poniedziałek, 15 czerwca 2015

"Sońka"- Ignacy Karpowicz

Autor: Ignacy Karpowicz
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: maj 2014
Ilość stron: 208


    Jestem Sonia Biała, jestem Sonia Kulawa, jestem ostatnia jak moja suka Borbus Dwunasta, jak mój kot Jozik Pasterz Myszy, ostatnia z rodu jestem, moja krew została wymazana ze świata w czasie wojny, później już tylko schła...

  ... jestem matką, której zabito dziecko, jestem siostrą, której zabito braci, jestem córką, której zabito ojca, jestem żoną, której zabito męża, jestem kochanką, której zabito kochanka, sąsiadką bez sąsiadów, rozpaczą bez strun głosowych, skargą bez spowiednika, spowiedzią bez rozgrzeszenia. 

              cyt.: "Sońka"- Ignacy Karpowicz


Tytułowa Sońka to ostry odprysk bolesnej historii. Swą opowieścią wbija się w nasze odczuwanie, w naszą świadomość, w nasz mózg, w naszą pamięć.
By pamięć wciąż żyła. Okrucieństwo. Groza. Piekło. Na temat wydarzeń drugiej wojny zapisano wiele kart. Nie ma już białych plam. Pokrętne losy rodaków, ich rany, ból, cierpienia, porozrywane dusze przerażają nas i wzruszają. Jak pisać o tamtym czasie, by uniknąć powtórzeń? Jak ukazać tamte zdarzenia inaczej od innych?
Ignacy Karpowicz znalazł sposób. Znalazł go w sobie. Szukając drogi do swej tożsamości. Omijając zbędny patos. Znalazł pryzmat! Znalazł perspektywę!
Pisarz został urodzony..., został wychowany... na podlaskiej wsi. Dziedzictwo zobowiązuje. Czasem działa jak magnez... Od bliskich słyszał wiele wojennych opowieści. Wujek Leon Tarasewicz opowiadał o kobiecie z ich wioski, która zakochała się w hitlerowskim Niemcu. Ta, tkwiąca w pamięci pisarza opowieść, stała się inspiracją literacką. Nigdy nie odszukał tej kobiety, nie spotkał osobiście. Zmarła.
Ignacy Karpowicz wysłał na Podlasie swojego bohatera Igora Grycowskiego, znaczącego warszawskiego reżysera teatralnego. Obdarzył go swoim imieniem (Igor szybko stał się Ignacym), swą tożsamością, artystycznym talentem. Przypadek, przeznaczenie, celowy zamysł sprawił, że jego samochód zepsuł się właśnie tam. Na pograniczu, we wsi Królowe Stojło, na tym pustkowiu, gdzie stały zaledwie cztery chaty. "Na końcu niczego". Miejsce, które "dawno, dawno temu" odnalazła wojna.

Tam spotkał dziewięćdziesięcioletnią kuśtykającą, podpartą kijem kobietę. Istotę, na którą czekał całe życie. Jej twarz... "Takich twarzy życie już nie lepi, takich twarzy się nie widuje." Każda jej zmarszczka była wróżbą jego inwencji twórczej, jego nowego sukcesu.
Dla Soni zaś, pojawienie się niespodziewanego gościa było zbawieniem. Czekała na niego od końca wojny. To jej Anioł śmierci, któremu będzie mogła "opowiedzieć swoją historię, wystawić swoje uczynki na zważenie."
 Zjawił się taki piękny, młody, bogaty, inteligentny. Zupełnie taki sam, jak "dawno, dawno temu" pojawili się we wsi niemieccy żołnierze, a wśród nich Joachim.

I opowiada, jak to wtedy, w sierpniową noc 1941 roku, za sprawą spadającej gwiazdy, spełniło się jej życzenie... "to było krótkie życzenie: najwyżej jedno słowo, pewnie mniej".
Spełniło się. Miało na imię Joachim i pachniało truskawkami, słodką śmietaną i cukrem... Ona czuła głód skręcający jelita, czuła głód ściskający serce, czuła głód... każdą komórką swego ciała i duszy.  Zachłannie chwytała się tego zniewalającego uczucia, tej miłości, której tak pragnęła, pożądała. Takiej miłości czystej, co by zagłuszyła nienawiść do ojca za zbrukanie jej niewinności, co zmyłaby ten brud, jaki w sobie czuła.
Miłość jej życia. Doznanie " wykraczające poza rozumienie, a nawet odczuwanie." Spotkanie się dwóch losów: on w czarnej skórze, ona w błękitnej kwiecistej sukience. Miłość tragiczna. Miłość zakazana. Warta jednak każdej ceny. "Nawet cena wyższa od najwyższej-to nie byłoby drogo." Za te dwa tygodnie wspólnego czasu. Potem Joachim wyjechał na front. Czekała. Czy wróci...?

...Wrócił...! Wtedy Sońce przyszło zapłacić najwyższą cenę za te dwa tygodnie, które jej podarował. Za ten czas, kiedy "żyła i czuła jak później już nigdy." Bo ta miłość pokonująca wszelkie granice, nie była w stanie pokonać krzywd i pamięci. Pamięci o mężu Miszy, dobrym człowieku, pamięci o swych braciach, chociaż nigdy nie byli sobie zbyt bliscy.
Staruszka opowiedziała Igorowi historię swojego życia i ludzi , którzy żadnej wojny nie wszczynali, nie mieli o co walczyć. "Tutejsi" nie utożsamiali się z konkretną narodowością. Nie czuli się ani Polakami, ani Rosjanami, czy Białorusinami. Oni byli stąd, z pogranicza. "Swoi". Wojna zdewastowała ich świat. Zabrała wszystko, co mieli. Zabrała bliskich. Ludzie żyli krótko, "bo wplątała ich w szprychy historia."
Czy to wszystko, o czym opowiadała mogło wydarzyć się naprawdę?
"Może w starciu opowieści z historią to prawda zawsze wychodzi poturbowana?"

Igor słuchał. "Wszystko mu się przydać może, recyklinguje cierpienie i śmierci". Przenikała go ta prawda na wylot. Dojrzewał? Mądrzał? Zrzucał z siebie cały wcześniejszy wstyd? Swój i swoich przodków. Wstydzili się swych imion, swojego języka, swojego podlaskiego, chłopskiego pochodzenia. Ukrywali swój wstyd w nowych miejscach swego lepszego bytu. Moc tej opowieści sprawiała, że z wolna Igor stawał się Ignacym. Wracał do swego dzieciństwa, do swych korzeni. Układał w  głowie poszczególne sceny swojej sztuki teatralnej, kolejnego swego sukcesu. Czym jeszcze było dla Igora spotkanie z Sońką? Czy mogło być czymś więcej poza snobistycznym pragnieniem sławy? Czym było to spotkanie dla Sońki? Czym było to ich spotkanie dla nas?

Czym jest "Sońka" Ignacego Karpowicza? Niewątpliwie jest wielkim przeżyciem literackim.
Ignacy Karpowicz swą opowieść, pełną okrucieństwa, połączył z pięknym poetyckim językiem. Pisze o sprawach ważnych, bolesnych bez zbędnego patosu. Pisarz pozostawia miejsce na opinie, oceny, refleksje, odbiór dla każdego kto pozna tę opowieść. Dla mnie osobiście jest prezentem urodzinowym od córki. Jest małą książeczką z wielką treścią z najwyższej półki. Jest też nominacją, wybraną przez Kapitułę do tegorocznej Nagrody Literackiej Nike.

Treść powieści przemawia, krzyczy. Przemówiła do mnie również oryginalna szata graficzna okładki. Wymownie koresponduje z treścią. Linia horyzontu. Styk. Miejsce, gdzie styka się niebo z ziemią. Może przeszłość z teraźniejszością? Może starość z młodością? Może bieda ze zbytkiem? Może miłość ze zdradą? Może życie ze śmiercią? Może...? Miejsce, gdzie w końcu spocznie każda miłość. "Żadna miłość nie ląduje w niebie, zawsze ziemia. Ziemia."
"Równina-płaskie niebo i płaska ziemia, pustka, w której istnieje tylko linia horyzontu. Linia, równe cięcie nożyc, gdy już odłożono nadzieję, bez strzępów i niteczek."
To nie jest puste miejsce. Tam, na tej linii horyzontu jest miejsce dla naszych przemyśleń, refleksji, zadumy. Miejsce na pamięć. Bo z niej nic nas nie wyzwoli. Nic jej nie zmyje. Żadne katharsis. Pamięć pozostanie niewywabiona. Jak brunatna plama na błękitnej, odświętnej sukience Sońki...


Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

3 komentarze :

  1. Na mnie książka także zrobiła wrażenie. Nie tylko chodziło o to, w jak poetycki sposób można przedstawić, w jaki "koronkowy" sposób opowiedzieć taką prostą, chociaż kontrowersyjną historię. Podobają mi się nawiązania i forma. To przecież mogła być tylko prosta nowela, a pisarz zbudował na jednym wątku wielopiętrowy dramat...

    OdpowiedzUsuń
  2. Od dawna mam tę książkę w planach, muszę w końcu przeczytać!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń