skrzywdzi, zrani okrutnie, do czego jesteśmy zdolni? Co czujemy? Co nami kieruje? Co okaże się silniejsze od nas samych? Zemsta? Nienawiść? Wybaczenie?
Jeżeli w życiu zostaje nam odebrane to, co było dla nas bezcenne, czy wolelibyśmy tego nie mieć wcale, nigdy, czy , pomimo bólu... braku ukojenia... jednak chociaż na chwilę to posiadać?

"Są w życiu chwile, jak się zdaje, stworzone w kosmicznym teatrze, podczas których jesteśmy poddawani niezwykłym sprawdzianom."


Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

    

piątek, 8 maja 2015

KONKURS NA RECENZJĘ MAJA




Napisz recenzję i weź udział w KONKURSIE NA RECENZJĘ MIESIĄCA!

W MAJU do wygrania książka Shauna Ushera pt. „Listy niezapomniane”






Zwycięska recenzja będzie pod koniec roku brać udział w konkursie na RECENZJĘ ROKU wraz z innymi zwycięskimi recenzjami z poszczególnych miesięcy!

NAPISZ RECENZJĘ, WYŚLIJ I WYGRAJ NAGRODĘ!

Zasady konkursu:
1. Aby zgłosić recenzję do konkursu, należy przesłać recenzję dowolnej książki do 24 maja 2015 r. na adres mailowy: myslirzezbioneslowem@gmail.com (temat wiadomości: KONKURS NA RECENZJĘ) wraz z imieniem i nazwiskiem osoby zgłaszającej. Jeden uczestnik może wysłać jedną recenzję w danym miesiącu - każda recenzja może być zgłoszona tylko raz do konkursu i nie będzie mogła brać udziału w kolejnych konkursach na recenzję miesiąca.

2. Do konkursu zostaną zakwalifikowane recenzje spełniające wymogi konkursowe (patrz pkt. 7). W jednym miesiącu zakwalifikowanych do konkursu może zostać maksymalnie 5 recenzji. Jeżeli zostanie nadesłanych więcej recenzji, zakwalifikowanych zostanie 5 recenzji, które będą wyróżniały się wysokim poziomem i będą według mnie najciekawsze.

3. Recenzje zostaną jednocześnie opublikowane 25 maja 2015 r. na blogu Myśli rzeźbione słowem w zakładce "KONKURS NA RECENZJĘ MIESIĄCA".

4. W konkursie zwycięży recenzja, która od momentu opublikowania zakwalifikowanych recenzji, do 30 maja (włącznie) uzyska najwięcej polubień na Facebooku (przycisk "lubię  to" znajduje się pod każdą konkursową recenzją). Najlepszą recenzję wybierają więc sami czytelnicy! Zwycięska recenzja będzie pod koniec roku brać udział w konkursie na RECENZJĘ ROKU wraz z innymi zwycięskimi recenzjami z poszczególnych miesięcy.
Aby kliknięcia były naliczane, powinny być dokonane ze strony bloga Myśli rzeźbione słowem (wtedy mamy 100% pewność, że działa licznik polubień :).

5. Jeżeli zostanie nadesłanych mniej niż 3 recenzje, zwycięzca będzie wybierany przeze mnie - według kryterium poziomu i jakości recenzji.

6. Autor/Autorka zwycięskiej recenzji otrzyma nagrodę książkową ufundowaną przez wydawnictwo Sine Qua Non.

7. Wymogi konkursu:

a. Recenzję można wysłać w formie pliku (doc) lub linku / jeśli recenzję zgłasza bloger to może być ona wysłana za pomocą linka do danego bloga, z podaniem imienia i nazwiska osoby zgłaszającej (jeśli autor recenzji nie życzy sobie ujawniania swoich danych osobowych to proszę wskazać "blogowy" pseudonim, który ma być ujawniony pod konkursową recenzją natomiast imię i nazwisko pozostanie do wiadomości organizatora. W przypadku blogerów, zgłoszona recenzja zostanie skopiowana na bloga Myśli rzeźbione słowem, jako recenzja konkursowa.
b. Recenzja musi być autorstwa osoby zgłaszającej ją do konkursu, nie może naruszać cudzych praw autorskich. Organizator nie odpowiada za ewentualne naruszenia praw przez uczestników konkursu.
c. Recenzja nie może zawierać wulgaryzmów, treści obraźliwych etc.
d. Recenzję należy wysłać na adres mailowy: myslirzezbioneslowem@gmail.com (temat wiadomości: KONKURS NA RECENZJĘ)
e. Uczestnicy konkursu wyrażają zgodę na publikowanie ich recenzji oraz danych osobowych: imienia i nazwiska bądź pseudonimu.
Bieżące informacje na temat konkursu publikowane będą na fanpage'u bloga: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

W związku z powyższym zapraszam do polubienia strony, jak i zostania członkiem bloga Myśli rzeźbione słowem!

Powodzenia!

Partner konkursu:





Nagrody fundowane wydawnictwo SQN można nabyć również za pośrednictwem księgarni internetowej: http://www.labotiga.pl/


piątek, 1 maja 2015

WYNIKI KONKURSU NA RECENZJĘ KWIETNIA

WYNIKI KONKURSU NA RECENZJĘ KWIETNIA:

Okładka książki Rozwiązła
Autor: Jarosław Kamiński
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 18 stycznia 2012
Ilość stron: 544


W KONKURSIE na recenzję miesiąca kwietnia wygrywa recenzja książki "ROZWIĄZŁA" Jarosława Kamińskiego, nadesłana przez Jolantę Domagałę.     Serdecznie gratuluję i zapraszam do lektury.

Recenzja Konkursowa nr 2

Recenzja „Rozwiązłej” Jarosława Kamińskiego

autor recenzji: JOLANTA  DOMAGAŁA


Powieść p.t. „Rozwiązła” Jarosława Kamińskiego to jego debiut powieściowy, a zarazem jedna z lektur, które wzbudziły mój zachwyt i podziw.  Książka ta wykuła sobie w mojej świadomości jakąś tajemniczą przestrzeń , w której pewnie pozostanie na zawsze, bo nie sadzę bym potrafiła kiedykolwiek o niej zapomnieć…
Jest dokładnie taka, jak lubię – blisko człowieka, w znaczących momentach jego życia, wydobywająca na światło dzienne jego tajemnice, emocje, uczucia, wywracająca mu życie do góry nogami, albo odwrotnie – przywracająca go do pionu. Wszystko oplata jakaś magia, są odniesienia do historii, filozofii, religii. Jest klimat, jest liryzm, a czasem ostry pazur. Autor nie boi się drastycznych scen ukazujących okrucieństwo wojny czy niszczenie ludzi przez komunistów w ramach „budowania nowego porządku”. Odważnie przedstawia również seksualność swoich bohaterów.
Fabuła książki utkana jest z historii życia kilku osób, z których w moim odczuciu najważniejsze są dwie kobiety – matka i córka - Hanna Rogala vel Chaja Goldfarb i Zofia Rogala. Tak bliskie a jednocześnie zupełnie obce i nieznane. O dziejach Hanny dowiadujemy się pośrednio – z dokumentów, z przekazu zakonnic, z anonimów znalezionych w aktach, wreszcie z przekazu Edwarda Czerskiego - postaci tyleż ciekawej co kontrowersyjnej i bardzo ważnej z punktu widzenia opowiadanej historii. Losy Zofii śledzimy bezpośrednio. Hanna i Zofia choć fizycznie i mentalnie do siebie bardzo podobne – nie znają się, obie są osieroconymi dziećmi wojny i czasów nienawiści. Poszukują swej drogi, namiastki normalności, czegoś, albo raczej kogoś przy kim znalazłyby oparcie, swój upragniony azyl. Czy jednak jest to możliwe? Zwłaszcza, że trafiają na czarne dziury w historii. Holokaust, marzec’68. No i na panów z rodziny Czerskich…
Nie mogę nie wspomnieć o Zofii – polubiłam tę postać i dużo o niej myślałam. Wychowała się w domu dziecka, nie miała szansy zaznać ciepła rodzinnego domu . Przeciwnie – przecierpiała wiele - gwałt, upokorzenia, wyobcowanie. Znalazła się o włos od stoczenia w przepaść. By wyrwać się z kraju i bezsensownego, jej zdaniem, życia, była gotowa handlować własnym ciałem. Przypadek ją uratował. Przypadkiem też trafiła na książki, które stały się dla niej sposobem na ucieczkę od męczącej rzeczywistości. Po opuszczeniu domu dziecka ciągle goniła za czymś nie do końca sprecyzowanym, ulotnym. Szukała… Kiedy spotkała młodszego od siebie o dziewiętnaście lat Adama Czerskiego , w dodatku początkującego homoseksualistę, nie spodziewała się, że związek z nim zmusi ją do zainicjowania prywatnego śledztwa, do rozpoczęcia poszukiwań prawdy o sobie samej. I że ta prawda będzie tak wstrząsająca…
O niezwykłej urodzie „Rozwiązłej” stanowi, w dużej mierze, przepiękna narracja, zastosowanie czasu teraźniejszego, bardzo długich, wielokrotnie złożonych zdań, wymagających, co prawda skupienia i uwagi, ale za to jakże zachwycających i wręcz uzależniających. Zetknęłam się tu również z czymś w rodzaju „białej prozy”. Autor zrezygnował z większości znaków interpunkcyjnych. Dodatkowym atutem powieści jest bogactwo  metafor. Mamy tu liryzm na najwyższym poziomie, który sprawia, że czytanie „Rozwiązłej” sprawia ogromną przyjemność.

Podsumowując warto podkreślić, że Jarosław Kamiński podarował czytelnikowi niebanalną książkę o potrzebie życia w prawdzie, o dążeniu do znajomości własnych korzeni. Również o „chichocie” historii, która niestety bywa złośliwa w swojej chęci do powtarzania się czy, jak kto woli, do zataczania koła. Gorąco polecam „Rozwiązłą” – wyjątkowo udany powieściowy debiut Jarosława Kamińskiego.