Wydawnictwo: Szara Godzina
Data wydania: 2 lutego 2016
Ilość stron: 304
To się da!
cyt.: "To się da!" Ana Sakowicz
Tytuł, cytat, powiedzenie, motto.
Ulubione powiedzonko mieszkańców Kociewia (to region na Pomorzu, którego stolicą jest Starogard Gdański) : "To się da", posłużyło Annie Sakowicz za tytuł do jej nowej powieści, a jednocześnie stało się myślą przewodnią fabuły. Jak adekwatny to jest tytuł, przekonujemy się strona za stroną.
Słowa niosące za sobą dużą dawkę optymizmu, tak dużą, by starczyło dla głównej bohaterki Joanny, dla wszystkich, na których jej zależy, no i dla czytelnika, który wgłębiając się w tę opowieść, siłą rzeczy, wierzy w ich moc sprawczą.
Joanna bierze roczny urlop od swojego dotychczasowego życia. Zostawia za sobą swoje miasteczko, liceum, w którym uczy, mieszkanie, które komuś wynajęła, całą czterdziestoletnią przeszłość.
Właściwie, to wcale niczego tak bezpowrotnie nie zamyka, nie podsumowuje, nie postanawia.
Punkt zwrotny, jeśli tak można powiedzieć, w jej życiu, miał miejsce dziesięć lat wcześniej. Wówczas rozwiodła się i tamto zdarzenie, niczym cezura, z pewnością podzieliło jej drogę, na etap "przed" i ten, wyraźnie inny, "po". Choć czas leczy rany, pewne, nawet zabliźnione, wciąż bolą i nie dają o sobie zapomnieć.
Teraz, Joanna z córką Lusią, bez większych planów, wyjeżdżają na Pomorze do samotnej i wiekowej już cioci Zosi. Miejsce, które poznają, jest ciche, spokojne, w sam raz na wypoczynek i pisanie, na które ciągle brakowało czasu.
Nie! Nie! To wcale nie jest takie przewidywalne... Pomimo, że dotychczasowe życie Joanny, nie było spełnieniem jej młodzieńczych marzeń, motyw przeprowadzki, nie jest tutaj "panaceum na wszelkie zło".
To tylko matka Joanny, nieustannie zamartwia się o córkę i poszukuje dla niej najlepszej partii na męża. Niefortunne poczynania i podejmowane w tym kierunku matczyne trudy, wcale nie spotykają się z wdzięcznością córki, wręcz odwrotnie, a czytelnikom stwarzają niezły ubaw.
Joanna, nabiera dystansu do tego co było i z nową energią, przez kałuże i błoto, przez mniejsze i większe przeszkody, nawet przez rzucane pod nogi kłody, prze do przodu. Nie brakuje jej trosk, wątpliwości, problemów, ma też swoje tęsknoty i niespełnione marzenia. Biegnie z tym całym bagażem. Biegnie, ale nie na oślep. Rozgląda się wokół. Z jej życiową drogą plączą się drogi innych, którzy też, z jeszcze większym trudem, podążają po swoje marzenia.
Hospicjum, w którym Joanna podejmuje pracę jako wolontariuszka, jest szokującą konfrontacją. Trafiamy tam za główną bohaterką i razem z nią dokonujemy weryfikacji. Książkowej i rzeczywistej.
Tutaj doświadczamy olśnienia, jak niewspółmierne z niczym są najwyższe wartości, takie jak szczęście, spełnienie marzeń, sens naszego istnienia dziś i racja jutra. I jak to wszystko , zarazem staje się względne.
Joanna uświadomiła to sobie bardzo szybko.
Patrycja, Szpilka, Mrówka, to dziewczynki walczące z chorobą nowotworową, walczące z czasem, czekające na dawcę szpiku. Kinga o rudych włosach nie miała szczęścia. Jej "Złodziejka" skradła nie tylko marzenia.
"Złodziejka marzeń", to pierwsza część opowieści o Joannie i innych bohaterach. Tytuł idealnie trafiony. Ale to można dopiero ocenić, zapoznając się z fabułą. Nie wierzę, że tak od razu ktoś wiedział o jaką złodziejkę chodzi? Okrutna, bezwzględna, śmiertelna choroba, jakim jest nowotwór. Okrada dzieci z marzeń. Jak się do tego mają nasze marzenia, i tych, co jeszcze mają trochę więcej czasu?
To najtrudniejszy temat poruszony przez pisarkę, choć są inne, jak tolerancja, problem samotności, relacje międzyludzkie. Tak ważne problemy zostały tutaj przedstawione w zwykłej, biegnącej swoim rytmem codzienności, miejscami smutnej, chwilami śmiesznej, czasami żałośnie absurdalnej, w takiej, jaką jest.
Poprzez zachowanie swych bohaterów, pisarka propaguje pewną filozofię życia, optymizm pomimo wszystko. I to świetnie udało się Annie Sakowicz. Umiejętnie przeplata wątki lekkie, humorystyczne z tymi o innej strukturze, trochę cięższymi, nasączonymi smutkiem, strachem, łezką, to nadaje kompozycji naturalności, czyni ją bardzo ciekawą, oryginalną. Tym zabiegiem Anna Sakowicz wypracowała swój niepowtarzalny styl. Wcześniej czytałam "Szepty dzieciństwa", gdzie podobnie, lekkie wątki, humor i żart, miały za zadanie udźwignąć, może trochę na przekór utartym nornom, te wątki o cięższej wadze wymowy, jak bieda, trudne dzieciństwo, alkoholizm. Nabieramy dystansu do pewnych spraw, do samych siebie i wszystko staje się łatwiejsze. To wielkie literackie osiągnięcie pisarki.
Teraz przeczytałam jednym tchem obydwie części "Złodziejkę marzeń" i To się da", do czego wszystkich, którzy jeszcze tego nie uczynili, gorąco namawiam. Warto poznać pełną wigoru i pogody ducha ciocię Zosię, która snuje ciekawe opowieści o swoich przeżyciach z czasu wojny i o swej powojennej, jedynej, wielkiej romantycznej, a zarazem tragicznej miłości do Henryka. I o konspiracji Joanny i jej córki Lusi w poszukiwaniach tej miłości. Czy było warto...? Przekonajcie się koniecznie.
Szklane, sympatyczne serduszko, też odegrało tutaj swoją rolę. Ja już wiem jaką.
Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/
O autorce już słyszałam, mądre tematy porusza. Życiowe. Nic tylko czytać :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję. :)
OdpowiedzUsuń"To się da" już u mnie. Będę zabierać się za tę lekturę.
OdpowiedzUsuń